Miasto Kasuss
-
— No powiedz mi, jakie elfy? Naprawdę, jakby kiedykolwiek mnie jakikolwiek elf interesował albo w drugą stronę.
Wstała i położyła mu dłoń na policzku.
— A może jeszcze gorączka co została i dalej bredzisz, Dethan? -
-V-Verof, gdzie jesteś? - Zapytała się na głos, chociaż mówiła to do samej siebie. Czekała jeszcze chwilę, a jeśli nie wracał, to zaczęła znów zbierać suche gałęzie na ognisko.
-
Abby:
- Nie wracajmy do tematu tej choroby, to było najgorsze, co w życiu przeżyłem. No, może za wyjątkiem ślepnej gorączki na Martwych Bagnach, ale to było dawno temu.
Taczka:
Nie wracał, a zbieranie chrustu po ciemku było o wiele trudniejsze, niż za dnia, jednak udało Ci się nieco go uzbierać. -
Westchnęła cicho. W sumie też ta choroba nie była dla niej dobrym wspomnieniem. Przecież mogła go stracić. I tu nawet nie myślała o dzieciakach, a raczej o sobie. Chyba by tego nie przeżyła.
— Tak, tak. Przepraszam. Potrzeba ci czegoś? -
Ułożyła chrust na ognisko i spróbowała rozpalić ogień tak jak wcześniej.
-
Abby:
- Odrobiny rozrywki. - odparł z prostotą, wzruszając ramionami. - Każdy inny pewnie doceniłby tych kilka tygodni ciszy i spokoju po walce z drowskimi skrytobójcami, ale mnie to już powoli nuży. Znów chciałbym się czymś zająć.
Taczka:
Po ciemku było to nieco trudniejsze, ale po kilku próbach wreszcie Ci się udało. Ogień przyjemnie grzał, w końcu było chłodno, a Ty wciąż miałaś na sobie tylko skąpy strój niewolnicy, który otrzymałaś wcześniej od Goblinów, a także odstraszał dzikie zwierzęta, które na pewno były gdzieś w pobliżu. Ale był też dobrze widoczny i była szansa, że Gobliny go dostrzegą, o ile jeszcze prowadzą poszukiwania, czego nie mogłaś być pewna. -
Zaśmiała się cicho i nie odpowiedziała, bo co miała powiedzieć? Że zachowuje się jak dziecko?
— To zrób coś. Może jest coś, czego tu teraz pragniesz w głębi duszy? -
Ogrzewała się przy ognisku, dopóki Verof nie wrócił.
-
Abby:
- Mam pokrętną i rogatą duszę. - odparł z szerokim uśmiechem. - Znalazłoby się sporo takich rzeczy.
Taczka:
Nie powrócił, ale do obozowiska wrócił jego dziwny pies. Mogłaś się domyślać najgorszego po nieobecności chłopaka, skoro jego czworonóg widocznie kulał, a futro miał w kilku miejscach pozlepiane zakrzepłą niedawno krwią. -
— O twojej duszy już nieco wiem, moja pewnie wiele się nie różni — odparła ze śmiechem. — A pierwszą z brzegu jaką byś wymienił?
-
-O nie… - Podeszła do psa i przyprowadziła go do ogniska, żeby mógł przy nim odpocząć. Do oczu powoli zaczęły jej napływać łzy, kiedy zrozumiała, co mogło się wydarzyć.
-
Abby:
- Przespać choć jedną noc bez budzącego mnie wrzasku małolatów. - odparł nawet bez chwili namysłu.
Taczka:
Żal żalem, jednak zdałaś sobie też sprawę z tego, że powinnaś stąd uciekać, choćby i teraz, bo Gobliny rzeczywiście wciąż mogą być jeszcze w pobliżu. -
Mało nie parsknęła śmiechem. Nie dlatego, że odpowiedź ją szczególnie rozbawiła, bo ta raczej była prawie jak ostatnie motto Dethana. Bardziej uśmiechała się do swoich myśli, które na wzmiankę o rogatej duszy podsuwały zgoła inne rzeczy niż sen.
— Tak, wiem. Niestety na ten moment nie wiele mogę poradzić. Wątpię, żebym pozbierała fundusze na przeniesienie dzieciaków gdzie indziej. -
Poszła pospiesznie drogą, którą przyszła do tego lasu, żeby wrócić na ścieżkę.
-
Abby:
- Zawsze można spróbować. Znam kilku gości, którzy mogą mieć dobre płatne prace. Ale tym razem żadnych Drowów.
Taczka:
Pies niemrawo ruszył za Tobą, a po jakiejś chwili zdołałaś wreszcie dostać się na najbliższy gościniec, skąd wciąż widziałaś dobrze oświetlone, miejskie mury. -
— Żadnych. Ino się pilnuj, bo nie masz żadnej gwarancji że twój kolega pojawi się raz jeszcze na czas.
Przeciągnęła się i stwierdziła, że wystarczy już tej gadaniny. Ruszyła do pracy nad posiłkiem. -
Wyruszyła więc do kryjówki łaków.
-
Abby:
- Mam wrażenie, że to jakiś dar. Gdy ja potrzebuję jego pomocy, on się zjawia. A gdy moja pomoc jest potrzebna jemu, to również wiem gdzie i kiedy go znaleźć. - odparł, a po chwili wyszedł, zapewne po owe zlecenia. Gdy powrócił, Ty przyrządziłaś już obiad, a dzieci zajęły się nim na tyle, żeby dać Wam choć chwilę spokoju, niezbędną na przejrzenie nowych zleceń, jakie przed chwilą przyniósł Dethan i rozłożył na kuchennym stole.
Taczka:
//Zmiana tematu. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.// -
Wobec tego zaczęła je przeglądać, co innego mogła zrobić?
-
Zabójstwo, porwanie, kradzież i tym podobne. Nic ciekawego ani szczególnie dobrze płatnego. Twoją uwagę przykuło jedno z najświeższych zleceń. Było interesujące, bo opiewało na schwytanie niewolnika, a dokładniej niewolnicy. Wystawił je pewien gobliński watażka przestępczy, jeden z wielu lordów bezprawia w mieście. Był to ewenement, bo zwykle takie sprawy załatwiano po cichu, poprzez wynajęcie kilku łowców czy tropicieli z odpowiednimi zwierzętami i robili to ci łowcy niewolników, którzy dostarczyli na dwór swego pana pechową własność. Dlatego musiała mieć ona dla niego wielką wartość, skoro wystawił list gończy osobiście i w zamian za dostarczenie jej żywej, bo za martwą nie było nagrody, oferował już sporą fortunę, aż osiemset sztuk złota. Zlecenie było też ciekawe z tego względu, że jej celem była Twoja ostatnia podopieczna, którą pewien Nord, znajomy Dethana, pozostawił pod Waszą opieką, a która już dawno zniknęła i nie wróciła, a informacji o niej nie było aż do teraz.
- Kieszonkowcy, złodzieje, konkurencja. - podsumował Dethan swoje zlecenia, które przeglądał. - Nic ciekawego. A tym bardziej dobrze płatnego. A Ty coś znalazłaś?