Warszawa
-
- Mój brat tam pracuje i załatwił mi robotę u niego. Też jesteś chętny?
-
— A kiedy widziałeś się z tym bratem? Nie chce być wścibski ani złośliwy, ale jednego dnia możesz z kimś rozmawiać, a drugiego dnia będziesz mu musiał kopać grób, bo go coś zabiło. Nie grożę tobie ani twojemu bratu, ale jeżeli miałeś z nim kontakt tydzień temu, to on może być już martwy.
-
- Widzieliśmy się dziś rano, palancie. Mam samochód zaparkowany po drugiej stronie tej dziury, szef kazał mi się tu wybrać na szaber i sprawdzić, czy żołnierzyki nadal się tu kręcą.
-
– Jak widać i słychać, dalej się kręcą i moim zdaniem będą tu jeszcze przychodzić.
-
- A niech się kręcą, nikt ich tu już nie potrzebuje. Dali dupy, niech odlatują z resztą na Grenlandię czy coś.
-
– Na czym się znasz, że brat ci załatwił robotę u tego całego Białasa? Bimber umiesz pędzić?
-
- Jakbyś zgadł. A poza tym potrafię strzelać, jebnąć ze łba i inne takie.
-
– Czyli zostaniesz typowym karkiem, jeżeli masz pewną robotę. Nie jest to chyba nic szczególnego. A twój brat? Też kark?
-
- Przed apokalipsą robił za ślusarza, a później włamywacza, więc zajmuje się taką bardziej… no, powiedziałbym, że dyskretną i delikatną robotą.
-
– Wiesz, gdzie znajdę tego Białasa?
-
Kiwnął głową.
- No przecież dla niego robimy, nie? W sensie ja i mój brat. Jak będziesz trzymać łapy na widoku i nie spróbujesz nas zastrzelić czy coś, to może cię nawet do niego zabierzemy. -
– Wolę samemu do niego trafić. Jestem nadzwyczaj ostrożny.
-
Prychnął pod nosem.
- Nie będzie. Wyjeżdżasz stąd, dwa kilometry prosto. Na rozjeździe w lewo. Później jedziesz tak długo, aż któryś z jego ludzi cię zgarnie i zaprowadzi dalej. Jasne? -
— Dwa kilometry prosto, na rozjeździe w lewo i wio. — powtórzył do siebie szeptem. — Jasne, dzięki. A ty nie potrzebujesz podwózki?
-
- Z bratem się wrócę, tak jak przyjechałem.
-
— Więc trzymaj się i pozdrów brata. — pożegnał się, a następnie zabrał swoje manatki do samochodu, którym następnie opuścił to zniszczone miasteczko.
-
- Ta, nawzajem. - mruknął i również odszedł, ty zaś bez problemu opuściłeś to miejsce. Tylko co dalej?
-
No chyba uda się w kierunku tego miejsca, o którym usłyszał od tego gościa. Może i wcale tam nie zagości, ale zrobienie małego skanu okolicy mu nie zaszkodzi.
-
Tak jak mówił ci wcześniej mężczyzna: dwa kilometry drogą, na rozjeździe w lewo. Nie byłeś pewien, ile jechałeś dalej, aż napotkałeś na drodze powalone drzewo, które uniemożliwiało ci dalszą jazdę. Biorąc pod uwagę, co opowiedział tamten gość, to nie mógł być przypadek. A nawet jeśli, to widziałeś wyraźnie, że owe drzewo zostało ścięte, a nie złamane, więc musiała to być robota jakichś ludzi.
-
Nawet nie wyszedł z samochody, a zaczął się rozglądać dookoła i doszukiwać zagrożeń. Czy one były, czy nie - nawet nie próbował usunąć tego drzewa z drogi, a po prostu zawrócił.