Nowe Gilgasz
-
//Najpierw to opisz mi dokładniej ile było tych sopli, jakiej wielkości i z jakiego kierunku poleciały, bo to, co chcesz zrobić, teoretycznie jest jak najbardziej możliwe.//
-
// Zrobione. //
-
Sople rozbiły się albo o sklepienie jaskini, albo o tarcze stojących w zwartym szyku żołnierzy. Dopiero ostatni sopel dosięgnął pozbawionego tarczy przeciwnika, zabijając go na miejscu. Pozostali dobyli sztyletów w miejsce tarcz lub chwycili swoją główną broń oburącz, gotując się do starcia. Zostało ich pięciu plus Elf, który od razu po zakończeniu ostrzału posłał w twoim kierunku strzałę, ale dzięki muchom spudłował, podobnie jak przy drugiej próbie. Gdy rój owadów stał się coraz większy, wszyscy twoi przeciwnicy wycofali się głębiej do jaskini.
-
Ruszył w pościg za przeciwnikami, wysyłając na nich również muchy, jeśli był w stanie ich zobaczyć. Mógłby co prawda spróbować zebrać jeszcze więcej much do pomocy, ale każda przeznaczona do tego sekunda oznaczałaby jedynie więcej czasu dla żołnierzy i najemników, żeby ci przygotowali obronę, a szlachetkom dałoby to więcej czasu na ucieczkę. Swą lodową tarczę wciąż miał w gotowości na wypadek, gdyby żołnierze mieli go ostrzelać, a płaszcz zrzucił z siebie, aby w razie zbyt dużej przewagi ze strony przeciwników jego ruchy nie były krępowane.
-
Gdy tylko wbiegli do jaskini, zniknęli ci kompletnie z pola widzenia. Muchy wciąż tam były i pewnie robiły swoje, a co do jaskini, to była dość spora, ale nie odkryłeś w niej żadnych wrogów. Dopiero po chwili zauważyłeś, że na lewo jest odnoga, schodząca w dół.
-
Nie pozostało mu nic innego, jak przejść przez odnogę. Prawdopodobnie to właśnie tędy uciekli Elf, żołnierze i pachołkowie. I prawdopodobnie idąc tą drogą odnajdzie obóz synów barona. Przed wyruszeniem w drogę przez odnogę, zdjął swoją maskę, by przy następnym starciu zdemoralizować swoich wrogów.
-
kubeł1001 napisał w Nowe Gilgasz:Vader:
Wciąż klęcząc, skłonili ci się. Później wstali, uderzając pięściami w pierś. Po tym, w nienagannym szyku, doskonale zsynchronizowani, opuścili pomieszczenie, a na jakiś czas w komnacie panowała upiorna cisza. Dopiero po kilku chwilach pozostali wrócili do swoich spraw, choć ten pokaz lojalności najbardziej elitarnych wojowników Słońca na pewno sprawił, że zyskałeś w ich oczach. A kilku wybiło to pewnie z głowy myślenie o kolejnym, jeszcze szybszym zamachu. Po Gwardii pojawili się kolejni pragnący audiencji. Pierwszym był Hobbit, co cię nieco zdziwiło, Niziołki nigdy nie kojarzyły ci się z taką organizacją jak ta. Ale nie dostrzegłeś na jego ciele charakterystycznych tatuaży, więc prędko domyśliłeś się, że nie należy do Czarnego Słońca. Hobbit ukłonił ci się nisko i zaczął:- Wielki Vigo, zwę się Drogo. Przybywam tu w imieniu mojego pana, Hodgara Oluscusa. Jest on Magiem i członkiem Czarnego Słońca. Przed przystąpieniem do organizacji, był wędrowcem i najemnikiem, znalazł zatrudnienie na dworze pewnego szlachcica w Verden. Zwał się on Bridir Garkeg. Mój pan miał nauczać jego córkę Magii, ale szybko ją uwiódł, a wraz z nią zapragnął też ziemi swojego pracodawcy. Gdy okolicę nawiedziła szajka bandytów, Garkeg wysłał przeciwko nim Hodgara i swoich wojowników. Nie wiedział, że wcześniej Hodgar dogadał się z przywódcą bandytów. Wciągnął wojsk szlachcica w zasadzkę rzezimieszków, rozbił, a