Leśny Trakt
-
— W takim razie… Czeka przed tobą długa droga. Mam nadzieję, że nie napotkasz na niej przeszkód. — Odpowiedziała, na moment odwracając głowę. — Co musisz załatwić, jeżeli wolno mi spytać o to?
-
- Chciałaś żebym wynajął najemników za znalezione w dworze Heśnika złoto, pamiętasz? - zapytał szeptem, widocznie zdziwiony tym pytaniem.
-
— Ah, tak…! — Pacnęła się lekko w czoło, ale także mówiła szeptem. — Wybacz mi, nie połączyłam tych miast z tym zadaniem. W każdym razie, powodzenia. Zdolni ludzie będą nam potrzebni.
-
- Pani? - zagadnął cię jeden z eskortujących cię Elfów. - Jesteśmy gotowi do drogi, czekamy tylko na twój rozkaz.
-
— Dobrze, już nie będę nas dłużej wstrzymywała. Ruszajmy już. — Odpowiedziała Elfowi, po czym zanim odeszła razem z resztą swojej eskorty, jeszcze zwróciła się Agroksa. — Powodzenia, raz jeszcze.
I odeszła z Leśną Strażą w swoją stronę.
-
Agroks, tak jak powiedział wcześniej, miał zamiar wam towarzyszyć, przynajmniej część drogi. Część trasy pokonacie więc razem, tylko gdzie udacie się najpierw? Z opowieści ojca, samodzielnego studiowania map okolicy bądź wizyt w siedzibach innych arystokratów czy też uczestniczenia w ucztach w waszym dworze, na które ci przybywali, pamiętałaś, czyje włości cię otaczały, kto nimi zarządzał i jak był nastawiony do twojego ojca. Niestety, nie miałaś pojęcia, jak układają się ich relacje z Gideonem, bo mogłaś być pewna, że wysłał do nich swoich ludzi, gdy tylko przejął władzę nad twoimi ziemiami. Tym, który dzierżył najwięcej władzy i ziemi był bez dwóch zdań baron Asor Vetz, zasłużony dla Cesarstwa wojownik i człowiek od wykonywania wielu specyficznych i ważnych dla państwa misji. Pierwsze włości tutaj otrzymał jako nadania ziemskie od samego Cesarza, kolejne były przez niego sukcesywnie odkupywane od poprzednich właścicieli, gdy monarcha zaczął wynagradzać go złotem i srebrem, a nie ziemią. Poza wielkim zamkiem, jego rodową siedzibą, miał w swoim władaniu kilka miasteczek i grodów oraz kilkadziesiąt wsi, a bogactwo zapewniały mu wielkie połacie ziemi rolnej, młyny i tartaki, na wiele pozwalały mu też przywileje cesarskie. Ale Asor był już stary, jeszcze gdy odwiedzał twojego ojca przed laty miał siwe włosy i poznaczoną zmarszczkami twarz. Choć podobno wciąż był w niezłej formie, jego włościami realnie zarządza jego syn, Edar, będący niemal kropka w kropkę swoim ojcem. Innym ważnym szlachcicem jest Orth Darsk, który był bogatszy nawet od rodu Vetza. Zawdzięczał to odkrytym przed kilkoma dekadami złożom srebra, żelaza i węgla oraz kamieniołomom. Interesy te kręciły się tym lepiej, gdy około ośmiu lat temu osadził na swoich ziemiach ponad dwieście Krasnoludów, które opuściły swoje państwo i jeszcze bardziej podniosły jakość wydobycia. Ponadto przez jego ziemie przepływała jedyna żeglowna rzeka w okolicy, którą można było dostać się nawet do Kasuss, stąd i na tym zbijał majątek, tak jak na pobieraniu opłat od innych szlachciców czy podróżnych za korzystanie z jego rzeki. Jednak jego bogactwa kryły się tylko