Nowe Gilgasz
-
- Był kiedy taki jeden śmieszny baron, co se myślał, że jak je szlachcic, to coś tam fuknie, mruknie i my nie bendziem robić interesów na jego terenie. - odparł i zarechotał pod nosem. - To siem pomylił, poszedł do piachu, a potem żeśmy posadzili jakiegoś jego kuzyna czy co, a on to nam chciał za to berło opierdalać, to se robilim tam, co chcielim. No ale szpiedzy nam donieśli, że tamten baron miał synów, teraz żeśmy siem o tym dowiedzieli. Pewnie bendo chcieli siem upomnieć o swoje. Masz ich znaleźć, a potem… - powiedział i zamiast skończyć zdanie, przejechał palcem po gardle w wymownym geście.
-
-- Rozumiem. Podejrzewasz o to, gdzie oni mogą być, bądź przyszły raporty od szpiegów w kwestii tego, gdzie ostatni raz widziano synów owego barona?
-
Pokiwał głową.
- Dwa kilometry na wschód je wiocha, a we niej karczma. Tam szukaj mojego człowieka, Edo siem nazywa. Wysoki, tatuaż pod okiem. Znajdziesz. On ci opowie szczegóły. -
-- Załatwię to. Tym razem nikt nie ucieknie. - odpowiedział, a następnie wyszedł z karczmy. Nim opuścił miasto, Morkar poczekał, aż powróci jego chmara much, a kiedy ta powróciła, wskoczył na konia i wyjechał z Gilgasz, jadąc w kierunku wioski, zgodnie ze wskazówkami Hobgoblina.
-
//Uznam, że resztę ekwipunku też ma przy sobie.//
Wychodząc, usłyszałeś jeszcze, jak Hobgoblin woła za tobą, że chce mieć ich głowy. Poza tym cię nie zatrzymywał, nic ci się po drodze nie przydarzyło, a odległość była bardzo mała, więc po niecałej półgodzinie jazdy dotarłeś do wioski, jakkolwiek się nazywała. Wyglądała jak jedna z wielu verdeńskich wsi, które już widziałeś, ale zdawała się nieźle prosperować. Pozostaje domyślać się, ile w tym zasługi Czarnego Słońca, które trzyma wszystkich bandytów na dystans. I czy mieszkańcy wioski nie wychodzą na tym gorzej, niż gdyby zawitała tu jakaś banda rzezimieszków. -
Morkarowi nie pozostało nic innego jak udać się do znajdującej się we wiosce karczmy i spotkać się z człowiekiem, o którym mówił mu Hobgoblin.
-
Jako że większość mieszkańców miała tu sporo na głowie, a podróżni pewnie nie zaglądali często do tej małej i położonej na uboczu wioski, w karczmie zastałeś tylko kilku lokalnych pijaczków i właściciela przybytku. Dopiero po chwili dostrzegłeś dwóch drabów siedzących przy stoliku w jednym rogu pomieszczenia oraz swojego informatora, siedzącego w drugim. Tak ja opisał ci Hobgoblin, był wysoki, dość blady, odziany w czerń, w takim kolorze były jego wysokie buty, spodnie, pas, koszula i płaszcz z kapturem, a nawet pochwa na długi nóż czy rzemień, którym przypiął sobie do pasa niewielki toporek. No i miał tatuaż pod okiem, złożony z trzech czarnych kropek, z czego jedna znajdowała się nad dwiema innymi. Wszyscy przyglądali ci się z obojętnością.
-
Przysiadł do stołu, przy którym znajdował się informator.
-- Szef mnie przysłał w kwestii problemu. Chciałbym poznać miejsce, gdzie przebywają synowie barona. - szepnął. -
Pokiwał głową.
- Wysłali kilku ludzi po zapasy do wioski jakąś godzinę temu. Wrócili, ale ich śledziłem. Rozbili obóz na polanie na skraju lasu, jakieś trzy kilometry stąd, przy niewielkiej jaskini. Była tam kiedyś kopalnia, dziś jest opuszczona. Z tego, co wtedy widziałem, jest tam jakiś stary dziad, który chyba wszystkim dowodzi. Do tego dwóch Elfów, wyglądali mi na najemników, czterech pachołków i czternastu żołnierzy. Rozbili obóz wokół kopalni i rozstawili warty. Mogę ci pomóc i pozbyć się kilku, odwrócić uwagę reszty, ale i tak zrobisz najwięcej roboty, nie będę narażać się bardziej, niż muszę. Twoim celem są te gnojki, nie ich obstawa. Jak zdobędziesz łby, możesz zabić resztę albo ich zostawić, mi i Słońcu to zwisa, wyłapiemy ich później, jeśli przeżyją. -
-- Nie odmówię pomocy. Choć moglibyśmy wybić strażników po cichu, to praktycznie jest to dla mnie niemożliwe. W końcu jestem Nordem, a nas Nordów nie uczono działania po cichu. Do tego muchy, które mi towarzyszą, utrudnią skradanie, ale wbrew pozorom, są one dosyć pomocne. Dobrze sprawują się przy rozpraszaniu wroga. - odparł, wpatrując się przez chwilę w towarzyszące mu muchy, a następnie odwrócił się do swojego informatora. - Wracając… Potrzebowałbym, aby strażnicy byli czymś zajęci, podczas gdy ja zabiję gnojarzy.
