Forteca Paktu Trzech
- 
- 
- 
- 
- 
- 
 Vader0PL Vader0PL‐Raz ‐ posępna północ była ‐ gdym, znużony i bez siły, 
 Nad dziwnością obyczajów dumał, tych sprzed lat tysięcy,
 Kiedym drzemał ( spać się chciało ), nagle coś w drzwi zastukało,
 Jakby pukał ktoś nieśmiało, delikatne czyjeś ręce.
 “To gość jakiś snadź ‐ mruknąłem ‐ puka, czyż mu czas poświęcę?
 Tylko tyle i nic więcej.”Pamięć mnie nie myli złudnie, było to w noc głuchą grudnia; 
 Po podłodze pełgał odblask węgli tlących w konań męce.
 Patrząć, kiedy świt rozgorze, myślę: w księgach znajdę może
 Ulgę w smutku po Lenorze, promienistej i dziewczęcej,
 Którą tak zwą zefirowie ‐ moje już nie dotkną ręce
 bezimiennej mgły dziewczęcej.Szmer niepewny z mej alkowy, szelest kotar purpurowych 
 Dziwnej groźy dreszcz nieznany budził we mnie, drżały ręce.
 Chcąc więc stłumić serca bicie, powtarzałem sobie skrycie:
 “Gość pomyślał o wizycie, czeka, kiedy klucz przekręcę;
 Oto wszystko i nic więcej.”Aż, wysiłek robiąc duży, nie wahając się już dłużej, 
 “Panie ‐ rzekłem ‐ czy też Pani, wybacz, proszę cię w udręce,
 Bo, by prawdę rzec, drzemałem, a tak lekko zastukały,
 A tak słabo kołatały delikatne twoje ręce,
 Że wątpiłem, czy cię słyszę.” Drzwi otwieram: w sieni wnęce
 Ciemność była i nic więcej.Patrząc w ciemność tę głęboką, stałem ze zdumieniem w oku, 
 Sny śniąc, jakich nikt z śmiertelnych nie śmiał śnić;drżąc w zwątpień męce.
 Cisza była niezmącona, nie szedł żaden dźwięk z jej łona.
 Rzecz jedyną wymówiono: imię zjawy mej dziewczęcej;
 Jam to szeptał je i echa szept: “Lenoro!” brzmiał we wnęce ‐
 To jedyne ‐ i nic więcej.Do pokoju się cofnąłem, ogień płonął mi pod czołem. 
 Wkrótce znów pukanie słyszę, lecz głośniejsze niż we wnęce.
 “Pewnie ‐ rzekłem, z bladym licem ‐ to coś u tej okiennicy,
 Trzeba zbadać tajemnicę, serce ścichnie.” Wzniosłem ręce.
 “Trzeba zbadać tajemnicę…” dziwny skurcz uczułem w szczęce.
 “To wiatr wieje pewnie ‐ coż by więcej?”Okiennice‐m pchnął; wnet z trzepotaniem i furkotem, 
 kruk majestatyczny wkroczył, święty ptak sprzed lat tysięcy.
 Nie ukłonił mi się mile, nie zatrzymał się choć chwilę,
 Z miny ‐ lord ( powagi tyle ), jeno wprost w wejściowej wnęce
 Wczepił szpony w biust Tiomany, co nad drzwiami stał we wnęce;
 Uczepiony stał ‐ nic więcej.Ptak z hebanu bałamutny precz odegnał nastrój smutny, 
 Przez powaśne swe decorum zbudził myśli wręcz chłopięce.
 “Choć czub zdarto waszej mości‐ rzekłem ‐ obcyś trwożliwości.
 Z brzegów nocy straszny gościu, powiedz, gwoli mej podzięce,
 swe rodowe miano, które tam, w Pustce mrokach świecą.”
 Kruk odrzecze: “Nigdy więcej.”Zadziwiło mnie ptaszysko, że przemawia tu, tak blisko ‐ 
 Choć z niewielkim sensem wprawdzie odrzekł mi ten dziw zwierzęcy.
 Chyba przyznać mi możecie, że z żyjących nikt na świecie
 Tak wybranym nie był przecie: ptaka mieć w wejściowej wnęce
 Czy też zwierza, na popiersiu, w górze, tuż w wejściowej wnęce
 Który zwie się “Nigdy więcej”.Lecz Kruk nad rzeźbioną głową wyrzekł tylko jedno słowo, 
 Jakby duszę w nim wylewał, jakby mi ją oddał w ręce.