w wodzie i pod ziemią, nie na niej. Choć położone nad wodą i w pobliżu kopalń osady kwitły, zwykłe wioski i dwa miasteczka były dość ubogie, a mieszkańcy często narzekali na to, że ich pan pamięta o nich tylko wtedy, gdy trzeba zapłacić podatki. Jego gród, centrum lokalnego handlu, jest położony na trzech wyspach na rzece, a na obu brzegach przylegają doń rozległe podgrodzia. Był jeszcze Bridir Garkeg. Niegdyś jego włości również kwitły, może nie tak jak dwóch pozostałych arystokratów, ale wciąż. Zgubą okazał się dla niego wędrowny Mag, którego przyjął na swój dwór, aby nauczał jego córkę, która wykazywała w tym kierunku pewien talent. Jak się później okazało, nawiązali oni romans, ale nie to było najgorsze. Mag zapragnął zdobyć nie tylko córkę Bridira, ale i cały jego majątek. Czekał cierpliwie na okazję, a ta nadarzyła się w postaci bandytów, którzy wielką szajką przybyli na ziemie Gerkega. Wysłał on do walki swoich zbrojnych, których miał wesprzeć Mag. Dogadał się on jednak z liderem bandytów, wprowadził armię szlachcica w pułapkę i dał jego wojownikom prosty wybór: dołączyć lub zginąć. Większość wybrała to pierwsze, opornych zgładzono. Wykorzystując wykradzione ze skarbca przy pomocy swej kochanki złoto, posłał on kilku zaufanych ludzi do Nowego Gilgasz, aby wynajęli najemników. Gdy wrócili, zebrał wszystkich wiernych sobie wojowników i ruszył na siedzibę Bridira, którą zdobył po krótkim oblężeniu. Szlachcic wymknął się i udał na ziemie Asora, ten zaś udzielił mu wsparcia w postaci swych wojsk, poprosił również o pomoc najbliższy cesarski garnizon. Walki trwały około pół roku, zakończyły się zwycięstwem Gerkega. Swoją córkę schwytał i zamknął w areszcie domowym, służących pod Magiem wrogów zabił lub powiesił, jeśli się poddali, ukarał tych, którzy przysięgli wierność uzurpatorowi. Mag jednak uciekł i prowadził działania partyzanckie, ale w końcu udał się do Nowego Gilgasz. Myślano, że sobie odpuścił, ale nic bardziej mylnego: wrócił z kolejną armią i tatuażami na ciele, które mówiły jasno: przyrzekł wierność Czarnemu Słońcu, a to użyczyło mu wojowników, aby zajął ziemie szlachcica i pozwolił im działać do woli na swoich ziemiach. Tym razem wsparcia Bridarowi użyczyli wszyscy okoliczni szlachcice i arystokraci, a cesarski garnizon niemal opustoszał, większość żołnierzy tłumiła rebelię Maga. I choć rozbito jego armię i wyparto z większości kluczowych pozycji, to on wciąż jest na wolności, walczy i knuje. Ziemie Bridara nie są jednak bezpieczne, za to opustoszałe i spustoszone. Jednak bez dwóch zdań teraz to on wygrywa, nawet pomimo tego, że szlachta wycofała do siebie swoje wojska (chociaż wciąż służą tam liczni wojownicy rodu Vetz, ostatnio nawet jeszcze liczniejsi, gdy Cesarz nakazał wycofanie swoje armii i przerzucenie jej na jeden z wielu frontów toczących się obecni wojen. Poza nimi walczą tam też Krasnoludy Darska, którym zezwolił na walkę, ale tylko w charakterze najemników, których Bridar musi opłacać, a także płacić bezpośrednio drugiemu szlachcicowi za ich pomoc).
