Warszawa
-
//Powiesz mi czy moja postać wzięła ze sobą plecak, w którym miała swoje fanty, czy przy sobie ma tylko to, co znalazł przy tych trupach?//
Eh, będzie musiał spędzić noc na podłodze w jakimś budynku. Szkoda, bo tamto łóżko było jednak wygodne.
– Na pewno wpadniemy, jeżeli nic nie stanie nam na drodze. -
//Chyba nie pisałeś nigdzie, że go odkładasz, więc zakładam, że masz przy sobie wszystko.//
Pokiwał głowę i uścisnął każdemu z Was dłoń, życząc powodzenia i udał się z powrotem do swojego samochodu i sfory psów. -
– Ty chyba lepiej znasz te okolice. Znasz może jakieś w miarę bezpieczne miejsce, gdzie moglibyśmy przenocować? – zapytał Roberta.
-
- Szczerze? Odkąd trafiłem do tamtych ocalałych to w ogóle nie opuszczałem ich bazy. Chcieli mieć mechanika na miejscu, mi to też odpowiadało, że nie muszę nadstawiać karku, kiedy nie trzeba.
-
– Mhm. Chodź za mną.
Tak właściwie to on sam nie wie, w którym kierunku iść. Ruszył, ale unikał głównych ulic, centr handlowych i wszystkich większych otwartych przestrzeni. Właściwie to rozglądał się za jakimiś budynkami, które wyglądają w miarę bezpiecznie. -
W obecnych czasach żadne tak nie wyglądały, ale na plus można wziąć to, że większość pozostała w co najmniej dobrym stanie, nie było tu tak wiele ruin, jak mógłbyś spodziewać się po mieście podczas apokalipsy Zombie.
-
Skoro większość tak wyglądała, to może sobie powybrzydzać. Rozejrzał się za jakimś budynkiem z małą ilością okien i z kratami na parterze. Drzwi też są ważne, więc muszą te również muszą być w miarę wytrzymałe.
-
Nie było budynku, który spełniał wszystkie wymagania. Żaden nie miał krat, większość miała niewiele okien, ale były wybite, ale równie duża ilość budynków posiadała drzwi.
- To? - zagadnął Robert, wskazując na niewielki kiosk. To rzeczywiście miało drzwi, kraty i jedno okno, ale nie oferowało żadnych wygód, a prawdopodobnie nawet żadnego miejsca, aby się swobodnie rozłożyć. -
Jedyny minus to wielkość, ale przynajmniej ma kraty.
– Ujdzie. – podszedł bliżej, postukał kluczem w kraty i nasłuchiwał, czy nie ma tam w środku jakiegoś zgniłka. -
Nie, ewentualnie był, ale milczał, ale to oznaczałoby, że jesteście zgubieni, bo Zombie właśnie zaczęły myśleć.
-
Więc otworzył drzwi od kiosku (lub je wyważył, jeżeli była taka potrzeba) i wszedł do środka.
-
Przegniłe już gazety i czasopisma wszelkiej maści nie pachniały dobrze, a dochodziła do tego woń zgnilizny i odchodów. Najwidoczniej ktoś lub coś mieszkało tu wcześniej, a później opuściło kiosk, zostawiając go w takim stanie, w którym tylko desperat zatrzymałby się na dłużej.
-
Pokręcił głową, widząc to, na czym przyjdzie mu siedzieć lub też spać. Niemniej jednak, zgarnął butem część papierów w jedną kupę i zdjął plecak z pleców, a następnie ustawił go w kącie, żeby miał na czym siedzieć. Przed zamknięciem drzwi, rzucił jeszcze okiem na okolicę, czy nic ich nie obserwuje albo czy nie czai się w pobliżu jakieś niebezpieczeństwo.
-
Nic, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Na drugi w sumie też.
- Nie możemy poszukać innego miejsca? - zapytał Robert. Może i on też był człowiekiem, który przeżył apokalipsę, ale jej większość spędził w bezpiecznym lokum, gdzie miał dostęp do niemalże takich samych wygód, jak ludzie sprzed pojawienia się Zombie. -
– A masz czas, siły i chęci? Chce ci się szukać czegoś lepszego po okolicy i marnować przy tym siły i cierpliwości? Nie marudź, kurwa.
-
Westchnął tylko i odgarnął nieco śmiecia z podłogi, aby usiąść naprzeciw Ciebie.
- Nie tak to sobie wszystko wyobrażałem… -
– Że spędzisz noc w zasranym kiosku?
-
- Między innymi. Ale też życie po apokalipsie. Realia i w ogóle.
-
– Nikt się tego nie spodziewał i tylko paranoicy się w miarę przygotowali.
-
- No niby tak. A Ty jak się przygotowałeś?