Dekapolis
-
Russel stwierdził że przyda mu się 6 bandarzy, butelka mocnego alkoholu do odkażania ran i dwie buteleczki najbardziej obiecującego leku rozgrzewającego. Po chwili złapał też jakąś maść na odmrożenia.
-
Jeśli będziesz musiał dbać o siebie, wystarczy ci to na całą eskapadę albo i dłużej, gdybyś musiał wspomóc tymi zapasami swoich towarzyszy, to nie będzie już tak dobrze, ale wciąż powinno wystarczyć do zakończenia misji. Za wszystko przyszło ci zapłacić dwadzieścia złotników.
-
Czarodziej wspomniał że potrafi leczyć rany, więc zapasy w najlepszym przypadku byłyby Russellowi potrzebne tylko w ekstremalnej sytuacji. Nie mniej lepiej mieć różne opcje.
Zakupione produkty schował na razie do torby a potem ocenił jaka była pora dnia. Przy okazji rozejrzał się za swoim krukiem. -
Było dopiero południe, ale noc w tundrze zapada szybko. W najlepszym wypadku masz jeszcze cztery godziny do zmroku i około pięciu nim zapanuje całkowita ciemność.
-
Russel raczej nie potrzebował dodatkowej żywności, a nic innego czego mógłby potrzebować nie przychodziło mu do głowy.
Po chwili milczącej zadumy postanowił trochę powłóczyć się po mieście. -
Straciłeś w ten sposób godzinę i jedyne, co osiągnąłeś, to zmarzłeś.
-
No może odrobinkę więcej, bo przy okazji miał czas żeby wymyśleć kilka nowych sposobów na ukatrupianie nordów które może przetestuje w przyszłości.
Nie mogąc znaleźć nic wartego swojej uwagi, Russel postanowił wrócić do gospody. Położy się dziś wcześnie i przynajmniej nacieszy ciepłem wygodnego łóżka. -
Nikt ci w tym nie przeszkodził, więc obudziłeś się wypoczęty następnego dnia, skoro świt.
-
Russel poleżał kilka chwil dłużej w łóżku szykując się mentalnie na nadchodzący dzień. Wspominał przez chwilę swoich rodziców i dawny dom. Jedna łza spłynęła mu po policzku a potem zacisnął zęby na myśl o sprawcach jego tragedii: nordach. To wszystko zdarzyło się tak dawno temu ale Russel nie mógł zapomnieć, zwłaszcza po tym wszystkim czego dokonał w akcie zemsty. Często rozmyślał w taki sposób o świcie, przypominał sobie dlaczego walczy. Ta mieszanka smutku i nienawiści motywowała go jak nic innego pod słońcem…
Rozklejam się jakieś dziecko - pomyślał wycierając policzek i wstał by się przygotować. W milczeniu założył ubrania i sprawdził uzbrojenie. Przez chwilę ważył w dłoniach swoją maskę, gubiąc się we własnych myślach ale szybko przypiął ją do pasa a potem opuścił pokój i udał się do głównego pomieszczenia gospody.
Russel miał nadzieję że zdąży zjeść jeszcze coś ciepłego zanim spotka się z magiem który go wynajął. No i wypadałoby zwrócić karczmarzowi klucz do pokoju, jeśli takowy od niego dostał.
//Ej to gdzie się podizał mój kruk?// -
Mag i towarzyszący mu Ork czekali na ciebie w karczmie, możesz więc się z nimi spotkać od razu po posiłku i zwróceniu karczmarzowi klucza do pokoju.
//Możemy uznać, że lata sobie gdzieś na zewnątrz i przyleci do ciebie, jak wyjdziesz z karczmy.// -
No i Russel tak też zrobił
-
- A więc? - zapytał cię Pontis Var, Mag, który zakontraktował cię do tej misji ratunkowej. - Wyruszamy?
-
- Naturalnie. Przygotuję tylko swojego Konia i za chwilę możemy wyruszać - jak powiedział tak też zrobił. W kilka chwil wyprowadził swojego konia ze stajni, sprawdził siodło i był gotowy do drogi. Przy okazji rozejrzał się za swoim krukiem i jeśli zobaczył gdzieś ptaka to przyzwał go gestem ręki by ten usiadł mu na ramieniu.
