Warszawa
-
Zatem spróbował się zakraść do niej od tyłu i uderzyć lekko kluczem w tył jej głowy.
-
Udało Ci się, a ona padła nieprzytomna na ziemię. Wtedy jednak drugi bandyta krzyknął coś ze zdziwienia i natychmiast dobył broni, celując do Ciebie z kuszy. Z takiej odległości nie mógł chybić, a bełt zabiłby Cię bez większych problemów. Nim jednak nacisnął spust swojej broni uprzedził go Zygmunt, trafiając najpierw w ramię, co uniemożliwiło mu oddanie strzału, a potem w głowę, po czym już się raczej nie podniesie.
- Tamci ze środka zaraz się zlecą, musimy się sprężać. - powiedział, przeszukując bandziora, którego zabił. Wziął kuszę i kołczan z tuzinem bełtów, które Ci wręczył. - Daj to tamtemu mechanikowi, żeby nie był bezbronny. Sprowadź go tu i zabierz kobietę do samochodu. Zwiąż ją i zaknebluj, byle solidnie, żeby nie uciekła. -
Skinął, złapał za kuszę i szybko pobiegł do samochodu po Roberta.
– Trzymaj i chodź ze mną szybko. – wywlekł go z samochodu i wcisnął mu kuszę w łapy, a następnie wrócił po kobietę. -
Nie wiedział za bardzo co zrobić ani z kuszą, ani z bełtami w kołczanie, które również odebrał, ale skinął głową, zapewne zastanawiając się, po co mu broń, skoro miał zająć się typowo cywilną fuchą, czyli szukaniem części i rozbieraniem większym komponentów po to, aby je uzyskać. Kobieta leżała tam, gdzie upadła, wciąż nieprzytomna, a Zygmunt w tym czasie rozstawiał swoje psy, aby zorganizować zasadzkę sfory na bandytów, którzy mogli, choć nie musieli, ale lepiej być gotowym na najgorsze, usłyszeć odgłosu wystrzału.
-
– Strzelaj do każdego zgniłka i kogoś, kto by chciał wyrządzić nam krzywdę. Ja muszę się nią zająć. – rozkazał mu dosyć spokojnie, a on sam zabrał się za zakneblowanie jej. Nie ma przy sobie żadnych łańcuchów i lin, więc użył do tego swojej koszuli i jej ubrań. Związał jej mocno nogi oraz ręce za plecami i wsadził jej duży kawał szmaty do ust, aby nie mogła go wypluć, a tym bardziej krzyczeć na cały głos. Po zakneblowaniu wziął ją na plecy i zaniósł do samochodu.
-
Udało Ci się, a widać, że Twój kompan był jeszcze bardziej zdziwiony, niż wcześniej. Teraz pora wrócić i wziąć się za ocalałych bandytów, chyba że tamci postanowią sami do Was wyjść.
-
– Od samego początku mi się to nie podobało. Od samego początku, gdy tu przyjechaliśmy. – zagadał w międzyczasie, gdy wracał do miejsca, gdzie przyłożył kobiecie kluczem. – Wiesz jak działają kusze i jak się z nimi obchodzić? Ja sam nie wiem dokładnie, ale trochę na filmach widziałem.
-
- Celujesz i strzelasz. - odparł Robert, choć niepewnie. - Czy jakoś tak. Ogarnę.
- Oby. - mruknął krótko Zygmunt, a później gwizdnął kilka razy, a jego sfora zerwała się do biegu, wbiegając do budynku, skąd zaraz dało się słyszeć wściekłe ujadanie i warczenie psów, kilka przekleństw czy okrzyków zdziwienia, a potem jedynie mrożące krew w żyłach okrzyki zagryzanych żywcem ludzi. -
Widok rozrywanych ludzi i inne tego typu widoki nie robiły na nim dużego wrażenia; dźwięk, który temu zawsze towarzyszył, bardziej go przerażał. Ścisnął jeszcze bardziej w dłoni i czekał.
-
Zygmunt ruszył przodem, ale dał Ci po chwili znać, że nie masz się czego obawiać.
