Pustynia Śmierci
-
Zbiorcze określenie na lwią część Ameryki Północnej, zwłaszcza dawnych Stanów Zjednoczonych i Meksyku. Podobnie jak w wypadku Pustkowi, swój obecny stan zawdzięczają bombardowaniom wszelkiej maści, lecz tu nie użyto już broni atomowej na tak szeroką skalę, więc teoretycznie da się wytrzymać w niektórych miejscach bez kombinezonu i hełmu, ale zawsze jest dobrze mieć takowe pod ręką. Pustynia Śmierci to przeważnie zwykła pustynia, pełna Zombie i Mutantów. Choć są tutaj też ruiny, zamieszkane przez nich lub ocalałych. W ruinach wielu miast twardo trzyma się Milicja i resztki armii USA, natomiast Armia Światowa i Z‐Com mają posterunki w ich pobliżu lub na samej pustyni, gdzie odpierają liczne ataki Zombie. Szacuje się, że oddziały tu obecne zużywają najwięcej amunicji ze wszystkich, gdyż liczba wystrzelonych naboi i pocisków sięga nawet do kilku tysięcy.
Poza tymi organizacjami aktywnie działają tu Bandyci, Kartel, Fanatycy, Legion i Szarańcza, przeważnie polując na innych ocalałych lub niszcząc siebie nawzajem. -
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
W sumie to zginąć lub jechać dalej i to olać, ale jak zrobił, tak zrobił, jego wybór. Niemniej, zbliżając się do owego wzniesienia, z całą pewnością mogłeś stwierdzić, że na jego grzbiecie są budynki, acz nie rozpoznawałeś jeszcze ich konturów ani nie mogłeś określić, czy rzeczywiście są to budynki, czy może już tylko ruiny.
-
Woj2000
Andrew rozejrzał się po okolicy z pagórka, na którym stał. Jak na Pustynię Śmierci, okolica była dość spokojna. Tylko niewielka liczba zarażonych widoczna była w okolicy oddalonego kompleksu budynków, wyglądających na odgrodzoną farmę.
‐Kolejna społeczność przetrwańców, która padła. ‐ pomyślał na głos ‐ Marny los.
W końcu postanowił zejść z pagórka i podążać wzdłuż pobocza dawnej autostrady stanowej. Andrew liczył na to, że spotka kolejną enklawę, gdzie będzie mógł sprzedać swoje umiejętności w zamian za zapasy. Mocniej ujmując swój wierny czekan w dłoni, ruszył swoim kulawym krokiem wzdłuż drogi, licząc na jakiekolwiek ognisko cywilizacji.
,Choćby i tych przeklętych bandytów" ‐ pomyślał. -
-
Woj2000
DeMayo postanowił się zatrzymać i spojrzeć z oddali na konstrukcję. Jednocześnie zaczął przegryzać kawałek suszonego mięsa, gdyż poczuł się głodny. Patrząc i jedząc, zastanawiał się, czy opłaca mu się tam iść. Kiedy zjadł cały kawałek mięsa, postanowił się tam udać, uważając jednocześnie, by nie być zbytnio widocznym.
-
Kuba1001
No i tu pojawił się problem: Byłeś widoczny jak na dłoni, rozciągający się gdzie okiem sięgnąć płaski teren nie dawał Ci absolutnie żadnej ochrony czy osłony. Na szczęście, po kilku minutach, zdałeś sobie sprawę, że nie masz się czego obawiać, gdyż po powiewających proporcach i malunku na ścianie, domyśliłeś się tu posterunku Z‐Com.
-
Woj2000
Andrew był bardzo, ale to bardzo zadowolony z tego obrotu spraw. Nie spodziewał się znaleźć posterunku paramilitarnego w tej części Pustyni Śmierci. Postanowił się do niego udać, lecz najpierw uznał za konieczne wykonanie czynności, które, w jego mniemaniu, miały z całą pewnością upewnić wachmanów, że nie jest żadnym potworem. Dlatego też przytroczył swój czekan do pasa, podniósł ręcę do góry i zaczął powoli podchodzić w stronę bramy, jednocześnie krzycząc:
‐PANOWIE! NIE STRZELAJCIE! NIE MAM OCHOTY WAS ZEŻREĆ! -
-
Woj2000
Natychmiastowo stanął jak wryty.
‐Nie mogliście dać jakiego znaku czy co?! Bezmózgie przecie nie czytają! ‐ wykrzykuje z wyczuwalną mieszaniną niepokoju i irytacji w głosie, po czym dodaje spokojniej:
‐Kierowniku, to może jaką drogę podacie, co? Bezmózgie czy inne nieszczęście może gdzieś się tu kręcić!
Po wypowiedzeniu tych słów rozejrzał się nerwowo w poszukiwaniu ewentualnych ,nieszczęść". -
-
-
Kuba1001
‐ Nie wydaje mi się. ‐ odparł, a po chwili pojawiło się dwóch żołnierzy, z czego jeden miał Cię nie muszce karabinu, a drugi ruszył przed siebie, często zakosami, przechodząc bezpiecznie przez pole minowe.