-
Densissma stwierdziła, że Bridir Garkeg raczej nie udzieli jej pomocy, skoro wciąż prowadził własną walkę z Magiem, który nie odpuszczał żądzy przejęcia jego włości. Orth Darsk być może i posiadał wielkie bogactwo, ale patrząc na to, jak traktował swoich poddanych, młoda dziedziczka wątpiła, że będzie skłonny pomóc komuś, kto na moment obecny po prostu nie posiada niczego, poza tytułem, na którego poparcie ma bardzo niewiele… Za to Asor Vetz był tym, z którym wiązała największe nadzieje. Nie tylko posiadał środki, by ją wesprzeć, ale patrząc po tym, że udzielił schronienia i sił Bridirowi, może była szansa na to, że on lub jego syn okażą pomocą dłoń także Magnom… Dlatego też skierowała wyprawę na ziemię rodu Vetz.
-
Choć teoretycznie dzieląca wasze włości odległość nie była wielka, nawet gdyby liczyć od twojego dworku do jego rodowej siedziby, to jednak podróż zajęła wam kilka dni. Wszystko przez to, że zamiast poruszać się gościńcem, kryliście się po okolicznych lasach. A chociaż widzieliście, że drogą podróżują jedynie okoliczni chłopi i inni mieszkańcy tych ziem, czasem podróżni z dalszych krain, nie zaś Orkowie Gideona, to wciąż lepiej było zachować ostrożność. Ciężko z całą pewnością stwierdzić, kto był na jego usługach lub mógł na was donieść za obietnicę nagrody, jaką zapewne wystawił za tobą, Agroksem, Gelu i resztą Leśnej Straży Gideon. Tak czy siak, dotarliście wreszcie na ziemie rodu Vetz, tam też od grupy odłączył się Agroks. Wam zaś udało się dotrzeć pod wielki zamek, na murach którego powiewały chorągwie Cesarstwa oraz Vetza.
-
// Wypada zapukać do bramy zamku? xD //
-
//Wystarczy, że podejdziecie bliżej i zauważą was strażnicy, zaczniecie gadać i tyle.//
-
Nie mając niczego, na co mogłaby oczekiwać, nie miała też na co czekać. Upewniła się, że Leśna Straż porusza się w jakkolwiek regularnej formacji (wyjście przed zamek w chaotycznej zbieranienie wywarło by złe pierwsze wrażenie), sama poprawiła swój ubiór, fryzurę, otrzepała odzież z kurzu i udała się z całą grupą w kierunku wrót zamku.
-
Nie byli żołnierzami, nie takimi, jakie mają regularne armie Cesarstwa czy innych państw, ale potrafili się w miarę dobrze prezentować. Zadaszona brama była obecnie otwarta, pilnowało jej trzech lekkozbrojnych strażników: dwóch z halabardami, jeden z mieczem przy pasie. Halabardnicy, gdy tylko was zobaczyli, przyjęli nieco bardziej bojowe pozy, usłyszałaś też odgłos kroków na drewnianej podłodze i zauważyłaś, że nad bramą znajduje się bastion, a w nim kusznicy, celujący do waszej grupy. Trzeci strażnik, nie dobywając broni, postąpił o kilka kroków naprzód.
- Kim jesteście i czego szukacie w zamku Vetz? - zapytał, mierząc ciebie i twoją straż wzrokiem. -
W pierwszej sekundzie nie odpowiedziała, zamiast tego ukradkiem rozejrzała się na lewo i prawo, jakby licząc na to, że ktoś z jej eskorty zabierze głos za nią i rozegra całą rozmowę, jednak szybko przypomniała sobie - nikt za nią tego nie zrobi. To ona dowodziła i ona odpowiadała za powodzenie tej wyprawy, a także przyszłość swoich ziem. Wzięła oddech.
— Me imię to Densissma Magna, córka szlachetnego Antoniusza Magna, jedyna dziedziczka i prawowita władczyni ziem i majątków rodu Magna leżących w Leśnym Trakcie, to zaś… — Odwróciła się, wskazując otwartą dłonią na idących z nią wojowników Gelu, jednocześnie szukając w ich twarzach zapewnienia, że słowa, które właśnie wypowiadała, były właściwie. — Jest ma eskorta. Przybyłam, gdyż muszę pomówić z panem na zamku Vetz. — Stwierdziła, uznając że lepiej nie będzie dokonywać wyboru między Asorem a Edarem, po czym zakończyła swój wywód. — Proszę kornie o rozmowę.
