Miasto Kasuss
-
- Uwierz mi, że na obecną chwilę traktuję cię jako gościa, więc mogłabyś z tej gościnności skorzystać. - odparł, jakby domyślając się, o czym myślałaś. - Lub nie. Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać, zależy mi na naszej umowie.
-
Usiadła. Skrzyżowała ręce na piersiach i odetchnęła głęboko. Chciała do domu i trochę chciała jeść.
-
Nie udało ci się tego zrobić, wciąż miałaś je skrępowane za plecami. I w zasadzie mogłabyś poprosić o uwolnienie, skoro traktuje cię jako gościa, czy też usiłuje cię do tego przekonać.
- Jeśli masz zamiar tak uparcie milczeć to równie dobrze mogę założyć ci knebel i wysłać cię do celi na czas przygotowania wszystkiego do naszej umowy. -
— Jeśli masz zamiar udawać że jestem twoim gościem, równocześnie trzymając mnie skrępowaną jak szynkę, to czemu nie.
-
Widać, że przez chwilę to rozważał, ale w końcu uznał, że tym razem nie spróbujesz go zabić i rzeczywiście cię rozwiązał.
- Zadowolona? - zapytał, odkładając liny na niewielki stolik obok, gdzie leżały też szmaty, którymi wcześniej cię zakneblowano i zawiązano ci oczy. -
Przetarła nadgarstki i odetchnęła. Zaklęła. Potem uśmiechnęła się i kiwnęła lekko głową.
— Dziękuję. -
Skinął głową.
- Jak mówiłem, jesteś moim gościem. Więc czego sobie życzysz? -
— Może coś do picia? Byłoby miło.
-
Ponownie pokiwał głową i klasnął w dłonie. Nie byłaś pewna, gdzie czaił się jakiś służący, ale musiał być w pobliżu, bo po kilku minutach pojawił się człowiek ze srebrną tacką, na której stała butelka wina wraz z dwoma kieliszkami.
- Elfickie wino kwiatowe. - wyjaśnił, napełniając oba kieliszki trunkiem, gdy odprawił sługę, po czym podał ci jeden z nich. - Nie takie szczyny jak ostatnio.
Domyślając się, że możesz być nieufna, pierwszy upił łyk ze swojego kieliszka, abyś nie mogła podejrzewać, że jest on zatruty. -
I tak mu nie ufała, ale miała jakiś wybór? Wypiła cały kielich. Jeśli zatruł kieliszki, to jego strata.
-
Jeśli było zatrute to wypicie takiej dawki najpewniej ścięłoby cię już z nóg. Ale tak się nie stało, więc trucizna musiała być słaba lub nie było jej wcale. Nieco zdziwiony twoim tempem, Zmiennokształtny upił kilka kolejnych łyków i ponownie napełnił twój kieliszek.
-
Tym razem piła nieco wolniej.
— Już ci się znudziło próbowanie sił w konwersacji? -
- A czy mam w niej jakieś szanse? Gdybyś żyła tyle, ile ja, czyli ponad czterysta lat, wiedziałabyś, kiedy odpuścić.
-
— Przed chwilą wydawałeś się jeszcze taki zdecydowany. Ale nie będę ci się narzucać.
Zaśmiała się i znów upiła łyk. -
Uśmiechnął się krzywo i upił drobny łyk.
- Możesz zapytać o wszystko, jeśli to jakoś zmniejszy twoją nieufność do mnie. -
— To chyba wpływ tego miasta, ale nie wydaje mi się żeby było cokolwiek pozwoliło mi tobie zaufać. A może to kwestia tego, że poznaliśmy się w zły sposób?
-
- Gdybyś wybrała inny sposób na podejście mnie, to pewnie skończyłoby się to inaczej. Rozejrzyj się. Domyślam się, że chodziło ci wtedy o pieniądze, wykupiłbym się spod twojego noża.
-
Wzruszyła ramionami.
— Tego już się nie dowiemy. Byliśmy w nieco innym położeniu niż teraz. A jak to jest być takim Władcą? Dobrze? Tak poza tym że ja i inni dybamy na Twoje życie. -
- Inaczej niż być władcą jakiejkolwiek innej rasy. - odrzekł po krótkiej chwili namysłu. - Na Zmiennokształtnych polują wszyscy. Mordują nas wszyscy tylko za to, kim jesteśmy. Pamiętając o tym, muszę dbać o swoje życie, bezpieczeństwo moich poddanych i interesy całej grupy. Nie jest to łatwe, gdy w tym celu musisz mieć pod ręką kilkadziesiąt różnych postaci o różnym wyglądzie, rasie, posturze czy charakterze. A trzymanie w ryzach wszystkich innych Zmiennokształtnych, zwłaszcza tych młodych, nie jest też rzeczą prostą.
-
— Jak się w ogóle takim wladcą zostaje?