Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Ubrał się. ‐Z tego co zdążyłem zauważyć, żyją tu głównie krasnoludy. Skąd je macie?
‐ Powiedzmy, że pewien facet postawił w karty trochę za dużo. ‐ odparł ze śmiechem.
‐Dziękuję. Do widzenia. Szukał jakiegoś bogatego domu.
Najbogatszy wydawał mu się ratusz miejski i jakiś dom na nadbrzeżu.
Podszedł do domu na obrzeżach i dokładnie mu się przyjrzał.
//Obrzeża i nadbrzeże to nie to samo.//
//Źle po prostu przeczytałem. // No to ruszył w okolice tego domu na nadbrzeżu.
Trafiłeś tam. Co zamierzasz teraz zrobić?
Rozejrzał się za czymś drogocennym, co mogło gdzieś leżeć. Jakoś. Na przykład jakiś pierścionek po kłótni kochanków. To taki przykład.
Krasnoludy były tak chciwe, że nawet miedziaka by nie wyrzuciły, zgubienie czegoś cennego też było raczej mało prawdopodobne.
Ruszył więc szukać ogrodów, tej zacnej rezyde
Ogrody były niepraktyczne, a ogrody na nadbrzeżu ‐ niemożliwe, więc ich nie znalazł.
//Czemu tak łatwo o tym zapominam?// Chodził sobie, szukając czegoś na ulicy
Znalazłeś dorodnego szczura, który przed Tobą uciekł, i pustą flaszkę.
Poszedł dalej.
I nadal nic.
Chodził tak.
Max: Chodziłeś tak do rana, bez efektów. Wiewiur: Nareszcie ranek. Obudziłeś się.
Rankiem ruszył zobaczyć tablicę.
Wstał po czym poszedł w stronę Tablicy Ogłoszeń. Może on i jego mutanty na coś się przydadzą?