‐ Rzucaj tę zabawkę na ziemię. ‐ powiedział, wskazując na czekan. Najpewniej miał zamiar Cię przeszukać, co jest standardową procedurą w takich sytuacjach. -
-
-
-
Kuba1001
‐ bandyci podesłali nam kogoś podobnego do Ciebie, też oferował pomoc w zamian za schronienie, a podczas przeszukiwania odkryli, że ma na sobie od cholery materiałów wybuchowych… Ledwo co odmyliśmy ściany ze szczątek jego i tego, który go przeszukiwał… Później tydzień się tu jakieś cholerne Zombie kręciły, ale to zawsze kilkanaście mniej na świecie, nie? A tamtych Bandytów dorwaliśmy, o to się nie martw… Tym razem się poddali, później długo tego żałowali.
-
-
-
-
-
Kuba1001
Woj:
‐ Tyle to i ja wiem, ale co będziesz tam robić? Nie mówię, że nie podzielimy się z Tobą prowiantem ani nie damy schronienia na jakiś czas, ale to nie jest miejsce dla cywili.
Radio:
Jak okiem sięgnąć, wszędzie to samo: Nagie, wypalone i pozbawione życia ruiny… Mimo to, podczas kilkuminutowego wypatrywania sobie oczu, dostrzegłeś na horyzoncie coś, co mogło być położonym blisko okolicznej autostrady budynkiem, ale więcej nie możesz zobaczyć. No i problem jest taki, że to zawsze może być jedno z tych przeklętych złudzeń optycznych, a jeśli nie, to na miejscu mogą na Ciebie równie dobrze czekać Bandyci, Szarańcza, Zombie, Mutanty czy inne, niezbyt przyjazne, istoty. -
Woj2000
‐Spokojnie, spokojnie, nie zamierzalem tu na was pasożytować! ‐ mówi przejęty, że ktoś chciał go uznać za jakiegoś żebraka ‐ Chciałem tylko znaleźć jakąś spokojną przystań na chwilę i zarobić na swoje przetrwanie tym, co potrafię. Ewentualnie dowiedzieć się czegoś o jakiś innych zamieszkanych miejscach na tym zadupiu, nie?
-
Radiotelegrafista
Gdyby takim myśleniem posługiwał się od początku apokalipsy, dawno byłby martwy. Chwila, i wybierze się w stronę tamtego budynku. Wrócił na dół, po czym pogłaskał papugę. Z paredziesąt minut pobrzdąkał na gitarze, bez wzmacniacza, by dawała ciche, metaliczne dźwięki. Po tym, zarzucił manatki na plecy, i wraz z ptakiem na ramieniu, powędrował w stronę budynku przy autostradzie. Trzymał się osłon.
-
Kuba1001
Woj:
‐ Zamieszkałe miejsca? Ten posterunek, kilka innych, ewentualnie osady Bandytów. To mamy już z głowy, więc jak chcesz niby zarobić na swoje przetrwanie?
Radio:
Osłon nie było, nie było tu nic, co jest kluczowym problemem życia tutaj: Wszyscy widzą Cię tu jak na dłoni. Ale już ruszyłeś, ryzyko zostało podjęte, także nie możesz robić nic innego, jak tylko maszerować dalej, co pewnie zajmie Ci około godziny przy obecnym tempie marszu. -
Woj2000
‐Byłem licencjonowanym pilotem, a teraz jestem wędrownym Macgyverem, co naprawia różne zajechane rzęchy za zasoby. ‐ powiedział, krzyżując zawiadacko ręce na piersi ‐ Zgaduję, że nie macie tu żadnego samolotu, helikoptra, szybowca czy innego balona, to od razu polecę dobrym panom swoje mechaniczne usługi. Gdyby żołnierze chcieli atest dla moich umiejętności, to w osadzie oddalonej o pięć dni drogi stąd zreanimowałem wysokoprężny agregat za pomocą elektrodówy i aluminiowego złomu z samochodów!
To akurat było prawdą. Co prawda namęczył się przy tym niemiłosierne i prawie zajechał na śmierć jedyną w promieniu kilkuset mil spawarkę elektrodową zbyt pewnym spawaniem, ,ale nie jest to rzecz o której ktoś powinien ktoś wiedzieć, bo bedzie źle dla mnie" ‐ myślał sobie, obserwując reakcje trepów na własne wynurzenia i przechwałki
-
-
Kuba1001
Woj:
‐ Akurat wysłaliśmy tam patrol kilka godzin temu, więc gdy wróci to zweryfikujemy prawdziwość Twoich słów. Poza tym to nie, nie mamy tutaj żadnych pojazdów latających ani pojazdów w ogóle, jedyne, które widzimy to ciężarówki dostarczające nam zaopatrzenie, eskortujące je pojazdy, a czasem też helikoptery lecące sami nie wiemy gdzie lub samoloty, które mają za zadanie oczyścić jakiś rejon z Bandytów, Mutantów, Zombie albo innego ścierwa.