-
Słyszałaś ciche szepty, zapewne kuszników, bo pozostali nic nie mówili, ale widocznie byli zdziwieni tym, co właśnie powiedziałaś.
- Zaczekajcie tu… I niczego nie kombinujecie! - powiedział, po czym polecił innemu strażnikowi udać się do zamku i powiadomić pana na włościach o tym, kto przybył. Trwało to dobry kwadrans, może więcej. Wtedy strażnik wrócił i przekazał tamtemu, który z wami rozmawiał, co usłyszał od Vetza.
- Możecie wejść. - powiedział tamten, który do tej pory z tobą rozmawiał. - Ale musicie zostawić broń przed wejściem do zamku, wydamy ją wam, gdy będziecie opuszczać nasze mury. Na spotkanie z naszym panem możesz udać się tylko ty i dwoje twoich ludzi, reszta ma zostać na dziedzińcu przed bramą. -
— Rozumiem… — Odpowiedziała, po czym po chwili namysłu dodała jeszcze. — Tak też zrobimy. — I tutaj lekko skinęła głową swej eskorcie, by ta zastosowała się do polecenia.
-
Po rzuceniu kilku spojrzeń na towarzyszy, wraz z tobą zdecydowali się wejść człowiek i Elf, którzy zdali broń w postaci łuków, kołczanów, strzał, noży, sztyletów i jednoręcznych mieczy. Przekroczyli bramę i weszli do środka, a ciebie zatrzymali strażnicy, abyś również i ty zdała broń lub chociaż pokazała im, że żadnej nie masz przy sobie.
-
Jedyną bronią, jaką Densissma miała przy sobie, był miecz, nie ten dany jej przez ojca, który obecnie musiał znajdować się w rękach Gideona, a proste ostrze wzięte z obozu Gelu, będące przy niej bardziej na pokaz niż jako rzeczywisty oręż. Chyba, że liczyć jej dłonie, od niedawna zdolne do operowania magią ognia, ale tych zdać nie mogła. Miecz, będący w pochwie, odpięła wraz z nią od pasa i podała płasko strażnikom.
-
Strażnicy obrzucili was jeszcze pobieżnym spojrzeniem, jakby liczyli na to, że wypatrzą przy was oręż, którego nie zdaliście im wcześniej, co się oczywiście nie stało. Za bramą czekali na was ciężko opancerzeni halabardnicy oraz nieco lżej opancerzeni włócznicy, z herbem rodu Vetz wymalowanym na dużych, okrągłych tarczach, identyczny z tym, jaki prezentowały wywieszone na murach proporce i chorągwie: zieleń, a na niej biały byk z dwiema parami złotych rogów (słowo “Vetz” w Języku Pradawnych znaczyło właśnie “byka”). Strażnicy otoczyli was, choć dość luźno, po czym poprowadzili dalej. Najpierw przeszliście przez dość pustawą przestrzeń, niewykorzystaną w pełni pod zabudowę, ale i tak do murów przylegały różne drewniane konstrukcje. Sądząc po tym, jak wielu zbrojnych kręciło się po okolicy lub trenowały w musztrze, walce między sobą czy z drewnianymi pachołkami lub w strzelaniu do celu, ta część przeznaczona była zapewne dla nich, a owe budynki były koszarami, stołówkami, magazynami, kuźniami, zbrojowniami i tym podobnymi. Nie mogłaś napatrzeć się na to zbyt długo, bo zbliżaliście się do kolejnej bramy, jeszcze większej i potężniejszej niż poprzednia, skrytą w baszcie, która stanowiła jedyne wejście w kamiennym murze. Za nią znajdował się już właściwy dziedziniec, a tam ogród, fontanny, krużganki i przejścia do innych, również kamiennych czy murowanych, części zamku, służących jego właścicielowi, rodzinie, gościom i dworzanom. Zatrzymaliście się pod jednymi z takich drzwi, gdzie zostali wojownicy, a rolę przewodników przejęło trzech dworzan, elegancko odzianych, młodych mężczyzn z mieczami u pasa, zapewne synów czy innych krewnych pomniejszych szlachetnie urodzonych z okolicy. Wydawanie dzieci na służbę do zamków i dworów potężniejszych arystokratów było popularną praktyką, pozwalającą latorośli zdobyć w ciągu kilku lat wiedzę z zakresu dworskich manier, historii, fechtunku, sztuki wojennej, literatury i tym podobnych, zależnie co było akurat popularne na danym dworze. Niemniej, ruszyliście szerokim korytarzem bez okien, oświetlanym przez pochodnie, od czasu do czasu w ścianach były jakieś rozwidlenia lub drzwi, wy jednak wciąż szliście prosto, zatrzymując się na samym końcu korytarza, pod drzwiami pilnowanymi przez dwóch rosłych zbrojnych, wspartych o dwuręczne miecze. Gdy towarzyszący wam dworzanie skinęli głową, tamci wspólnie otworzyli dwuskrzydłowe drzwi, pozwalając wam wejść do środka.