ocalałym zaproponował, aby się do niego przyłączyli. Większość się zgodziła, a tych, którzy nie mieli takiego zamiaru, polecił zgładzić. Wyruszając do walki przeciwko bandytom, miał przy sobie też większość złota ze skarbca szlachcica. Posłał kilku zaufanych ludzi, w tym mnie, do Nowego Gilgasz, aby wynająć za nie najemników. Gdy wróciliśmy, zebrał swoją małą armię i zdobył siedzibę Bridira. Niestety, ten umknął. Sąsiedni szlachcic, wierny człowiek Cesarstwa, dał mu schronienie i żołnierzy, wsparcia udzielił również cesarski garnizon. Po pół roku walk, mego pana przegnano. Jego kochankę uwięziono, a większość wojowników zabito lub powieszono, gdy się poddali. Jeśli ktoś przysiągł mu wierność, był surowo karany. Ale mój pan zbiegł tu z garstką wiernych sług. Przysiągł wierność Czarnemu Słońcu, powrócił do włości Garkega z kontyngentem żołnierzy Słońca. Niestety, pozostali szlachcice wsparli Bridira, podobnie jak cesarscy żołnierze. Został on wyparty z kluczowych pozycji w domenie Gerkega, ale wciąż walczy. Przybyłem tu, aby w jego imieniu prosić cię panie o pomoc, tak jak prosiłem poprzedniego Vigo. Zgodnie z obietnicami mojego pana, będziesz mieć udział w łupach po zwycięstwie, a Czarne Słońce zyska dogodną bazę do prowadzenia rozmaitych operacji w tej części Cesarstwa, w której nie ma od dekad silnego przyczółku. Aby cię przekonać, pragnę dodać, że sytuacja zmieniła się na korzyść mojego pana: jeden ze wspierających Bridira szlachciców stracił syna w najeździe Orków. Drugi zginął po nim, zabity przez jego ludzi, a tego pierwszego szlachcica zgładził ktoś kompletnie inny, niejaki Gideon, który przejął włości ich obu, tak dzięki podbojowi, jak i małżeństwie z córką jednego z nich. Z tego co wiemy, jest on nam przychylny. Ma silne oddziały złożone z najemników i Orków, z którymi przybył aż z Ghadugh. Nie udzielił nam oficjalnego wsparcia, ale na pewno to zrobi, gdy pokażemy, że możemy wygrać. Ponadto cesarscy żołnierze wycofali się, garnizon opustoszał. Ruszyli na jeden z wielu frontów, na których walczy obecnie Cesarstwo. Dzięki temu, przy twoim wsparciu, siły będą wyrównane, a później bez wątpienia zdobędziemy przewagę. A co do potencjalnych konsekwencji wynikających ze zbrojnego przejęcia władzy na tych ziemiach. Wielki Vigo, jaki wykształcony w cesarskim prawie, zapewniam, że zdołamy przedstawić sprawę tak, aby udało nam się zatrzymać ziemie i przywileje, a walki i inne zbrodnie zostaną nam puszczone płazem. Dlatego ponownie proszę cię, wielki Vigo, o wsparcie sprawy mojego pana. Tak przez użyczenie żołnierzy Czarnego Słońca, jak i złoto, które w przyszłości zwrócimy z nawiązką, aby móc zwerbować w mieście najemników.
Xavier Waasi
-- Dziękuję, że mnie informujesz, Drogo – odpowiedział Hobbitowi ze skinieniem głowy. Zostań w Nowym Gilgasz, najlepiej tutaj i oczekuj mnie osobiście. Lojalność Oluscusa będzie doceniona, a ja sam zastanowię się, czy nie pomoc mu osobiście. Obecnie odpocznij, zasłużyłeś, bo i też pomogłeś swojemu panu. Prośba zostanie wysłuchana, lecz co do szczegółów, to te ustalimy przed wysłaniem cię w drogę powrotną – dokończył. -
Stopa:
Gdy tylko wychyliłeś się zza rogu, poleciała ku tobie strzała, której grot musnął cię w policzek. Elf, po oddaniu strzału, zaklął cicho i od razu uciekł, więc widziałeś tylko jak znika za kolejnym zakrętem.
