Warszawa
- 
Zygmunt ruszył przodem, ale dał Ci po chwili znać, że nie masz się czego obawiać. 
 - Idźcie i bierzcie się za swoją fuchę, ja przeszukam tych tu i zabezpieczę okolicę. - powiedział, zwołując do siebie wszystkie psy, niektóre wciąż się oblizujące lub z zakrwawionymi pyskami. Nieco mogło dziwić, że pozwalał im na coś takiego, z jednej strony jakiekolwiek mięso było niemałą gratką, pozwalało mu trzymać sforę na nogach, a z drugiej jeśli zbytnio się w nim rozsmakują, to mogą zagrozić wreszcie i jemu.
- 
Klucz wcisnął za pasek od spodni i wziął się za swoją robotę - szukanie części i innych wartościowych rzeczy. 
- 
W samym budynku odnalazłeś nieco narzędzi różnego rodzaju: Śrubokręty, klucze, piły ręczne i łańcuchowe, siekiery, łomy i tym podobne, a nawet palnik. Najwidoczniej bandyci nie mieli jak zabrać tego wszystkiego, nie było im to potrzebne lub planowali tu jeszcze wrócić. W ich plecakach i torbach odnalazłeś za to różne części do samochodów osobowych i półciężarówek, a także motocykli i rowerów. Robert nie miał zamiaru wejść tam, gdzie leżeli zagryzieni bandyci, więc działał na zewnątrz, znajdując choćby nieco przydatnych części lub wykręcając je z kilku pojazdów. Największym łupem był jednak, o dziwo, sprawny motor, ciężko ocenić jaki dokładnie model, ale to wciąż solidny kawał pojazdu, który na dodatek jeździ. 
- 
Wszystko zaniósł do samochodu Zygmunta, ale zostawił sobie jeden śrubokręt, który może mu posłużyć jako broń, a motocykl wyprowadził na zewnątrz. 
 – Co o tym sądzisz? – zapytał kierowcę pojazdu.
- 
- Jeśli jesteś to w stanie naprawić, a cały wypad okaże się sukcesem, to mogę Ci go oddać. - odparł, a Ty nie miałeś pewności, w jakim stopniu było to podyktowane szczerością i hojnością, a w jakim chęcią pozbycia się rzęcha, który może nie nadawać się do naprawy, a jeśli, to po krótkiej przejażdżce eksploduje razem z kierowcą. 
- 
– Naprawię, naprawię. Chcesz coś jeszcze tutaj przeszukać czy już ruszamy? 
- 
- Miejsc jest sporo, łupów pewnie też, tamci musieli pozbierać po łebkach. - odparł, ruchem głowy wskazując na zmasakrowane przez psy zwłoki bandytów. - Szukajcie dalej, ja podprowadzę bliżej samochód i pogadam sobie z tamtą lalą… Nawiasem mówiąc, jak już dowiem się tego, co chcę, to możesz sobie skorzystać, Twój kumpel też. - dodał, trącając Cię lekko łokciem w ramię i odchodząc, a po kilku gwizdach dołączyły do niego też psy. 
- 
Człowieka może by mu się udało zabić, ale zgwałcić kobietę? Nigdy. Żyje w świecie, w jakim teraz żyje i dalej ma pewne zasady, których się trzyma. Podwinął rękawy koszuli i zabrał się przeszukiwanie zwłok. 
- 
Robert nie mógł się przemóc, więc Tobie przypadło nieco łupów, takich jak zapałki, zapalniczki, papierosy, a nawet piersiówka pełna jakiegoś podejrzanego płynu. Znalazłeś również nóż, ołówek i małą, ładowaną ręcznie, latarkę. Tymczasem Zygmunt podjechał samochodem pod bramę, aby ułatwić Wam noszenie łupów. 
- 
Nóż dał Robertowi, a resztę zachował dla siebie i zabrał się za noszenie łupów. Teraz chce jak najszybciej opuścić to miejsce. 
- 
Schwytana przez Ciebie kobieta wciąż była nieprzytomna, a Zygmunt nie odpowiadał na żadne pytania jej dotyczące, które zadawał Robert, więc po chwili sobie odpuścił i resztę trasy pokonaliście w milczeniu. Nie zatrzymaliście się jednak pod bazą, Zygmunt zaparkował samochód w jakiejś bocznej uliczce, kilkaset metrów dalej. 
- 
– Czemu tutaj? – zapytał. 
- 
- Coś mi tu śmierdzi. - odparł i wskazał przez szybę coś, czego nie zauważyłeś w panoramie zrujnowanego miasta: cienką smużkę dymu, która unosiła się mniej więcej z miejsca, gdzie była baza tamtych ocalałych. 
- 
– Myślisz, że ktoś napadł na nich, gdy my się zajmowaliśmy czym innym? 
- 
- To, że nas tam nie było, to raczej przypadek, ale tak, moim zdaniem zostali napadnięci. 
- 
– Więc co teraz robimy? Czekamy, jedziemy tam czy jedziemy gdzie indziej? 
- 
- Ja tylko tak myślę. Nie twierdzę, że mam rację. Zwyczajnie wolałem się tam nie zapędzić, gdyby było gorąco. Pójdziemy na zwiady i później się okaże. 
- 
– Wszyscy idziemy czy ktoś zostaje? 
- 
- Jeśli ktoś ich napadł to bandyci albo większa chmara Zombie. Uważasz, że Twój kolega mięczak da radę i nie załamie się ani nie zrobi nic głupiego? 
- 
Wbił swój wzrok w Roberta i tak się patrzył na niego przez kilka sekund w milczeniu. 
 – Da radę. – odpowiedział krótko. – Przypilnuję go.
 

