Upewnił się magią co do obecności życia, powoli zbliżył się do łóżka i…walkę zaczęła w nim ludzka część jego duszy…nie mógł wysilić się na pozabijanie młodych, wycofał się więc z pokoju i…ruszył do kolejnego.
Cofnął się powoli w ciemność, nie mógł przecież teraz wyjść ‐ zderzyli by się. Z całego tego pośpiechu zapomniał o stąpaniu powoli i nacisnął na jedną nieszczęsną deskę swoim całym ciężarem wywołując niewielki, ale zapewne łatwo słyszalny hałas.
Owszem, ledwo słyszalny, lecz osoba się tym nie przejęła. Do pokoju weszła rudowłosa nastolatka, ze świecznikiem w jednej dłoni, a szklanką wody w drugiej.
Wychodząc zza zakrętu korytarza od razu zauważyłeś pokojówkę. Pech chciał, że i ona zauważyła Ciebie. Krzyknęła i rzuciła się do ucieczki, oczywiście w przeciwnym kierunku. I ciągle wrzeszczała.
Rozpędził się stawiając tym razem dalekie kroki ‐ każdy podobny do dalekiego wyskoku ‐ a gdy znalazł się blisko niej ciął ją szponami przez tył głowy licząc że to wystarczy aby ją powalić i ogłuszyć
Zamknął drzwi i zaczął je podtrzymywać, licząc że ktoś w końcu podbiegnie i zobaczy ślad krwi ‐ tym samym pozbył się niewidzialności i wyciszył krzyki kobiety.
Gdy skończył założył czaszkę ponownie i ruszył na korytarz. Był już najedzony i zostało mu tylko skierować się ponownie do jakiegoś pomieszczenia i wyjść najlepszym sposobem ‐ czyli przepie**olić się przez okno.
Tak też wyskoczył przez okno, zamachnął się skrzydłami i powoli opadł na ziemie co rusz powtarzając ową czynność. Będąc już na ziemi ruszył ku swej zniszczonej rezydencji.