-
To zapewne musiała być główna sala zamku, spodziewała się że za tymi drzwiami będzie czekać już sam pan Vetz - pytanie czy będzie to Asor czy Edar. W każdym razie, chwila w której przekroczą próg pokaże czy Gideon nie zdążył ich ubiec, a jeżeli zdążył, to czy kłamstwa jakie opowiedział szlachcicowi były przekonujące. Densissma wzięła głęboki oddech - zauważyła, że od jakiegoś czasu robiła tak niemalże zawsze w ważnych dla siebie momentach. Spojrzała na towarzyszących jej człowieka i elfa, by upewnić się że są zaraz obok i nie czekając już dłużej, weszła do wnętrza pomieszczenia.
-
Sala tronowa w środku była wielka, wsparta na dwóch rzędach marmurowych kolumn, ozdobiona wiszącymi na ścianach pamiątkami z misji i bitew, jakie Vetz toczył dla Cesarza lub w jego imieniu (a było to różne chorągwie, proporce, broń i wiele innych przedmiotów, z którymi musiały wiązać się mniej lub bardziej ciekawe historie), a także arrasami, gobelinami i obrazami, przedstawiającymi tak różne sceny i krajobrazy, jak i postaci. W pobliżu ścian, wejścia, którym się tu dostałaś, oraz kilku innych drzwi wartę pełnili kolejni zbrojni, również ciężko opancerzeni, z dwuręcznymi mieczami bądź halabardami. W niektórych częściach sali rozstawiono drewniane ławy do siedzenia i długie stoły, przy których siedzieli dworzanie Vetza, zajęci piciem, jedzeniem, rozmową czy czymś jeszcze innym. Tu i ówdzie przemykał jakiś bard bądź minstrel, kręcili się też zakuci w zbroje rycerze, liczna służba oraz dworki. Ale najważniejsze osoby znajdowały się w centrum pomieszczenia. Na sporym podwyższeniu, do którego prowadziły małe stopnie, stały trzy drewniane trony. Najmniejszy, ale pokryty licznymi futrami i poduszkami, stał po twojej prawej stronie. Siedziała na nim mająca może około czterdziestu lat, a więc już niemłoda, choć wciąż pełna wdzięku dama, o typowo dworskiej urodzie, z czarnymi włosami upiętymi w długi warkocz, ubrana w czerwoną suknię haftowaną złotymi nićmi. Po lewej znajdował się nieco większy tron, bez poduszek, ale wciąż pokryty futrami. Siedział na nim mężczyzna mający pomiędzy dwadzieścia a trzydzieści lat, wysoki, dobrze zbudowany, o piwnych oczach i czarnych, krótko ściętych włosach, choć na ramię spływał mu luźno jeden cienki warkoczyk. Miał na sobie długie buty, spodnie i koszulę z podwiniętymi rękawami, na palcach rąk kilka sygnetów, a na szyi złoty łańcuch z odlanym z tego samego metalu bykiem. Pomiędzy tymi dwoma tronami stał kolejny, największy z nich wszystkich, pozbawiony jakichkolwiek wygód czy dodatków. Siedział na nim mężczyzna dobrze po pięćdziesiątce, choć gdyby nie zmarszczki na twarzy i siwiejące już włosy, przez które tylko miejscami przebijały się czarne pasemka, mogłabyś pomyśleć, że jest dużo młodszy. Siedział prosto, dumnie, z podniesionym czołem, opierając zgrabiałe od pogody, trudów życia i miecza dłonie o podłokietniki tronu. Mimo zaawansowanego wieku, miał bardzo przejrzyste i czujne oczy, których wzrok wbił od razu w ciebie, gdy przekroczyłaś drzwi komnaty.
