Miasto Kasuss
-
Mimo wszystko zaryzykowała i pobiegła w jakąś uliczkę, żeby się schować przed Goblinami.
-
Kazute:
Nic na to nie wskazuje, niektórzy najemnicy już ruszyli do bramy strzeżonej przez dwóch ludzkich wartowników, opartych niedbale o swoje włócznie. Najwidoczniej nie podejrzewali tego, co zaraz się stanie.
Taczka:
Uliczka rozgałęziała się w wielu miejscach, a Tobie udało się skryć pośród śmieci i rupieci wyrzuconych do tego zaułka przez okolicznych mieszkańców. Nie była to najlepsza kryjówka, nie pachniała też zbyt dobrze, ale udało Ci się w ten sposób zmylić prawie wszystkie Gobliny. Prawie, bo jeden ruszył właśnie w kierunku Twojej kryjówki, węsząc i wypatrując Cię uważnie. Pewnie miał Cię przyprowadzić swojemu szefo żywcem, ale i tak sięgnął po ząbkowany nóż wiszący u pasa. -
Zarzekał, aż oni zaczną, by później samemu wkroczyć.
-
Najemnicy nie silili się na podstęp czy finezję, więc gdy tylko zaszlachtowali tamtych dwóch pechowców, którzy akurat tego musieli pełnić swoją wartę, otworzyli bramę i ruszyli do środka pałacu wrogiego watażki.
-
Próbowała siedzieć cicho, żeby Goblin nie zwrócił na nią uwagi.
-
Biegiem ruszył w kierunku bramy z toporkiem w dłoniach. Tylko cudem powstrzymał się, by krzyknąć “na pohybel skurwysynom!”
-
Taczka:
I rzeczywiście, choć był tuż obok Twojej kryjówki, zdawał się Ciebie nie zauważać. Za to zauważył Twojego kompana, bowiem młodzian, zaaferowany Twoim zniknięciem, ruszył na poszukiwania ze sztyletem w dłoni. Wychowywał go najemnik, potrafił nim pewnie walczyć, ale i Goblin nie wyglądał na przeciętnego przeciwnika, zwłaszcza gdy wyjął jeszcze miecz z pochwy u pasa. Odwrócił się plecami do Twojej kryjówki i zaatakował chłopaka, wzywając najgłośniej, jak tylko potrafił, inne Gobliny z okolicy na pomoc.
Kazute:
Byłeś Zmiennokształtnym, to do wybaczenia. Gdybyś był Krasnoludem z krwi i kości, to byłoby już niedopuszczalne. Gdy minąłeś trupy wartowników, nie widziałeś już pierwszych z atakujących najemników, miałeś bowiem przed sobą długi korytarz, prowadzący zapewne do sali tronowej, a oni zniknęli już za jego zakrętem. -
Ruszył korytarzem.
-
Już za wspomnianym zakrętem znalazłeś trupy, konkretnie Hobbita i człowieka, nieuzbrojonych. Byli pewnie lokalną służbą. Nieco dalej zaś zobaczyłeś idących przodem najemników, jeden był już martwy, a kolejni walczyli z kilkoma strażnikami Waszego celu, konkretniej z dwójką Elfów i Worgenem.
-
Z racji tego, że różnica w sile pomiędzy Worgenem a Krasnoludem jest ogromna nie zaatakował go. Zamiast tego przypatrzył się, czym walczą Elfy oraz jak mógłby dołączyć do walki.
-
-Verof, uważaj! - Krzyknęła, po czym wyszła z ukrycia, ale za bardzo się bała rzucić na Goblina, więc stała w miejscu.
-
Kazute:
Właśnie jeden z najemników padł, więc nic nie stoi na przeszkodzie, abyś zajął jego miejsce. Jeden z Elfów walczy sztyletem i jednoręcznym mieczem, a drugi dwiema szablami, nie odstają więc od typowego elfickiego wojownika, z jakimi miałeś się już okazję mierzyć.
