Miasto Kasuss
-
Widać, że przez chwilę to rozważał, ale w końcu uznał, że tym razem nie spróbujesz go zabić i rzeczywiście cię rozwiązał.
- Zadowolona? - zapytał, odkładając liny na niewielki stolik obok, gdzie leżały też szmaty, którymi wcześniej cię zakneblowano i zawiązano ci oczy. -
Przetarła nadgarstki i odetchnęła. Zaklęła. Potem uśmiechnęła się i kiwnęła lekko głową.
— Dziękuję. -
Skinął głową.
- Jak mówiłem, jesteś moim gościem. Więc czego sobie życzysz? -
— Może coś do picia? Byłoby miło.
-
Ponownie pokiwał głową i klasnął w dłonie. Nie byłaś pewna, gdzie czaił się jakiś służący, ale musiał być w pobliżu, bo po kilku minutach pojawił się człowiek ze srebrną tacką, na której stała butelka wina wraz z dwoma kieliszkami.
- Elfickie wino kwiatowe. - wyjaśnił, napełniając oba kieliszki trunkiem, gdy odprawił sługę, po czym podał ci jeden z nich. - Nie takie szczyny jak ostatnio.
Domyślając się, że możesz być nieufna, pierwszy upił łyk ze swojego kieliszka, abyś nie mogła podejrzewać, że jest on zatruty. -
I tak mu nie ufała, ale miała jakiś wybór? Wypiła cały kielich. Jeśli zatruł kieliszki, to jego strata.
-
Jeśli było zatrute to wypicie takiej dawki najpewniej ścięłoby cię już z nóg. Ale tak się nie stało, więc trucizna musiała być słaba lub nie było jej wcale. Nieco zdziwiony twoim tempem, Zmiennokształtny upił kilka kolejnych łyków i ponownie napełnił twój kieliszek.
-
Tym razem piła nieco wolniej.
— Już ci się znudziło próbowanie sił w konwersacji? -
- A czy mam w niej jakieś szanse? Gdybyś żyła tyle, ile ja, czyli ponad czterysta lat, wiedziałabyś, kiedy odpuścić.
-
— Przed chwilą wydawałeś się jeszcze taki zdecydowany. Ale nie będę ci się narzucać.
Zaśmiała się i znów upiła łyk. -
Uśmiechnął się krzywo i upił drobny łyk.
- Możesz zapytać o wszystko, jeśli to jakoś zmniejszy twoją nieufność do mnie. -
— To chyba wpływ tego miasta, ale nie wydaje mi się żeby było cokolwiek pozwoliło mi tobie zaufać. A może to kwestia tego, że poznaliśmy się w zły sposób?
-
- Gdybyś wybrała inny sposób na podejście mnie, to pewnie skończyłoby się to inaczej. Rozejrzyj się. Domyślam się, że chodziło ci wtedy o pieniądze, wykupiłbym się spod twojego noża.
-
Wzruszyła ramionami.
— Tego już się nie dowiemy. Byliśmy w nieco innym położeniu niż teraz. A jak to jest być takim Władcą? Dobrze? Tak poza tym że ja i inni dybamy na Twoje życie. -
- Inaczej niż być władcą jakiejkolwiek innej rasy. - odrzekł po krótkiej chwili namysłu. - Na Zmiennokształtnych polują wszyscy. Mordują nas wszyscy tylko za to, kim jesteśmy. Pamiętając o tym, muszę dbać o swoje życie, bezpieczeństwo moich poddanych i interesy całej grupy. Nie jest to łatwe, gdy w tym celu musisz mieć pod ręką kilkadziesiąt różnych postaci o różnym wyglądzie, rasie, posturze czy charakterze. A trzymanie w ryzach wszystkich innych Zmiennokształtnych, zwłaszcza tych młodych, nie jest też rzeczą prostą.
-
— Jak się w ogóle takim wladcą zostaje?
-
- Normalni władcy zyskują poparcie dzięki dziedziczeniu, wsparciu możnych lub po prostu tron kupują. Inni, tak jak ja, zdobywają go, budując wokół siebie tak liczne stronnictwo, aż nikt nie będzie na tyle silny, aby zagrozić jego pozycji.
-
Pokiwała głową.
— To brzmi jakbyśmy na jakiejś specyficznej płaszczyźnie byli do siebie podobni. Ciekawe. -
- Co masz dokładnie na myśli?
-
— Że w żadnym wypadku nie jesteśmy zwyczajni.
Znów upiła wina, o ile jeszcze miała.