Mag ruszył w Twoją stronę, wedle rozkazu, pozostali także starali się go wykonać, ale przychodziło im to z najwyższym trudem, w końcu jeszcze nigdy nie spotkaliście ludzi, którzy mieliby wobec Was dobre zamiary. Zapewne działa to również w drugą stronę.
‐Jakby nas zaatakowali strzelasz w katapulty, ja zajmuję się żołnierzami.
Powiedział do niego.
‐Wszyscy którzy umieją strzelać z luku do mnie, przy owej broni oczywiście!
Wydał rozkaz.
‐ No niech się szefo nie zesra, niby jak mam ich stąd ustrzelić? ‐ spytał Mag. ‐ Nie jestem, ku*wa, cudotwórcą, nie? ‐ dodał, a tym słowom przysłuchiwali się łucznicy, którzy zebrali się przy Tobie, wedle rozkazu.
‐ Melkco? ‐ spytał jeden z Goblinów, którego to obchodziło, bo reszta miała to w dupie, byleby przeżyć tę bitwę, o ile do niej dojdzie, na co się nie zanosi, bo zbrojna gromadka zdaje się minąć gród.
Gobliny rozeszły się, z jednej strony znudzone, ale z drugiej ucieszone, bo każda rutyna jest lepsza od śmierci. Tak czy inaczej, wkroczyłeś do domu bez przeszkód.
‐To tylko chłopskie ruszenie ludzi. Gdyby się zbliżyli, stracilibyśmy co najwyżej 10 chłopa, nie więcej.
Odrzekł do małżonki przytulając się do niej.
‐Zawsze będę cię chronił.
‐ Masz wiele talentów, ale kłamanie nigdy nie było jednym z nich. ‐ odpowiedziała. ‐ Widziałam wszystko doskonale. Chyba zapominasz, że jestem Hobbitką. I że Hobbici skradają się jak mało kto.