Radio:
Gdy tylko się zbliżyłeś, zauważyłeś, że cały budynek musiał być zamieszkany… Kiedyś była to pewnie stacja benzynowa i motel w jednym, a teraz? Budynki otaczały mury z drewna, złomu, kamienia i betonu, uzupełniały to zasieki z drutu kolczastego i pola minowe, a także uzbrojone po zęby grupki strażników na murach. Taaak, to miejsce z pewnością robiło wrażenie. -
-
Radiotelegrafista
Oż cholera! Nieźle się zbliżył. Jeżeli są to bandyci, najpewniej już by do niego strzelali… Z resztą, inni też by strzelali. I co ma do stracenia? Wypuścił na chwilę Jimi’ego (papugę) w powietrze, na wypadek jakby coś miało jej się stać. Były w pobliżu jakieś osłony, do których mógłby wskoczyć w razie ognia od strony fortu?
-
Kuba1001
Woj:
‐ Z tego, co wiem, to nie ma tam czego szukać, ale owszem, wiemy. Jakieś sto kilometrów stąd na północ.
Radio:
Nie, bowiem osłony ułatwiałyby sprawę atakującym, więc obrońcy usunęli wszystkie głazy, wraki, gruz i wszystko, co mogłoby dać ochronę komukolwiek, kto chciałby zaatakować to miejsce. Poza tym, kilku strażników najpewniej Cię zauważyło, ale nie strzelają, więc możesz wziąć to za dobrą monetę. Do papugi również nikt nie strzelał. -
Woj2000
‐Naprawdę? ‐ zapytał lekko zdumiony odległością ‐ To gdzie ja zaszedłem? Jeszcze dwa tygodnie temu byłem w El Paso. To szybko mi ta wędrówka zleciała, aż straciłem rachubę.
Na krótką chwilę zamilkł, po czym kontyuował:
‐El Paso… nie polecam tam iść. Nie dość, że wszystko rozgrabione, to jeszcze na jakiegoś Ogra tam trafiłem! Uwierzycie, że ten dryblas gonił mnie po całych przedmieściach przez pół dnia? Zawzięta bestia, nie powiem… -
-
Kuba1001
Woj:
Przez kilka sekund mogłeś zauważyć zdziwienie, konsternację, a nawet strach na twarzach tego i innych członków Z‐Com. Mimo to po chwili opanowali się i wrócili do siebie.
‐ Rzadko kiedy widuje się tu Ogry…
Radio:
Zdecydowanie nie, bo nie strzelali do Ciebie, mimo iż byłeś na widoku. Dopiero po chwili wycelowano w Ciebie dwa archaiczne karabiny czterotaktowe z czasów drugiej wojny, chyba rosyjskie i radzieckie Mosiny, które dzierżyło dwóch krzepkich strażników.
‐ A Ty kto?
‐ I czego tu szukasz? -
Woj2000
‐Może i tak, ale ,rzadkie" nie znaczy niemożliwe.‐ odpowiedział hardo, odruchowo zacierając ręce. Zaraz potem dodał, lekko się uśmiechając ‐ To co, możemy już wejść do środka? Stoimy tu jak kołki od dziesięciu minut; jeszcze coś nas zobaczy i tyle z tego bedzie. A historię o Ogrze mogę zawsze opowiedzieć w środku. Podobnie jak kilka innych…
-
-
Kuba1001
Woj:
‐ Niech będzie. Chcesz najpierw odpocząć po podróży i coś zjeść czy od razu masz zamiar wziąć się do roboty?
Radio:
Jeden z nich nie przestawał do Ciebie celować, drugi zaś opuścił broń, ale tylko po to, żeby podejść i przeszukać Cię z grubsza.
‐ Czysty. ‐ wyjaśnił swojemu kompanowi, a i ten opuścił lufę karabinu. ‐ Co Cię sprawdza do Gniazda Tułacza? ‐ dodał nieco raźniejszym tonem. -
-
-
Kuba1001
Radio:
‐ Na to masz zajebistego farta, bo zamiast trafić na bazę wypadową jakichś degeneratów to dostałeś się do największej, bo i jedynej w promieniu kilkuset kilometrów, placówki handlowej. Mamy tu broń, amunicję, żarcie, wodę, alkohol i wiele więcej, w tym paliwo, miejsce do spania i odpoczynku i tak dalej. Tym jest, tak pokrótce, Gniazdo Tułacza. Teraz jasne?
Woj:
‐ Jeden z naszych Humvee, silnik i chłodnica padły mu na amen, ale poza tym jest sprawny. Jeśli go nie naprawisz, to pewnie przyślą po niego śmigłowiec, ale cholera wie kiedy przyleci i kiedy wróci ze sprawną maszyną. To jest priorytet, innymi rzeczami możesz zająć się później. -
-
-
-