Nowe Gilgasz
-
- Tyle, ile powinieneś wiedzieć. - odparł. - Konkurencja dla Czarnego Słońca. Miasto huczy od plotek, że Vigo się zmarło i mamy nowego szefa, więc tamci pewnie będą próbowali na tym skorzystać. Strażników uprzedziłem o tym, kogo mają z miasta nie wypuścić, ale nie mogą ot tak iść i ich zabić. A od kilku tygodni mamy tu kilkunastu ludzi Kartelu, podających się za kupców i chroniących ich najemników. Do tej pory dostawali od nas fałszywe informacje, żeby zaszkodzić swoim szefom, ale teraz trzeba się ich pozbyć, zanim doniosą o zmianach na samej górze. Twoje zadanie jest proste: Iść tam, gdzie teraz mieszkają, zabić wszystkich i wrócić tu z workiem pełnym ich łbów. Dostaniesz trzysta sztuk złota i prawo do zabrania części rzeczy, które tamci mieli, po tym jak ja i reszta weźmiemy swoją część. Stoi?
-
Z zabiciem członków Kartelu nie powinno być większych problemów; gorzej ze znalezieniem ich kryjówki, zakładając, że jej miejsce nie jest znane. Skinął głową na słowa karczmarza.
-- Wchodzę w to. Czarnemu Słońcu udało się odnaleźć lokalizację ich kryjówki? Czy będę musiał na własną rękę ją odnaleźć? -
- Poślę z tobą kogoś, kto zaprowadzi cię na miejsce. Pamiętaj, że nikt nie może przeżyć. Jeśli będzie trzeba, zabij świadków, gdyby jacyś byli. - odparł, od razu ułatwiając sprawę z szukaniem kryjówki, co właściwie eliminowało jedyną poważną trudność w tej misji. Zakładając, że Kartel nie dysponuje jakimiś elitarnymi wojownikami, Magami czy czymś jeszcze innym, powinno pójść łatwo.
-
Kiwnął głową i wstał z siedziska.
-- Pora więc zrobić sobie wrogów w Kartelu. - odpowiedział cynicznie, choć po chwili zmienił ton na poważniejszy. - Dopilnuję, by żaden z członków Kartelu nie przeżył ataku. A jeśli będą jacyś świadkowie, których nie przekona się ani złotem, ani groźbami, to wtedy zginą. -
- Nie ma masz nikogo przekonywać. - uciął. - Jeśli będą jacyś świadkowie, mają zginąć razem z Kartelem, rozumiesz? Po robocie przyjdź do mnie, moi ludzie zajmą się usunięciem śladów, ty będziesz musiał już tylko odebrać zapłatę. Tamten cię zaprowadzi.
Przy ostatnim zdaniu wychylił się nieco zza kontuaru, wskazując ci na milczącego Krasnoluda siedzącego nieopodal wejścia, który na ten gest zsunął się z krzesła i wyszedł na zewnątrz. -
W milczeniu udał się na zewnątrz oberży, aby spotkać się ze wskazanym przez karczmarza Krasnoludem.
-
Ten stał oparty o ścianę karczmy i gdy tylko wyszedłeś, bez słowa ruszył się z miejsca, kierując się w stronę obrzeży miasta.
-
Ruszył więc za Krasnoludem, opierając jedną z dłoni o rękojeść miecza na wypadek, gdyby członkowie Kartelu, których ma wyeliminować, zdecydowali się na zasadzkę.
-
Najpewniej nie wiedzieli nawet, że ktoś ich odkrył i chce ich wyeliminować, więc dotarłeś na miejsce bez trudu. Trafiliście do jakiejś oberży, ciężko powiedzieć, jaką nazwę nosi, bo jej szyld, który i tak zwisał krzywo, był już tak zniszczony, że nie udało ci się odczytać z niego nawet jednej litery. Szybkie oględziny budynku pozwoliły ci ustalić, że poza głównym wejściem jest też tylne wyjście, co nieco komplikuje sytuację. Tyłów nikt nie pilnował, ale drzwi były pewnie zamknięte od wewnątrz, głównego wejścia zaś strzegł jeden człowiek, nie byłeś pewien, czy członek Kartelu, czy zwykły najemnik albo wykidajło, ale nie powinno robić ci to większej różnicy.
-
Wejście z tyłu byłoby bardziej sensowną opcją, choć najprawdopodobniej te jest zamknięte, a wyważenie ich za pomocą Magii Lodu sprawiłoby za dużo hałasu, a przez to członkowie Kartelu wiedzieliby, że coś jest nie tak, i mogliby uciec. Pozostaje więc opcja wejścia przez wejście główne. Rozejrzał się wokół siebie, czy oprócz niego i strażnika nie ma nikogo w pobliżu, a jeśli tak było, to zaczął wytwarzać pocisk za pomocą Magii Lodu, a następnie wystrzelił go w strażnika, celując w głowę.
-
Problemem były drugie drzwi, którymi członkowie Kartelu mogli uciec, mogłeś więc i o to zadbać, choćby zamrażając je, nim zacząłeś walkę. Ale zacząłeś ją z przytupem, korzystając z tego, że chwilowo w okolicy nikogo nie było. Lodowy sopel trafił dokładnie w cel, może nawet lepiej, niż myślałeś, bo nie tylko trafił mężczyznę w głowę, nim ten w ogóle zareagował, zabijając go na miejscu, ale i przebił ją na wylot, przyszpilając ciało do ściany. Towarzyszący ci Krasnolud, który dotąd nie odezwał się ani jednym zdaniem, gwizdnął z podziwem.