Vader:
- Jestem do twojej dyspozycji, Vigo. - powiedział i ukłonił się nisko, odchodząc.
//No to ode mnie na razie tyle, teraz pora na postać Taczki.// -
Ruszył w stronę zakrętu, przez który uciekł Elf. Przygotował swoją tarczę na wypadek, gdyby Elf ponowił ostrzał, szczególnie patrząc na to, że choć grot strzały musnął Morkara tylko w policzek, tak celniejszy strzał w głowę mógłby natychmiastowo go zabić. Nie planował też zabijać Elfa, a bynajmniej nie teraz, kiedy Nord nie wiedział, gdzie konkretnie znajduje się obóz synów barona.
-
Przyglądając się ludziom, którzy byli na audiencji u nowego Vigo, straciła pewność siebie. Nie była zbyt dobrym mówcą, a co dopiero kiedy musiałaby rozmawiać z kimś tak ważnym. Zwróciła się więc o pomoc do znajomego, którego poznała wcześniej.
-Nie jestem pewna, co powinnam mu powiedzieć… - Spojrzała na Vorkora. - Od czego powinnam zacząć? -
Stopa:
//No właśnie wiedział, gdzie, bo w nim jest. Obóz był na zewnątrz jaskini, tam rozstawili namioty żołnierze i służba, a synowie barona i część ich świty mieli spędzić noc w jaskini, bo wygodniej i bezpieczniej.//
Dalej trafiłeś na kolejny korytarz, dłuższy od poprzedniego, oświetlony pochodniami. Skręcał on ponownie w lewo, ale żeby pokonać zakręt musisz przebić się przez trzech żołnierzy szlachciców, gotowych do walki. Kolejni musieli kryć się gdzieś dalej, wystawienie do walki z tobą w tym korytarzu większych sił byłoby bez sensu, bo nie mieliby nawet miejsca do manewru. Tak czy siak, dwóch od razu zaatakowało, jeden z uniesionym mieczem, a drugi z włócznią na wysokości twojego brzucha. Trzeci, również uzbrojony w długi miecz, czekał z tyłu.
Taczka:
Wzruszył ramionami.
- Poprzedni Vigo wysłuchałby każdej kobiety, o ile byłaby dla niego dość ładna. Nie wiem jak jest z tym, wydaje się zgrywać takiego, który interesuje się problemami wszystkich, żeby sobie trochę zyskać po przejęciu władzy. Więc po prostu idź tam, ukłoń się, przedstaw i opowiedz mu wszystko. Przecież nie będzie kazał cię zabić czy coś. A przynajmniej nie dopóki nie będzie na tyle silny, że inni nie zwrócą na to uwagi. -
// W tym przypadku akurat chodziło mi o część wewnątrz jaskini, aniżeli lokalizację obozu, o której się dowiedziałem od Edo. //
Ruszył na pierwszego z przeciwników, wykonując dwa poziome cięcia w kierunku kolejno brzucha i klatki piersiowej przeciwnika, a także spróbował zablokować nadchodzący atak włócznika przy pomocy swojej lodowej tarczy. -
Posłuchała się rady swojego kompana i podeszła, choć wciąż niepewnie, przed tron Vigo, po czym uklęknęła.
-Wielki Vigo, nazywam się Ilyana Stormbreaker, przybyłam tutaj, żeby dołączyć do Czarnego Słońca oraz choć to samolubne z mojej strony pragnę, abyś mnie wysłuchał. - Przerwała na chwilę, żeby się zastanowić od czego zacząć. - Miałam nieszczęście trafić na obłąkanego mutagenistę, który niedawno zerwał kontrakt z Czarnym Słońcem bez wiedzy, domyślam się, że poprzedniego Vigo. Widziałam te jego dziwadła na własne oczy, a on pragnie zrobić z nich armię i wyprowadzić z podziemia, w którym mieszka. Z czasem na pewno jego spokojna egzystencja stanie się zagrożeniem dla Czarnego Słońca, dlatego proponuję pozbyć się go jak najprędzej. Szczególnie, że ciągle powtarzał o tym swoim pragnieniu władzy i zemsty. -
Xavier Waasi
Wsłuchał się w słowa Stormbreaker. Czarne Słońce pilnie potrzebowało nowych członków, żeby naprawić straty wywołane walką z jego poprzednikiem, toteż zadawalało go to, że tacy szybko się zjawili, a Stormbreaker mogła być pierwszą, która jest w organizacji i nie ślubowała wierności poprzednikom. Można było wybudować zaufanie i zabezpieczyć swoją pozycję. Jednakże, myśląc, wysłuchał z uwagą jej słów. Mutagenista. Dodatkowo potencjalnie pierwsze poważniejsze zagrożenie dla czarnego Słońca i Nowego Gilgasz za jego kadencji.