-
Koń miał się dobrze, karczmarzowi musisz przyznać, że jego ludzie odpowiednio się nim zaopiekowali. Kruk również nie narzekał, bo kręcił się po okolicy i podleciał jak tylko cię zauważył. Na zewnątrz obok karczmy czekał też objuczony sakwami Wielki Wkurw, środek transportu Orka. Z kolei Mag po prostu usiadł na ziemi, wyszeptał trwającą kilka chwil inkantację, a prąd powietrza uniósł go w górę, dzięki czemu mógł lewitować około dwóch metrów nad ziemią.
-
Russel powoli podjechał do czarodzieja, wyciągając jednocześnie z juków mały kawałek suszonego mięsa który podał swojemu ptakowi. Zmierzył jeszcze orka nieufnym wzrokiem po czym zwrócił się do czarownika
- No więc, magu. Wspomniałeś że swoimi czarami możesz, jak to ująłeś, wyczuć tego zaginionego czarodzieja. Chcę wiedzieć w którą stronę przyjdzie nam się skierować. Chciałbym zacząć już planować jakąś sensowną trasę. Przez tą zasraną wojnę tundra jest bardziej zdradliwa niż zwykle. -
- Bez obaw, poczyniłem już niezbędne przygotowania. Udajmy się najpierw poza miasto, nie chcę aby trasa naszej wyprawy dotarła do wścibskich uszu w mieście. - odparł Var i zaczął lewitować w kierunku bramy. Ork zaś zmierzył cię krótkim spojrzeniem, dosiadł swojego odyńca i ruszył za Magiem.
-
Plan czarodzieja brzmiał sensownie. Russel bez słowa ruszył za swoimi nowymi kompanami, przy czym uważnie obserwował orka kątem oka.
-
Zielonoskóry odwdzięczał ci się tym samym, miałeś przeczucie, że wzajemna nieufność może utrudnić tę misję. Tak czy siak, opuściliście miasto, a czarodziej zatrzymał się jakieś ćwierć kilometra od jego murów.
- Jak długo zajmie nam dotarcie do Lonnewood? A raczej tego, co z niego zostało? - zapytał cię.
Nim do głowy przyszła ci odpowiedź, pomyślałeś, że właśnie nadarzyła ci się okazja do upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. W końcu to w pobliżu ruin tego miasta grasował Egil Wilcza Skóra i jego banda berserków. -
@kubeł1001 napisał w Dekapolis:
- Też tam nie macie wesoło. Niedawno był u nas jeden z waszych, prosił w imieniu swojego króla o pomoc, bo podobno było pełno napięć z Elfiakami, Drowami czy nawet Cesarskimi. Ale że my mieliśmy pełno roboty tutaj, to trzeba go było z kwitkiem odesłać. Ciekawe, jak radzą sobie teraz?
Dekapolis składało się z kilku różnych miast, które jednak były położone blisko siebie. Byłeś dość daleko od któregokolwiek z nich, więc marsz tam zajmie ci sporo czasu, w sam raz, aby wybrać, gdzie dokładnie się udasz.
Folgar “Piorun” Hunderias
-- Obecnie? Pewnie zastanawiają się nad nową maszyną, która sprawi, że Mroczne Elfy zawołają głośne “O kurwa” – odparł ze śmiechem. – Nie wiem, doprawdy. Nie zwracam większej uwagi na rodzinne strony, zwłaszcza po tym, jak mamy obecnego Króla. Typiarz mi się niezbyt podoba, wydaje się bez kręgosłupa i tylko kryje się za swoimi towarzyszami.Perun Ward
Uznał, że miasto Cear‐Konig nada się na pierwszy ogień i tam też się skierował, przy okazji otulając się w swoje szaty i tworząc płomyk ognia, by móc się ogrzać. Nie, nie zamierzał wołać Succuba, by się ogrzać. Chociaż była piękna, wolał się aż tak od niej nie uzależniać i tak ostatnio sporo mu pomogła. -
- Lonnewood? - zapytał Russel, uśmiechając się pod maską od ucha do ucha. Mógł co prawda ukryć prawdę przed swoimi towarzyszami i wykorzystać ich w swojej małej wojnie, ale wolał jednak poinformować ich o potencjalnym ryzyku z nadzieją że czarodziej nie zmieni zdania - Podróżowanie przez tamte strony stało się ostatnio dość niebezpieczne. Kręci się tam groźna banda berserków. Wymordowali sporo ludzi i zdołali nawet zapracować sobie na dość pokaźną nagrodę za swoje łby. Na pewno chcesz się tam udać magu?