Warszawa
- 
Uklęknął obok niego. 
 – Kojarzysz ich?
- 
- Na bandytów nie wyglądają. - odparł, kręcąc głową. - Ale na lokalsów też nie. 
- 
– Czyli co? Przebrali się? 
- 
- Albo nie są stąd. - odparł, podając Ci lornetkę. - Słyszałem kiedyś, że jakaś zorganizowana banda ma zawitać do stolicy, bo reszta kraju już prawie zdechła. Nie wiem tylko, kim są, jak wielu ich jest i w co są wyposażeni. No i jakie mają intencje… Wiesz, to też nie muszą być oni, a cała ta plotka mogła się okazać bujdą. Kto wie? 
- 
Przystawił lornetkę do oczu i rzucił dalekim okiem na wartowników. Zwrócił uwagę na ich wyposażeniem, ubrania oraz na twarze. 
 – Zawsze zakładaj, że plotki są fałszywe. – powiedział, podając lornetkę Robertowi.
- 
- Co Ty nie powiesz. - prychnął, a Robert w milczeniu odebrał od Ciebie lornetkę. 
 Nie zauważyłeś nic szczególnego. Mieli broń palną, pistolety maszynowe, strzelby lub karabinki, ciężko ocenić z tej odległości, byli ubrani jak członkowie jakiejś organizacji paramilitarnej, którzy ni to mieli mundury i resztę wyposażenia żołnierzy, ni to cywilne ubrania.
- 
– A ty rozpoznajesz kogokolwiek? – zapytał Roberta. 
- 
Pokręcił głową. 
 - Pierwszy raz ich na oczy widzę… To co robimy?
- 
– Czyli przejęli osadę, co oznacza, że raczej nie mają pokojowych zamiarów. Tak myślę. Nie szedłbym tam. Przynajmniej na obecną chwilę. 
- 
- Ja mam gdzie się podziać, nie wiem jak Wy. - odparł Zygmunt. - A jeszcze na tyle Wam nie ufam, żeby zaprosić Was do mojej cudownej meliny. 
- 
Nie ma pretensji do Zygmunta, w końcu on też by nie przyjął pod swój dach dwóch typów, których ledwo zna. 
 – Nie, nie mamy. Może mógłbyś nas podrzucić w miarę bezpieczne miejsce?
- 
- To było ostatnie jakie znam… Mogę powiedzieć tyle, żebyście trzymali się jak najdalej od Pałacu Kultury i Nauki i wszystkich centrów handlowych, a pożyjecie dłużej. Wrócę tu jutro w południe, żeby sprawdzić, co ci robią, o ile jeszcze tu będą. Wpadnijcie, jeśli przeżyjecie. 
- 
//Powiesz mi czy moja postać wzięła ze sobą plecak, w którym miała swoje fanty, czy przy sobie ma tylko to, co znalazł przy tych trupach?// Eh, będzie musiał spędzić noc na podłodze w jakimś budynku. Szkoda, bo tamto łóżko było jednak wygodne. 
 – Na pewno wpadniemy, jeżeli nic nie stanie nam na drodze.
- 
//Chyba nie pisałeś nigdzie, że go odkładasz, więc zakładam, że masz przy sobie wszystko.// 
 Pokiwał głowę i uścisnął każdemu z Was dłoń, życząc powodzenia i udał się z powrotem do swojego samochodu i sfory psów.
- 
– Ty chyba lepiej znasz te okolice. Znasz może jakieś w miarę bezpieczne miejsce, gdzie moglibyśmy przenocować? – zapytał Roberta. 
- 
- Szczerze? Odkąd trafiłem do tamtych ocalałych to w ogóle nie opuszczałem ich bazy. Chcieli mieć mechanika na miejscu, mi to też odpowiadało, że nie muszę nadstawiać karku, kiedy nie trzeba. 
- 
– Mhm. Chodź za mną. 
 Tak właściwie to on sam nie wie, w którym kierunku iść. Ruszył, ale unikał głównych ulic, centr handlowych i wszystkich większych otwartych przestrzeni. Właściwie to rozglądał się za jakimiś budynkami, które wyglądają w miarę bezpiecznie.
- 
W obecnych czasach żadne tak nie wyglądały, ale na plus można wziąć to, że większość pozostała w co najmniej dobrym stanie, nie było tu tak wiele ruin, jak mógłbyś spodziewać się po mieście podczas apokalipsy Zombie. 
- 
Skoro większość tak wyglądała, to może sobie powybrzydzać. Rozejrzał się za jakimś budynkiem z małą ilością okien i z kratami na parterze. Drzwi też są ważne, więc muszą te również muszą być w miarę wytrzymałe. 
- 
Nie było budynku, który spełniał wszystkie wymagania. Żaden nie miał krat, większość miała niewiele okien, ale były wybite, ale równie duża ilość budynków posiadała drzwi. 
 - To? - zagadnął Robert, wskazując na niewielki kiosk. To rzeczywiście miało drzwi, kraty i jedno okno, ale nie oferowało żadnych wygód, a prawdopodobnie nawet żadnego miejsca, aby się swobodnie rozłożyć.
 

