Miasto Kasuss
- 
Abby: 
 No i grał jeszcze kilka dobrych minut, kiedy skończył utwór lub zbrakło mu weny do tworzenia własnego, na co dzieci od razu zareagowały brawami i prośbami o więcej.
 Taczka:
 Idąc po śladach, które, jak się domyślałaś, należały do Verofa, znaleźliście niewielką polanę, a na niej dwa trupy: Gnolla i Goblina.
 - Wychodzi na to, że ktoś szukał Ciebie, a znaleźli jego. - mruknął Łak. - Ale albo zdołał ich zabić, albo pomógł mu ktoś, do kogo należą inne ślady.
 It:
 Na dole niewiele się zmieniło, gości było tylko o kilku mniej, a może nawet tyle samo, również pracownicy kręcili się jak do tej pory, zajęci swoimi zadaniami. Eerci i Magnus siedzieli przy jednym ze stolików, obaj plecami do ściany.
- 
-On nie poradziłby sobie z tymi dwoma… Na pewno ktoś mu pomógł albo sam go złapał i gdzieś zabrał. - Sprawdziła, czy ślady Verofa albo tej drugiej osoby dokądś prowadzą. 
- 
Też zaklaskala, po czym podeszła bliżej. 
 — Lepiej się czujesz?
- 
Taczka: 
 Tak, ale Łaki również się tym zajęły, właściwie czekali tylko na Twoje zdanie, nie wiedzieli w końcu, do czego chłopak był zdolny, dlatego ruszyli po śladach, które wkrótce zaprowadziły Was tam, gdzie byś się tego nie spodziewała: Z powrotem do Kasuss.
 Abby:
 Chłopak wzruszył ramionami.
 - Jak widać. Czemu pytasz?
- 
— Jeju, bo się martwię. Czy to tak trudno zrozumieć? 
 Położyła ręce na biodrach i rozejrzała się po dzieciakach, czy któreś czegoś nie potrzebuje.
- 
- Wychowałem się na ulicy, będąc niewolnikiem, popychadłem i błaznem. - odparł, przepraszającym tonem. - Ciężko przyzwyczaić mi się do tego, że ktoś się o mnie troszczy. 
 O dziwo nie tym razem, dzieci po nieplanowanym koncercie zdawały się uspokojone, i powoli rozchodziły się do swoich zajęć czy zabaw.
- 
— Wiem, że na pewno życie cię nie rozpieszczało. Może to co robię to nie jest zbyt wiele, ale chcę się troszczyć o innych na tyle, na ile jestem w stanie. 
- 
-Nie lubię tego miasta… - Mruknęła. - Nie rozumiem, dlaczego Verof chciałby tam wrócić. 
- 
Abby: 
 - Jestem Ci za to naprawdę wdzięczny, ale nie mogę tu zostać… To nie jest dla mnie. Mam swój cel, który muszę spróbować osiągnąć.
 Taczka:
 - Tylko Ty je znasz. - odparł na to jeden z Łaków. - Powinnaś wiedzieć. Lub chociaż robić nam za przewodnika, choć to niebezpieczne, jeśli ten Goblin Cię szuka.
- 
— Przecie pamiętam. Sam to mówiłeś zanim dotarliśmy tutaj, że zostajesz tylko na noc. 
- 
- Nie mogę już za bardzo na Ciebie liczyć, prawda? 
- 
-Skoro chcemy go znaleźć, to powinniśmy się rozejrzeć po tym mieście, ale bez żadnego przebrania, ktoś od tego Goblina na pewno mnie zobaczy… 
- 
— Mogę cię odprowadzić, ale sam widzisz, że nie jestem do tego stworzona. Do poszukiwania i w ogóle. 
- 
Taczka: 
 Łaki spojrzały po sobie, ale jeden w końcu skinął głową.
 - Zaczekaj i ukryj się w pobliżu razem z resztą, my to załatwimy. - powiedział i skinął na jednego ze swoich kompanów, a następnie obaj ruszyli w kierunku miejskiej bramy, zostawiając Cię pod eskortą pozostałych Łaków.
 Abby:
 - Odprowadzić? Gdzie? Do wyjścia z sierocińca czy pod bramę?
- 
— Pod bramę. Jeszcze ci kolejną ziazię zrobią, jeśli pójdziesz sam. A nuż nam twoja kumpela wyjdzie na spotkanie. 
 Uśmiechnęła się krzywo.
- 
On wykonał podobny gest. 
 - Zanim to się stanie, czeka mnie długa droga, aż do Gilgasz. A tam to i tak będzie prawie jak początek.
- 
— Głowa do góry, masz potencjał do wielkich rzeczy. To co, gotowy? 
- 
Wzruszył ramionami, widocznie nie tak pewien tego, jak Ty. 
 - Im szybciej stąd odejdę, tym szybciej będę w Gilgasz.
- 
— Nie znam cię, więc szczególnie nie wiem jak ci pomóc, młody. Chodź. 
 Ruszyła w stronę wyjścia.
- 
Ukryła się więc, tak jak kazał łak i czekała. 
 