-
- Mam przy sobie kilka kusz, mogę rozłożyć je wokół obozu, zmieniając pozycję po każdym strzale. Jeśli trafię za każdym razem, pozbędę się czterech. Nie wiem, ilu ruszy w pościg, ale bez trudu zgubię ich w okolicznych lasach. Pozostali będą tylko twoim zmartwieniem.
-
-- Wyśmienicie. Taki plan mi odpowiada.
-
Edo wstał od stołu, zakładając na głowę kaptur płaszcza.
- Przygotuję wszystko. Idź do ich obozu, przyjrzyj się, doszlifuj plan. Albo rozejrzyj się po okolicy. Albo zachlaj się tu i zgwałć jakąś chłopkę. Po prostu zajmij się czymś, będę czekać w pobliżu obozu przed zmrokiem. -
Nord również wstał od stołu i zdecydował się rozejrzeć po okolicy wioski. Być może coś przykuje uwagę Morkara i ten będzie miał przez jakiś czas zajęcie, dopóki nie nadejdzie zmrok i będzie musiał udać się do obozu, w którym ukrywają się synowie szlachetki. W końcu to jest na ten moment najważniejsze zadanie.
-
Obejście wokół, wzdłuż i wszerz całej wioski nie zajęło ci nawet godziny. Chociaż Czarne Słońce dbało o jej mieszkańców, trzymając dzikie bestie, grasantów i inne niebezpieczeństwa z daleka od chłopskich chałup, to nie mieli interesu, aby inwestować szczególnie w to miejsce. Poza chatami, zabudową gospodarską i karczmą był tu jeden warsztat garbarski, garncarz i kowal, ale nic, co choć na chwilę zwróciłoby twoją uwagę.
//Możesz rzucić jakimś ogólnikiem typu przygotowanie się do walki i tak dalej, a ja przewinę akcję do przodu.// -
@kubeł1001 napisał w Nowe Gilgasz:
Niektórzy opuścili swoje miejsca bez słowa, ruszając w drogę, pozostali wrócili do swoich zajęć. Co do tronu, to choć z odległości wyglądał na toporny i niezbyt wygodny, to gdy zasiadłeś na nim, miałeś wrażenie, że spływają z ciebie całe troski, a mebel jest bardziej miękki i wygodny niż puchowe łoże. Magia? A może władza? Zresztą, to raczej bez różnicy. Nadeszła pora na audiencje, a szczęśliwie nie było wielu chętnych, co z jednej strony napawało optymizmem, że nie zaśniesz w ich trakcie, a z drugiej sprawiało, że rosła twoja podejrzliwość względem tych wszystkich, którym zmiana władza się nie podobała i życzyliby ci śmierci.
//Mógłbym rzucić tu jakiegoś NPC lub dwa, ale myślę, że Taczka czekała już dość długo, więc jej postać będzie tu miała pierwszeństwo.//Xavier Waasi
Rozsiadł się wygodnie, zsunął kaptur ze swojego hełmu, ale zdecydował się, że nie będzie go zdejmował. Nie warto pozbawiać się swojej własnej ochrony, zwłaszcza, że i tak zdecydowanie lepiej i groźniej prezentował się w hełmie. Nie był brzydki, ale dodatkowa wartość intymidacji w postaci hełmu była czymś, co szanował.