-
Na gwizd Krasnoluda zareagował lekkim uśmiechem, ukrytym pod swoją maską. Wyciągnął swój miecz jednoręczny, a także stworzył sobie lodową tarczę, aby móc czymś blokować pociski na wypadek, gdyby ktokolwiek w tym budynku miał broń dystansową. Po wytworzeniu tarczy, ruszył do środka budynku, gotowy do walki z członkami Kartelu.
-
Najwidoczniej twoja sztuczka zwróciła uwagę osób zgromadzonych w środku, bo wchodząc do niewielkiego korytarza, zauważyłeś dwóch kolejnych ludzi, zapinających w pośpiechu pasy z bronią, którzy kierowali się do wyjścia. Na twój widok zareagowali tak przytomnie, jak tylko się dało, mianowicie zatrzaskując przed tobą drzwi i uciekając.
-
Spróbował otworzyć drzwi poprzez mocne kopnięcie w nie, a jeśli to się nie udało, to spróbował wyważyć drzwi za pomocą Magii Lodu. Liczył na to, że członkowie Kartelu nie uciekną, a zamiast tego będą przygotowywać się do obrony przed intruzem, jakim był właśnie Nord.
-
Musiałeś wyważyć drzwi przy pomocy Magii, ale poszło to dość sprawnie. Gorzej, że po ich przekroczeniu miałeś przed sobą rozwidlającą się drogę i nie miałeś pojęcia, którędy tamci dwaj mogli pójść.
-
Gdyby nie te przeklęte rozwidlenie, to zadanie zdecydowanie byłoby łatwiejsze. Zdecydował udać się na lewo, aby sprawdzić, czy tam nie zastanie delikwentów z Kartelu. Jeśli tam ich nie znajdzie, to będzie musiał udać się w przeciwnym kierunku. Wciąż trzymał tarczę przy sobie, na wypadek gdyby ktoś zaatakował z dystansu.
-
Kolejne drzwi, te jednak były otwarte. Nie znalazłeś tam tych dwóch, których szukałeś, ale nie oznacza to, że poszedłeś w złą stronę, tutaj bowiem była główna izba karczmy, służącej Kartelowi za kryjówkę. W budynku brakowało okien, więc światło zapewniały pochodnie rozwieszone na ścianach w równych odstępach. Za barem stał na stołku Hobbit, który nalewał właśnie piwa dwóm Krasnoludom. Nieco dalej, w kącie, plecami do ściany, siedziały dwa Mroczne Elfy, które o czymś rozmawiały. Z drugiego końca karczmy dochodził wesoły, nieco zwierzęcy rechot trójki Gnolli grających w kości. Był też Nord, zawinięty w skóry Nord, który wyglądał, jakby drzemał, na ławie pod ścianą, oraz wielki Ork z Elfką na kolanach. Na twój widok wszyscy przerwali to, czym się zajmowali (może z wyjątkiem Norda) wlepiając w ciebie spojrzenia. Byli zaskoczeni twoim pojawieniem się i pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy, kim jesteś, stąd ten brak reakcji, który powinien dać ci kilka cennych sekund, nim ktokolwiek z tu zgromadzonych sięgnie po broń.
-
Wykorzystując element zaskoczenia, Morkar wytworzył pięć sopli lodu, a następnie wystrzelił po dwa sople w kierunku Orka i Norda, celując w ich głowy i klatki piersiowe, a ostatni sopel wystrzelił w jednego z Krasnoludów, również celując w jego głowę.
-
Antek:
Nord najwidoczniej jedynie sprawiał wrażenie śpiącego, bo błyskawicznie wykonał unik, przez co twoje pociski spudłowały, a on sam sięgnął do paska, wyjął zza niego toporek i cisnął w twoim kierunku. Ork z kolei nie mógł zrobić uniku, ale również przeżył, używając Elfki jako żywej tarczy. Ta zginęła, a on szybko odrzucił jej truchło i chwycił za dwuręczny topór, z którym ruszył w twoją stronę. Krasnolud z kolei nie zdążył zrobić nic i padł trupem na kontuar. Drugi wskoczył za bar, pociągając za sobą Hobbita. Mroczne Elfy przewróciły stół, za którym siedziały i skryły się, a nim to zrobili, zauważyłeś, jak każdy z Drowów dobywa jednoręcznej kuszy. Z kolei Gnolle zrobiły identycznie, ale ograniczyły się, póki co, do krycia za meblem.
Araknis:
Podróż trochę ci zajęła, ale nie napotkałaś po drodze nic, co mogłoby cię spowolnić lub ci zagrozić, spora w tym zasługa twojego Raptora, nikt rozsądny nie miał zamiar zbliżyć się do ciebie, gdy on pozostawał w pobliżu. Pod bramami miasta czekało na ciebie kilkunastu uzbrojonych po zęby strażników, a jeden z nich wysunął się przed szereg z widoczną niechęcią, spowodowaną zapewne strachem.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta. - powiedział szybko, trzymając się przezornie poza zasięgiem zębów i pazurów twojego wierzchowca. -
Na widok zarówno Drowów wyciągających swoje kusze, jak i Norda rzucającego toporkiem, Morkar zakrył się swoją tarczą, wpierw jednak tworząc dwa lodowe sople, które wystrzelił w Orka, celując w brzuch i jedną z jego nóg, starając się wycelować w kolano. Wierzył w to, że muchy, które przyciąga poprzez klątwę, wciąż mu towarzyszyły, a jeśli tak było, to nasłał je na Drowów, aby utrudnić im celowanie.