- Densissma Magna, córka szlachetnego Antoniusza Magna, z Leśnego Traktu. - zapowiedział cię jeden z dworzan, a spora część rozmów na sali ustała i niemal wszyscy, w bardziej lub mniej otwarty sposób, zaczęło się tobie przyglądać i czekać na to, co powiesz. -
Nie zamierzała zabierać głosu jako pierwsza - w końcu to ona była gościem, nie wspominając że zamierzała prosić o łaskę Vetza. Jeżeli coś pamiętała z wizyt u innych szlachciców, na jakie udawała się jeszcze przed śmiercią ojca, to że jeżeli jest coś, czego chciałaby teraz uniknąć to byłby nietakt. Jednak mogła zrobić coś, co byłoby dobrym wstępem do rozmowy.
Ukłoniła się, subtelnym gestem dłoni dając znak swoim dwóm towarzyszom by zrobili to samo. Jej gest był inny niż ich. Nie był to głęboki, poddańczy ukłon, co bardziej ukłon osoby szlachetnie urodzonej, oddającej szacunek drugiej, z równie szlachetnym rodowodem. Gest subtelny i elegancki, ale mówiący wiele.
-
Nestor rodu skinął wam w odpowiedzi głową, a niezręczna cisza przedłużała się do kilku minut.
- Doszły nas wieści, że zostałaś zamordowana przez elfickich bandytów. - powiedział w końcu młodszy z mężczyzn, zapewne Edar Vetz. - Cieszymy się, widząc cię całą i zdrową w naszych progach. -
— I ja cieszę się, mogąc stanąć dzisiaj tutaj. — Odpowiedziała, przełknąwszy gorzki smak niezręcznej ciszy. — Choć wieści o mojej śmierci były fałszywe, tak jeszcze niedawno miałam zostać pozbawiona życia. Jednak nie przez elfickich bandytów, a przez orczych zbirów Gideona Apyra. Zapewne słyszeliście o nim.
-
- Słyszeliśmy o nim. - przyznał Edar. - Młody i ambitny szlachcic, najmłodszy syn zasłużonego rodu. Bękart, którego ojciec spłodził z kobietą, która nie była jego prawowitą małżonką, ale mimo to zdecydował się go wychować. Znienawidzony przez matkę, dwie siostry i trzy braci, ponieważ nie był z ich krwi, musiał znosić szykany i upokorzenia do momentu, w którym okazało się, że jego rodzeństwo odziedziczyło po swojej matce śmiertelną chorobę. Gdy ta zmarła, szukali mikstur, leków i pomocy Magów, ale odchodzili jedno po drugim, aż został sam Gideon i jego ojciec, który zmarł z żalu niewiele później. Straciwszy majątek przez najazd zawistnego sąsiada, tułał się po świecie, imając różnych zajęć, aż ocalił życie pewnego Orka, który był hersztem jednej z łupieskich band. Wyruszył wspólnie z nim do Ghadugh, gdzie pomagał zarządzać jego wojownikami. Gdy dowiedział się o tym, że pewna młoda szlachcianka wpadła w ręce konkurencyjnej bandy, zdecydował się wykupić ją z niewoli i wrócić wraz z nią i swoją świtą do jej włości, gdzie krótko później mieli się pobrać. Niestety, w wyniku zdradzieckiego napadu sąsiada, ojciec dziewczyny zginął, a Gideon pomścił go, zdobywając dworek jego zabójcy i mordując wszystkich, którzy się w nim ostali. Niestety, małżeństwo nie doszło nawet do skutku, bowiem jego niedoszła żona została porwana i zabita z zimną krwią przez elfickich bandytów i rebeliantów, chcących odebrać Gideonowi teraz w świetle prawa jego ziemie i zaprowadzić tam chaos oraz anarchię… A tak przynajmniej opowiadał, gdy wraz z innymi okolicznymi arystokratami stawiliśmy się na uczcie na jego dworze.