- Idźcie i bierzcie się za swoją fuchę, ja przeszukam tych tu i zabezpieczę okolicę. - powiedział, zwołując do siebie wszystkie psy, niektóre wciąż się oblizujące lub z zakrwawionymi pyskami. Nieco mogło dziwić, że pozwalał im na coś takiego, z jednej strony jakiekolwiek mięso było niemałą gratką, pozwalało mu trzymać sforę na nogach, a z drugiej jeśli zbytnio się w nim rozsmakują, to mogą zagrozić wreszcie i jemu. -
Klucz wcisnął za pasek od spodni i wziął się za swoją robotę - szukanie części i innych wartościowych rzeczy.
-
W samym budynku odnalazłeś nieco narzędzi różnego rodzaju: Śrubokręty, klucze, piły ręczne i łańcuchowe, siekiery, łomy i tym podobne, a nawet palnik. Najwidoczniej bandyci nie mieli jak zabrać tego wszystkiego, nie było im to potrzebne lub planowali tu jeszcze wrócić. W ich plecakach i torbach odnalazłeś za to różne części do samochodów osobowych i półciężarówek, a także motocykli i rowerów. Robert nie miał zamiaru wejść tam, gdzie leżeli zagryzieni bandyci, więc działał na zewnątrz, znajdując choćby nieco przydatnych części lub wykręcając je z kilku pojazdów. Największym łupem był jednak, o dziwo, sprawny motor, ciężko ocenić jaki dokładnie model, ale to wciąż solidny kawał pojazdu, który na dodatek jeździ.
-
Wszystko zaniósł do samochodu Zygmunta, ale zostawił sobie jeden śrubokręt, który może mu posłużyć jako broń, a motocykl wyprowadził na zewnątrz.
– Co o tym sądzisz? – zapytał kierowcę pojazdu. -
- Jeśli jesteś to w stanie naprawić, a cały wypad okaże się sukcesem, to mogę Ci go oddać. - odparł, a Ty nie miałeś pewności, w jakim stopniu było to podyktowane szczerością i hojnością, a w jakim chęcią pozbycia się rzęcha, który może nie nadawać się do naprawy, a jeśli, to po krótkiej przejażdżce eksploduje razem z kierowcą.
-
– Naprawię, naprawię. Chcesz coś jeszcze tutaj przeszukać czy już ruszamy?
-
- Miejsc jest sporo, łupów pewnie też, tamci musieli pozbierać po łebkach. - odparł, ruchem głowy wskazując na zmasakrowane przez psy zwłoki bandytów. - Szukajcie dalej, ja podprowadzę bliżej samochód i pogadam sobie z tamtą lalą… Nawiasem mówiąc, jak już dowiem się tego, co chcę, to możesz sobie skorzystać, Twój kumpel też. - dodał, trącając Cię lekko łokciem w ramię i odchodząc, a po kilku gwizdach dołączyły do niego też psy.
-
Człowieka może by mu się udało zabić, ale zgwałcić kobietę? Nigdy. Żyje w świecie, w jakim teraz żyje i dalej ma pewne zasady, których się trzyma. Podwinął rękawy koszuli i zabrał się przeszukiwanie zwłok.
-
Robert nie mógł się przemóc, więc Tobie przypadło nieco łupów, takich jak zapałki, zapalniczki, papierosy, a nawet piersiówka pełna jakiegoś podejrzanego płynu. Znalazłeś również nóż, ołówek i małą, ładowaną ręcznie, latarkę. Tymczasem Zygmunt podjechał samochodem pod bramę, aby ułatwić Wam noszenie łupów.
-
Nóż dał Robertowi, a resztę zachował dla siebie i zabrał się za noszenie łupów. Teraz chce jak najszybciej opuścić to miejsce.
-
Schwytana przez Ciebie kobieta wciąż była nieprzytomna, a Zygmunt nie odpowiadał na żadne pytania jej dotyczące, które zadawał Robert, więc po chwili sobie odpuścił i resztę trasy pokonaliście w milczeniu. Nie zatrzymaliście się jednak pod bazą, Zygmunt zaparkował samochód w jakiejś bocznej uliczce, kilkaset metrów dalej.