-- Rozpocznijmy więc audiencje. Kto zjawi się jako pierwszy? – zapytał, przy okazji rozglądając się za służbą i swoimi towarzyszami. Trzeba będzie nakreślić hierarchię. -
Pierwsi byli Fulko, rycerz od von Orrena, który udzielił wam wsparcia, oraz Bell, człowiek na służbie Maga z Gilgasz, dowódca kontyngentu Łaków. Obaj pogratulowali ci zwycięstwa oraz powiedzieli, że ruszają niezwłocznie powiadomić wszystkich o tym, co tu zaszło. A także zapowiedzieli, że albo wrócą osobiście, albo wyślą innych posłańców, aby powiadomić cię, co Mag i szlachcic myślą i jakie mają plany odnośnie dalszej współpracy. Jeśli w ogóle taką zakładają. Twoi pozostali towarzysze nie mieli ci już nic więcej do powiedzenia i wszystko wskazywałoby na to, że teraz pora na zgromadzonych tu ludzi, ale nagle w tłumie zawrzało, stojący między stolikami niezwłocznie się rozstąpili, a do komnaty weszła Gwardia Cienia. Tak jak mówił Rivert, elitarni zabójcy i wojownicy, najlepsze, co mogło zaoferować Czarne Słońce. Fechmistrzowie, szpiedzy, sabotażyści i skrytobójcy. Po walce z twoimi ludźmi byli przetrzebieni, a pewnie nawet przed starciem ich liczba nie była wielka, doliczyłeś się łącznie dwóch tuzinów, z czego kilku było rannych. Stanęli jednak przed tobą we wzorowym dwuszeregu, dumni i wyprostowani. Wszyscy uzbrojeni: łuki, kusze, sztylety, noże do rzucania, łańcuchy z ciężarkami na końcach, miecze, jatagany, bułaty, małe tarcze, włócznie. Ciekawe były miecze i buławy noszone przez niektórych, ich ostrza pokryte były małymi kolcami, ledwo widocznymi, ale uchwyciłeś je tylko dzięki temu, że odbijały światło pochodni.
Po krótkiej chwili milczenia jeden z gwardzistów wystąpił.
- Od zawsze służyliśmy Czarnemu Słońcu. Widzieliśmy jak Vigowie obrastali w potęgę i ginęli od trucizn i sztyletów zamachowców. Dla niewielu z nas to pierwszy taki przypadek przejęcia władzy, większość widziała kilka podobnych, niektórzy kilkadziesiąt, jak Drowy i inne długowieczne rasy. Nie stoimy po stronie starego Vigo, nie staniemy też po twojej. Służymy jedynie Czarnemu Słońcu. Tak długo, jak będziesz godnym swego tytułu, będziemy walczyć i ginąć za ciebie, mój panie.
Po tych słowach przyklęknął na jedno kolano, a pozostali zrobili to samo w niemal tym samym momencie. Zdecydowanie miło z ich strony, ale czułeś pod skórą, że nawet taki jednoznaczny i publiczny pokaz wierności może być jedynie przykrywką i dobrze zarówno mieć na nich oko, jak i obiecać im coś więcej poza dobrym dowodzeniem frakcją (co samo w sobie łatwą do spełnienia obietnicą nie jest). -
Kapitan wyglądał zupełnie inaczej niż wyobrażała sobie go Shimi. Zasiadła na krześle uprzednio upewniając się, że nie ma pod nim eksplodującej mikstury alchemicznej, i przeszła do konkretów. Nigdy nie była na rozmowie kwalifikacyjnej do kompanii najemniczej ale zawsze musi być ten pierwszy raz.
- Ten tego ego… Pieniądze… Chciałabym zarabiać złoto i to mnie sprowadza. Nie wiem co mam powiedzieć - oznajmiła nieśmiała. - Co się mówi na takich rozmowach? - zapytała niedoświadczona rozmówce. -
@kubeł1001 napisał w Nowe Gilgasz:
Obejście wokół, wzdłuż i wszerz całej wioski nie zajęło ci nawet godziny. Chociaż Czarne Słońce dbało o jej mieszkańców, trzymając dzikie bestie, grasantów i inne niebezpieczeństwa z daleka od chłopskich chałup, to nie mieli interesu, aby inwestować szczególnie w to miejsce. Poza chatami, zabudową gospodarską i karczmą był tu jeden warsztat garbarski, garncarz i kowal, ale nic, co choć na chwilę zwróciłoby twoją uwagę.