-
Densissma niemalże poczerwieniała, słysząc to jak bardzo historia którą rozgłosił Apyr różniła się od prawdziwej wersji wydarzeń. Zacisnęła pięści, ale opanowała się na tyle, by przed obliczem jej potencjalnego sojusznika zachować spokój rezerwę.
— Pozwólcie, że opowiem jak ta historia wyglądała w rzeczywistości. — Rozpoczęła. — To nie ,konkurencyjna banda" porwała mnie, a barbarzyńcy na jego usługach. W Ghadaugh pozwolił mi zdecydować między ożenkiem z nim, a uwięzieniem do końca moich dni w roli niewolnicy. Nie miałam innego wyboru. Gdy powróciliśmy do Leśnego Traktu, to z jego zlecenia zginął mój ojciec, szlachetny Antoniusz Magna. — Wzięła krótki oddech, gdy wspomnienie losu ojca zawisło węzłem na jej gardle, ale zmusiła się do kontynuowania. — Po tym najechał i zdobył niedaleki dwór Heśnika Rejenta, innego szlachcica, którego z zimną krwią kazał pozbawić życia, uprzednio mordując jego syna. — Kolejne wspomnienia przewijały się przez jej umysł, rezonując zimnym dreszczem na jej plecach. — A Ci, których nazwano rebeliantami, to w rzeczywistości przeciwnicy tyranii Gideona, którzy uratowali mnie spod topora jego orczych katów.
-
//Nie wiem czy to o to ci chodziło, ale syn Rejenta zginął, próbując uratować Densi z niewoli, tuż po tym, jak została schwytana przez Orków. No i też ci konkretni Zielonoskórzy nie byli na jego usługach, a przynajmniej nie pracowali dla niego, ale tego już twoja postać wiedzieć nie musi.//
Edar pokiwał głową i już miał się odezwać, gdy uciszyła go wzniesiona ręka jego ojca.
- Jakie masz dowody, aby udowodnić nam, że twoje słowa to prawda? - zapytał baron Asor Vetz, przyglądając ci się uważnie, jakby chciał wypatrzyć w twojej twarzy najmniejszy cień kłamstwa lub drgnięcie mięśnia, zdradzające fałsz w twoich słowach. -
// Zdaję sobie sprawę z tego, że opowiadała tutaj w pewnych momentach odstającą od rzeczywistości historię, ale to po prostu były pewne skróty myślowe Densissmy.//
Zamilkła, słysząc pytanie Asora. To prawda - jakie miała dowody? Nie przyniosła tutaj ciał ofiar Gideona czy choćby orczego jeńca, który wszystko by opowiedział. Czym mogła udowodnić swoje słowa, kiedy nie miała niczego ani nikogo, kto by je poparł zeznaniem? Wtedy w jej umyśle zaświtała myśl - w sali była osoba, której sama obecność była dowodem prawdziwości jej słów.
