Miasto Kasuss
-
Zaśmiała się cicho i nie odpowiedziała, bo co miała powiedzieć? Że zachowuje się jak dziecko?
— To zrób coś. Może jest coś, czego tu teraz pragniesz w głębi duszy? -
Ogrzewała się przy ognisku, dopóki Verof nie wrócił.
-
Abby:
- Mam pokrętną i rogatą duszę. - odparł z szerokim uśmiechem. - Znalazłoby się sporo takich rzeczy.
Taczka:
Nie powrócił, ale do obozowiska wrócił jego dziwny pies. Mogłaś się domyślać najgorszego po nieobecności chłopaka, skoro jego czworonóg widocznie kulał, a futro miał w kilku miejscach pozlepiane zakrzepłą niedawno krwią. -
— O twojej duszy już nieco wiem, moja pewnie wiele się nie różni — odparła ze śmiechem. — A pierwszą z brzegu jaką byś wymienił?
-
-O nie… - Podeszła do psa i przyprowadziła go do ogniska, żeby mógł przy nim odpocząć. Do oczu powoli zaczęły jej napływać łzy, kiedy zrozumiała, co mogło się wydarzyć.
-
Abby:
- Przespać choć jedną noc bez budzącego mnie wrzasku małolatów. - odparł nawet bez chwili namysłu.
Taczka:
Żal żalem, jednak zdałaś sobie też sprawę z tego, że powinnaś stąd uciekać, choćby i teraz, bo Gobliny rzeczywiście wciąż mogą być jeszcze w pobliżu. -
Mało nie parsknęła śmiechem. Nie dlatego, że odpowiedź ją szczególnie rozbawiła, bo ta raczej była prawie jak ostatnie motto Dethana. Bardziej uśmiechała się do swoich myśli, które na wzmiankę o rogatej duszy podsuwały zgoła inne rzeczy niż sen.
— Tak, wiem. Niestety na ten moment nie wiele mogę poradzić. Wątpię, żebym pozbierała fundusze na przeniesienie dzieciaków gdzie indziej. -
Poszła pospiesznie drogą, którą przyszła do tego lasu, żeby wrócić na ścieżkę.
-
Abby:
- Zawsze można spróbować. Znam kilku gości, którzy mogą mieć dobre płatne prace. Ale tym razem żadnych Drowów.
Taczka:
Pies niemrawo ruszył za Tobą, a po jakiejś chwili zdołałaś wreszcie dostać się na najbliższy gościniec, skąd wciąż widziałaś dobrze oświetlone, miejskie mury. -
— Żadnych. Ino się pilnuj, bo nie masz żadnej gwarancji że twój kolega pojawi się raz jeszcze na czas.
Przeciągnęła się i stwierdziła, że wystarczy już tej gadaniny. Ruszyła do pracy nad posiłkiem. -
Wyruszyła więc do kryjówki łaków.
-
Abby:
- Mam wrażenie, że to jakiś dar. Gdy ja potrzebuję jego pomocy, on się zjawia. A gdy moja pomoc jest potrzebna jemu, to również wiem gdzie i kiedy go znaleźć. - odparł, a po chwili wyszedł, zapewne po owe zlecenia. Gdy powrócił, Ty przyrządziłaś już obiad, a dzieci zajęły się nim na tyle, żeby dać Wam choć chwilę spokoju, niezbędną na przejrzenie nowych zleceń, jakie przed chwilą przyniósł Dethan i rozłożył na kuchennym stole.
Taczka:
//Zmiana tematu. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.// -
Wobec tego zaczęła je przeglądać, co innego mogła zrobić?
-
Zabójstwo, porwanie, kradzież i tym podobne. Nic ciekawego ani szczególnie dobrze płatnego. Twoją uwagę przykuło jedno z najświeższych zleceń. Było interesujące, bo opiewało na schwytanie niewolnika, a dokładniej niewolnicy. Wystawił je pewien gobliński watażka przestępczy, jeden z wielu lordów bezprawia w mieście. Był to ewenement, bo zwykle takie sprawy załatwiano po cichu, poprzez wynajęcie kilku łowców czy tropicieli z odpowiednimi zwierzętami i robili to ci łowcy niewolników, którzy dostarczyli na dwór swego pana pechową własność. Dlatego musiała mieć ona dla niego wielką wartość, skoro wystawił list gończy osobiście i w zamian za dostarczenie jej żywej, bo za martwą nie było nagrody, oferował już sporą fortunę, aż osiemset sztuk złota. Zlecenie było też ciekawe z tego względu, że jej celem była Twoja ostatnia podopieczna, którą pewien Nord, znajomy Dethana, pozostawił pod Waszą opieką, a która już dawno zniknęła i nie wróciła, a informacji o niej nie było aż do teraz.
- Kieszonkowcy, złodzieje, konkurencja. - podsumował Dethan swoje zlecenia, które przeglądał. - Nic ciekawego. A tym bardziej dobrze płatnego. A Ty coś znalazłaś? -
Osłupiała. Zastanawiała się, co też zrobiła w życiu, by nagle zostać poddana takiej próbie. Chciałoby się zebrać te pieniądze. Astronomiczna kwota. Odetchnęła i podniosła wzrok.
— Chyba nic ciekawego. Przynajmniej nic, za co bym się wzięła.
Co jak co, ale nie zamierzała ścigać własnych podopiecznych. Ta mała pewnie na to nie zasłużyła. Miała ochotę rzucić kartkę w ogień, choć wiedziała, że nic to nie da. -
Zdecydowanie nie, takich zleceń krążyły po mieście dziesiątki, mogłaś być pewna, że wielu łowców nagród je zobaczyło, a kilku może zdecydowało się na podjęcie zadania.
- Tak, u mnie podobnie… Na pewno wszystko w porządku? Nie wyglądasz. -
— A, nic. Po prostu jest zlecenie na tę małą, co była u nas przez chwilę. Trochę mi jej żal, ale co ja mogę?
Wzruszyła ramionami. Przy swoich możliwościach i tak robiła naprawdę dużo dla tych wszystkich dzieciaków. -
- Zawsze można jakoś pomóc szczęściu i zadbać o to, żeby żaden inny łowca jej nie odnalazł. - odparł, doskonale zdając sobie sprawę, że nie wzięłabyś takiego zlecenia, na co on tym bardziej nie miał ochoty.
-
— A gdziebyś ją niby ukrył, co? Bo ja jakoś nie mam pomysłu. To miejsce, jak już dobrze wiesz, nie jest i raczej twierdzą nigdy nie będzie.
Nie wiedziała, czy to już zakrawa o pesymizm czy wciąż jest realizmem i specjalnie jej to nie obchodziło. -
- Ukrycie jej tu byłoby albo skrajnie głupie, albo skrajnie mądre, bo z jednej strony to tutaj jej szukają, ale z drugiej nikt nie spodziewałby się, że wróci i będzie żyć pod nosem tego goblińskiego watażki. Ale są inne miejsca, gdzie mogłaby się ukryć, z daleka od Kasuss i wszystkich jego problemów.