Taczka:
To w sumie wystarczyło, zdezorientowany Zielonoskóry odwrócił się w Twoją stronę, a chłopak wykorzystał okazję i jednym ciosem sztyletu poderżnął mu gardło. Zabrał miecz pokonanego przeciwnika i od razu ruszył do wyjścia z uliczki, musieliście uciec, nim zlecą się pozostałe Gobliny. -
Jeśli pozostał niezauważony przez bitewne zamieszanie, zakradł się do Elfa z szablami i zamachnął się toporem, usiłując ściąć mu głowę od razu.
-
Tak długo, jak stałeś z dala od bitwy, tak byłeś niezauważony. Wystarczyło, że podszedłeś do Elfa od frontu, bo obejść go nie zdołałeś, aby jego bystre oczy Cię wypatrzyły, a dłonie dzierżące broń przygotowały na konfrontację. Twojego ciosu nie mógł sparować swoją broń, ale gładko uchylił się przed nim i wyprowadził własną kontrę, tnąc po dłoniach i szyi.
-
Odskoczył od tego, robiąc swoisty unik. Wykorzystał chwilę, by namieszać w umyśle Elfa tak, by najzwyczajniej w świecie nie ogarniał co się dzieje oraz zapomniał jak walczyć. Jak się udało, to ponownie się zamachnął toporem na szyję przeciwnika.
-
Pobiegła więc jak najszybciej za Verofem.
-
Kazute:
Nie miałeś na to czasu, gdy tylko odskoczyłeś, Elf natarł ponownie, wyłamując się z formacji obronnej. Pewnie widział w Tobie o wiele większe zagrożenie niż w pozostałych najemnikach, więc chciał się Ciebie jak najszybciej pozbyć, dosłownie zasypując Cię gradem ciosów. Choć większość była niegroźna, uderzając w pancerz, to niektóre mogły trafić Cię w szyję czy twarz, musiałeś robić uniki lub parować je, nie było więc czasu na używanie jakiejkolwiek Magii.
Taczka:
Brama stała otworem, strażników nie było. Najwidoczniej to, co powiedział im, lub raczej wręczył, chłopak było na tyle wartościowe, że uznali ten moment za dobry na przerwę, zwłaszcza że pod bramą nie było żadnego ruchu. Ucieczka była banalnie prosta, już po kilku chwilach znaleźliście się poza murami miasta. Gorzej, że Gobliny Was zauważyły i nie przerwały pościgu, a bramy nikt nie zamknął. -
-Co teraz? - Spytała się Verofa, cały czas biegnąc za nim.
-
Spróbował podstawić nogę Elfowi, by ten się potknął i przy odrobinie szczęścia głupi ryj rozwalił. Jak to się udało, to wtedy spróbował ponownie odciąć mu łeb. Jeśli to się nie udało to ciągle robił uniki i parował ciosy, szukając wzrokiem Khargula do pomocy.
-
Taczka:
- Musimy się ukryć. A później jakoś dostać do Twojego mistrza. - odparł i zboczył w kierunku lasu, w zaroślach o wiele łatwiej będzie Wam zgubić bandę Goblinów.
Kazute:
Ork chętnie by pomógł, ale gdyby teraz włączył się do walki, zrobiłby więcej złego, niż dobrego, zapanowałby tu taki ścisk, że wykonanie jakiegokolwiek ataku graniczyłoby z cudem. Jeśli chodzi o Twój chytry plan, to powiódł się częściowo, wytrącił Elfa z równowagi, ale nie na tyle, żeby nie zdążył uniknąć ciosu. Dlatego Twój topór nie odciął jego długouchego łba, ale utkwił w barku, a krzyk bólu poniósł się daleko po korytarzach pałacu bandyty. Elf zaś zawył z bólu i padł na kolana, ale zamachnął się jeszcze raz szablą, za pomocą zdrowej ręki, chcąc zabrać Cię ze sobą, jeśli zginie, co raczej jest pewne.