//Możesz rzucić jakimś ogólnikiem typu przygotowanie się do walki i tak dalej, a ja przewinę akcję do przodu.//Morkar Torgaldsson, Władca Much
Morkar sprawdził swój cały sprzęt, czy jest wciąż w dobrej formie, a także przygotował sobie lodową tarczę za pomocą Magii Lodu i spróbował zebrać więcej much do swojej chmary, aby większa ilość przeciwników mogła zostać zdezorientowana przez te jakże denerwujące owady. Gdy tylko się upewnił, że wszystko jest w porządku, a także kiedy zbliżał się zmrok, Morkar ruszył na swym wierzchowcu w stronę obozowiska, w którym ukrywali się synowie barona. -
kubeł1001 napisał w Nowe Gilgasz:
Pierwsi byli Fulko, rycerz od von Orrena, który udzielił wam wsparcia, oraz Bell, człowiek na służbie Maga z Gilgasz, dowódca kontyngentu Łaków. Obaj pogratulowali ci zwycięstwa oraz powiedzieli, że ruszają niezwłocznie powiadomić wszystkich o tym, co tu zaszło. A także zapowiedzieli, że albo wrócą osobiście, albo wyślą innych posłańców, aby powiadomić cię, co Mag i szlachcic myślą i jakie mają plany odnośnie dalszej współpracy. Jeśli w ogóle taką zakładają. Twoi pozostali towarzysze nie mieli ci już nic więcej do powiedzenia i wszystko wskazywałoby na to, że teraz pora na zgromadzonych tu ludzi, ale nagle w tłumie zawrzało, stojący między stolikami niezwłocznie się rozstąpili, a do komnaty weszła Gwardia Cienia. Tak jak mówił Rivert, elitarni zabójcy i wojownicy, najlepsze, co mogło zaoferować Czarne Słońce. Fechmistrzowie, szpiedzy, sabotażyści i skrytobójcy. Po walce z twoimi ludźmi byli przetrzebieni, a pewnie nawet przed starciem ich liczba nie była wielka, doliczyłeś się łącznie dwóch tuzinów, z czego kilku było rannych. Stanęli jednak przed tobą we wzorowym dwuszeregu, dumni i wyprostowani. Wszyscy uzbrojeni: łuki, kusze, sztylety, noże do rzucania, łańcuchy z ciężarkami na końcach, miecze, jatagany, bułaty, małe tarcze, włócznie. Ciekawe były miecze i buławy noszone przez niektórych, ich ostrza pokryte były małymi kolcami, ledwo widocznymi, ale uchwyciłeś je tylko dzięki temu, że odbijały światło pochodni.
Po krótkiej chwili milczenia jeden z gwardzistów wystąpił.- Od zawsze służyliśmy Czarnemu Słońcu. Widzieliśmy jak Vigowie obrastali w potęgę i ginęli od trucizn i sztyletów zamachowców. Dla niewielu z nas to pierwszy taki przypadek przejęcia władzy, większość widziała kilka podobnych, niektórzy kilkadziesiąt, jak Drowy i inne długowieczne rasy. Nie stoimy po stronie starego Vigo, nie staniemy też po twojej. Służymy jedynie Czarnemu Słońcu. Tak długo, jak będziesz godnym swego tytułu, będziemy walczyć i ginąć za ciebie, mój panie.
Po tych słowach przyklęknął na jedno kolano, a pozostali zrobili to samo w niemal tym samym momencie. Zdecydowanie miło z ich strony, ale czułeś pod skórą, że nawet taki jednoznaczny i publiczny pokaz wierności może być jedynie przykrywką i dobrze zarówno mieć na nich oko, jak i obiecać im coś więcej poza dobrym dowodzeniem frakcją (co samo w sobie łatwą do spełnienia obietnicą nie jest).
Xavier Waasi
Pokiwał głową, ciesząc się z tego, że może na ten moment odetchnąć z ulgą w związku z Gwardią Cienia, nawet jeżeli byli to najbliżsi członkowie organizacji, którzy mogliby go zabić.
-- Również obiecałem lojalność Czarnemu Słońcu i wierność w służbie organizacji. Nie wiem, jak długo przyjdzie mi być Vigo Czarnego Słońca, oraz jak wiele wyzwań czeka przede mną. Wiem jednak, że dobro organizacji stoi nad moim własnym dobrobytem i też zamierzam tego przestrzegać. Wzmocnić Czarne Słońce, odbudować szeregi po walce z moim poprzednikiem. Organizacja miała cele, które realizowała, zanim przejąłem władzę i mogę jej najbardziej się przysłużyć, jeżeli je zrealizuję, jak i też rozpocznę kolejne, które jedynie wzmocnią organizację – odpowiedział gwardzistom. – Liczę na to, że pewnego dnia zasłużę sobie na waszą lojalność, jak i też nie zmarnuję waszego zaufania. Prawda jest też taka, że już coś obiecałem. Miasto Gilgasz. Mam nadzieję, że spełnię tę wizję i zwiększe wpływy Czarnego Słońca, a wy, jako Gwardia Cienia, będziecie obserwatorami moich dokonań, jak i też architektami nie tylko pełnego powrotu do Gilgasz, ale także, wspólnie, poszerzymy horyzony i pojawimy się tam, gdzie Czarne Słońce nie miało wielkich wpływów i je stworzymy. By Czarne Słońce przypieczętowało swoją dominację na kontynencie na wieki. - Od zawsze służyliśmy Czarnemu Słońcu. Widzieliśmy jak Vigowie obrastali w potęgę i ginęli od trucizn i sztyletów zamachowców. Dla niewielu z nas to pierwszy taki przypadek przejęcia władzy, większość widziała kilka podobnych, niektórzy kilkadziesiąt, jak Drowy i inne długowieczne rasy. Nie stoimy po stronie starego Vigo, nie staniemy też po twojej. Służymy jedynie Czarnemu Słońcu. Tak długo, jak będziesz godnym swego tytułu, będziemy walczyć i ginąć za ciebie, mój panie.