— Ja sama jestem sobie dowodem. — Odpowiedziała, unosząc śmielej głowę. — Czy gdyby moja historia była fałszywa, nie powinnam była być dawno martwa, a moje ciało porzucone głęboko w ostępach puszczy? A jeżeli przeżyłam, to czy nie powinnam uciec w ramiona człowieka, który wedle własnych słów uratował mnie i planował nasze małżeństwo? Miast tego jestem tutaj, ocalała dzięki pomocy dobrych dusz, które przybyły razem ze mną i które wyciągnęły mnie spod ostrza topora uniesionego na rozkaz Gideona Apyra. Gdyby moja historia była kłamstwem, nigdy nie musiałabym uciekać z rodzinnej ziemi przed uzurpatorem, który dybie na moje życie jednocześnie rozpowiadając tak obrzydliwe fałszerstwa. Sama jestem sobie dowodem i niech ziści się to, co nie udało się orkom Apyra, jeżeli jest inaczej.
-
Pełna napięcia cisza ciągnęła się sekundami, które tobie wydawały się wlec jak godziny, ale wreszcie stary baron wstał, prostując się dumnie na całą swoją, dość imponującą jak na człowieka i do tego w takim wieku, wysokość.
- Jeśli to, co mówisz, jest rzeczywiście prawdą, możesz liczyć na moje wsparcie. Oddałem Cesarstwu i Cesarzowi najlepsze lata mojego życia, mój pot, moje łzy i moją krew. Broniłem naszego kraju i monarchy przed każdym zagrożeniem, czy to z zewnątrz, czy z wewnątrz. Apyr od początku wydawał mi się ambitny, zbyt ambitny. A przy tym pozbawiony skrupułów, gotów rozszerzać swoje włości i panowanie bez względu na cokolwiek. Gdy Cesarstwo stoi w obliczu kolejnej próby, gdy jego granice najeżdżają Nordowie, Drowy i Zielonoskórzy, a szlachta rozmyśla o buncie, ktoś taki jak Gideon może położyć iskrę, która rozleje się płomieniem po całym kraju. Żołnierze rodu Vetz wesprą działania twoje i twoich sojuszników, pomagając ci odebrać należne prawa i ziemie… Ale najpierw wszelkie wątpliwości rozwieją moi szpiedzy, których niezwłocznie poślę lub posłałem wcześniej na włości Gideona. Do czasu, gdy powrócą z raportami, ty i twoja świta zostaniecie tutaj.
Po tych słowach baron ponownie usiadł, a jego żołnierze, do tej pory stojący spokojnie, ruszyli ku wam o kilka kroków. Twoi towarzysze rzucali zaniepokojone, a nawet gniewne spojrzenia to na nich, to na dworzan barona czy nawet jego samego i jego rodzinę, uważając, że wpadliście właśnie w kolejną pułapkę. -
Choć sama nie była pewna czego się spodziewać, słowa starego barona wydawały się bardziej przyjazne niżeli groźne. Dała swoim towarzyszom znak subtelny dłonią, aby pozostali spokojnie na swoich miejscach.
— Dziękuję, jestem wdzięczna za wysłuchanie mych słów i wszelaką pomoc. — Ukłoniła się delikatnie, z szacunkiem, nie z poddańczą manierą. — Proszę jednak o możliwość wysłania posłańca do reszty naszych sprzymierzeńców, aby Ci nie obawiali się o nasz los podczas naszego pobytu tutaj.
-
Asor pokiwał powoli głową.
- Zgoda. Ale tylko jeden z nich ma prawo opuścić mój zamek, reszta zostanie tu z tobą. - powiedział i machnął ręką w kierunku swoich dworzan, a jeden z nich błyskawicznie wstał od stołu i podszedł do was. Baron spojrzał na niego i rozkazał:
- Edalmirze, zaprowadź naszych gości do ich kwater. Straż nie będzie konieczna, ale niech nie opuszczają gościnnej części zamku bez mojej wiedzy i zgody. Wszystko, czego będziecie potrzebować na czas pobytu tutaj, zostanie wam dostarczone bezzwłocznie. Możecie odejść.
Po ostatnich dwóch zdaniach, skierowanych bez wątpienia do was, strażnicy otworzyli drzwi, a wskazany wcześniej dworzanin wysunął się naprzeciw, wskazując wam ręką drogę.