 Więcej nie miał rzec ochoty, nawet skrzydłem nie trzepotał ‐
 Ażem ledwo wymamrotał: “Opuścili mnie odmieńcy ‐
 Druhy ‐ jutro on opuści, jak nadziei rój chłopięcych…”
 Na to ptak rzekł: “Nigdy więcej.”Zaskoczony że w tej ciszy takie trafne słowa słyszę: 
 "Bez wątpienia ‐ rzekłem ‐ tyle jeno przejął on, nic więcej,
 Od nieszczęśliwego pana, co, przez mściwy los ścigany,
 (Los dogoni ‐ rzecz to znana ), poniósł brzemię swe w udręce,
 Swoim snom Białoskrzydły śpiewał, refren ‐ w melancholii męce ‐
 O tym “Nigdy więcej”.Zmuszał smutne me oblicze zdobić w uśmiech ptak zwodniczy. 
 Pchnąłem fotel wyścielany tam, gdzie biust i ptak we wnęce,
 Potem, tonąc w aksamicie, nanizywać jąłem skrycie
 Was, me sny, co w duszy lśnicie, myśląc, co ten sprzed tysięcy
 Lat złowieszczy ptak pokraczny, zmora, zwid sprzed lat tysięcy,
 Myślał kracząc: " Nigdy więcej."Myśląc o tym się urzekłem, ani słowa doń nie rzekłem, 
 Zaś ptaszyska wzrok płonący pierś mi piekł coraz goręcej.
 Zgadywałem to i owo, błogo zanurzony głową
 W poduszeczkę welwetową, którą świecy blask najwięcej
 Pieścił, w miękkie te fiolety, gdzie nie złoży, ach, już więcej
 Ona głowy swej dziewczęcej!Pokój się napełnił wonią, co szła z kołysanej dłonią 
 Serafina kadzielnicy ‐ jegoż kroki tam, we wnęce?
 “Nędzny! ‐ krzyknę. ‐ Przecz Pradawny ciebie zesłał? na zefirów niebie!
 woda z lety niech pogrzebie pamięć o niej, którą święce!
 Pij! Zapomnij o Lenorze i mnie daj nepenthes w ręce!”
 Kruk odrzecze: “Nigdy więcej.”“O, proroku, zło uparte! ‐ mówię ‐ ptakiem‐żeś czy czartem! 
 Piekła gońcem czy sztorm ciebie na brzeg cisnął, potępieńcze.
 Opuszczony, lecz zawzięty, na brzeg pusty i zaklęty,
 Gdzie ten grozą dom objęty ‐ szczerze mów, ja błagam w męce!”
 Zali jest we Flyoaen balsam? ‐ powiedz, powiedz, błagam w męce!"
 Kruk odrzecze: “Nigdy więcej.”“O, proroku! zło uparte! ‐ ‐rzekłem ‐ ptakiem ‐ żeś czy czartem! 
 Na to niebo tam i Pradawnego, co go wespół z tobą święce!
 Duszy w jarzmie smutku powiedz: w raju, co się nicość zowie,
 Czy te, którą zefiry zwą Lenora, moje ręce
 Dotkną, czy obejmą święta, ten promienny cud dziewczęcy?”
 Kruk odrzecze: “Nigdy więcej.”"To, coś rzekł, rozstania znakiem będzie ‐ diaskiem żeś, czy ptakiem! ‐ 
 Wrzasnę. ‐ Wracaj w jądro burzy, w mrok Pustki, potępieńcze!
 Nie roń piór, nie zostaw śladu po twym kłamstwie, pełnym jadu!
 Nie mąć ciszy tej swą zdrada! Porzuć biust, gdzie tkwisz we wnęce!
 A Kruk odrzekł: “Nigdy więcej”.I Kruk nie drgnie nawet wcale: siedzi stale, siedzi stale 
 Na Tiomany bladym biuście, ponad drzwiami w izby wnęce.
 Jego wzrok nieporuszony snem lśni, jaki śnią demony.
 Lampa rzuca blask przyćmiony i w dół spływa cień zwierzęcy.
 Z tego cienia na podłodze duszy mej już żadne ręce
 Nie podniosą ‐ NIGDY WIĘCEJ.
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
 

