Jarostocze
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wystarczyło, co prawda, zrobić to tylko raz, ale udało Ci się dostrzec pięciu jeźdźców, z czego jeden prowadził pochód, dwaj jechali po jego bokach, a dwaj kolejni nieco dalej. Gdy zbliżyli się do wioski, każdy zsiadł z konia i w takim samym szyku ruszyli w Waszą stronę. Wszyscy mieli na sobie płaszcze podróżne, kolczugi, przeszywice i elementy pancerza płytowego. Czwórka idąca na liderem grupy miała również hełmy z nasuniętymi na twarze przyłbicami, tamten zaś swój miał pod pachą. Przy pasie każdego znajdował się miecz długi w skórzanej pochwie oraz tarcza z czarnym lwem na szaro‐czerwonym tle w kształcie szachownicy. Gdy na chwilę oderwałaś od nich wzrok, zauważyłaś, że tajemniczego przybysza nie ma, tak jak i jego rzeczy, a z pobliskiej chaty wychodzi właśnie jeden z wieśniaków, którego przed chwilą też nie dostrzegłaś…
Przywódca grupy uniósł rękę, zatrzymując swoich podwładnych, a po chwili i on sam stanął w miejscu, wodząc po Was wzrokiem. Miał nieskazitelne rysy twarzy, niebieskie oczy i kasztanowe włosy.
‐ Z rozkazu hrabiego Dunu, przybywamy tu, aby ogłosić Wam dwie sprawy: Po pierwsze, Wasza wieś znajduje się teraz w jego włościach, o czym szerzej pomówię z lokalnym sołtysem. Zaś po drugie, przybywamy tu w poszukiwaniu pewnego mężczyzny, zbiega, zdrajcy, złodzieja i mordercy, aby oddać go przed oblicze naszego pana i należycie ukarać. ‐ powiedział bez zająknięcia, tekstem jakby wyuczonym na pamięć. Chwilę później podał rysopis owego mężczyzny, identyczny z wyglądem kurowanego przed chwilą człowieka.
‐ Nasz pan, w nagrodę za podanie mu jakichkolwiek przydatnych i prawdziwych wieści o tym mężczyźnie, oferuje sto sztuk złota, zaś za przyprowadzenie go żywego przed jego lub nasze oblicze ‐ dwieście pięćdziesiąt… Więc…? ‐ zapytał, a choć nikt nic nie powiedział, po tłumie przeszedł szmer zaniepokojenia, w końcu nawet dla drobnego szlachcica taka suma to fortuna, a więc co dopiero dla biednego chłopa pańszczyźnianego? -
-
Kuba1001
Nie zmienili się jakoś przez te kilka minut, przez które czekali w bezruchu, wyczekując jakiejś odpowiedzi ze strony wieśniaków. Gdy ta nie nadeszła, dowódca oddziału uznał, że nie ma po dalej marnować czasu, więc jedynie wzruszył ramionami, aż zachrzęściły płyty pancerza.
‐ Wasz wybór, ale wiedzcie, ze to nie jest jednorazowa oferta, więc jeśli ktoś się czegoś dowie, to zapraszam. ‐ po tych słowach ruszył w kierunku chaty sołtysa, który sam mu ją wskazał, ale zatrzymał się w połowie drogi i krzyknął jeszcze do swoich: ‐ Niech jeden zostanie pilnować koni. Reszta ma przeszukać ten śmieszny obornik.
Po tych słowach wznowił przerwany marsz, niemalże na siłę ciągnąc sołtysa w kierunku jego chaty, zaś trzech z jego ludzi dobyło mieczy i ruszyło do najbliższych chat, nie zważając na protesty ludności, choć nie zrobili nic więcej, poza słowami, w końcu opór nie miał sensu, a życie było im jeszcze drogie. -
-
-
-
Kuba1001
//Jak prawie zje**ć sobie fabułę by Radiotelegrafista.//
Szczęśliwie nie musiała, bo wojownik nie zdążył wkroczyć do środka, gdyż dowódca oddziału wezwał do powrotu na wierne rumaki i dalszej jazdy, co też się stało i po chwili konny oddział się oddalił, a chłop wyprowadził rannego mężczyznę na zewnątrz. -
-
Radiotelegrafista
Podeszła do mężczyzny, podejrzliwie mu się przyglądając.
‐ Powinieneś jeszcze leżeć. ‐ Powiedziała karzącym głosem ‐ Chodź za mną, muszę zobaczyć, czy przypadkiem nie można by znaleźć dla Ciebie czegoś na regenerację ciała. ‐ Pokazała mu dłonią, by za nią podążał i poszła do swojej chaty. -
Kuba1001
Ruszyliście, ale po kilku chwilach, do tego nie sami, bo mężczyzna nie pokonałby sam takiej odległości, więc abyś nie musiała nieść go od pewnego momentu na własnym grzbiecie dwóch wieśniaków skleciło prowizoryczne nosze, na których zabrało go do Twojej chaty, skąd odeszli, gdy tylko mężczyzna usadowił się na trawie przed chatą wraz ze swym skromnym, ale jakże cennym, dobytkiem.
-
-
-
-
-