-- Czy możesz przekazać mi więcej informacji na temat tego Mutagenisty, pani Stormbreaker? – zapytał się jej wprost. – Wiedzy, która pomogłaby w rozwiązaniu problemy z tą osobą? -
-Nie dowiedziałam się o nim za wiele, oprócz tego, że jest kompletnym świrem z niewielką armią zmutowanych Murlokow. - Zamyśliła się na chwilę. - Ale wiem, gdzie przesiaduje, jeśli byłby na tyle głupi, żeby tam zostać. Półtora kilometra stąd, w jaskiniach nieopodal opuszczonej wsi.
-
Xavier Waasi
-- Rozumiem… – odparł. – Jak i też dziękuję, że mnie o tym informujesz. Jak myślisz, jakich środków potrzebujesz, by móc rozwiązać ten problem dla Czarnego Słońca? -
Taczka, Vader:
//Ja się chwilowo nie wtrącam.//
Stopa:
Niezablokowanie spadającego ci na głowę ciosu nie było mądrym posunięciem, stąd chociaż udało ci się dwukrotnie trafić przeciwnika i przebić jego lichy pancerz, dzięki czemu z ran polała się krew, a on padł na ziemię, to wciąż przed śmiercią zdołał zadać ci cios prosto w twarz. Szczęśliwie maska zatrzymała uderzenie i wzięła na siebie większość obrażeń, ale została zniszczona. Szczęśliwie zablokowanie drugiego ataku się powiodło, a spojrzawszy na twoją twarz, żołnierz krzyknął przerażony i odskoczył gwałtownie, przewracając się o zwłoki towarzysza. Trzeci wojownik po prostu uciekł, może przez twój widok, może przez śmierć kompanów, a może i oba. -
-Przydaloby się jakieś nowe wyposażenie, poprzednie straciłam w tamtych jaskiniach. No i kilku doświadczonych ludzi, najlepiej preferujących lekkie opancerzenie, bo tamte tunele są dosyć ciasne. - Odpowiedziała po namyśle.
-
Przez chwilę spojrzał na swą maskę, przełamaną na pół ciosem miecza jednego z żołnierzy. Dzięki niej mógł poniekąd chronić swoją tożsamość podczas całego dotychczasowego pobytu w Nowym Gilgasz, a obecnie nie może jej skutecznie wykorzystać. Z tego powodu będzie musiał w przyszłości poszukać czegoś, co zasłoni jego twarz. W przeciwnym wypadku musiałby ponownie ukrywać się przed innymi niczym wyrzutek, jakkolwiek niepasujący do swojego otoczenia.
Problem zniszczonej maski nie był teraz najważniejszy - najważniejsi są jeszcze żyjący synowie barona, którzy muszą umrzeć. Fakt, że jego twarz została ujawniona, dawał mu przewagę zastraszenia przeciwników, przy czym mógłby zmusić pachołków i niektórych żołnierzy do ucieczki. Nim ruszył w pościg za uciekającym żołnierzem, podszedł do żołnierza, który przewrócił się o zwłoki kompana, a następnie pchnął z całej siły mieczem w jego klatkę piersiową bądź plecy, w zależności od tego, jak leżał.
-
//To tego nie dopisałem wcześniej i w zasadzie nie wiem, czy coś to zmieni, ale cios przełamał ją na pół, a nie kompletnie zniszczył czy rozrąbał na kawałki.
I chyba nie zauważyłeś jednego szczegółu w moim poprzednim poście, więc radzę przeczytać go jeszcze raz i poprawić.//