Las Lerolga
-
-
-
-
-
-
-
3-letni truposz
W życiu Aramisa niewiele się działo w ostatnim czasie. Ot, chodził sobie do lasu, nazbierał ziółek, posprzedawał w cenie która wydawała mu się słuszna, jeśli wpadło więcej grosza to kupował sobie dobry obiadek. Suma summarum, nigdy mu się super nie przelewało, ale spędzał czas właściwie na niczym. Gwoli możliwości starał się poszerzyć swoją wiedzę. Pewnego jednak razu w tej jego leniwej sielance przysnęło mu się w lesie. I to srogo przysnęło. Gdy się obudził, nie bardzo pamiętał, gdzie dokładnie się znajdował. Było ciemno, a konia coś nie mógł wypatrzeć. -
Nie ma co wierzyć chłopom, są głupi, przesądni i śmierdzą. Ale mimo tego pesymizmu miałeś wrażenie, że mogli mieć trochę racji z jakimiś duchami lasu czy czymś w tym guście, bo ciężko ci było wymyślić inny pomysł. Koń sam z siebie nigdzie by nie poszedł, a gdyby coś próbowało go zeżreć, obudziłbyś się.
-
Aramis sprawdził, czy wszystko miał przy sobie. Przetarł ramiona i przeciągnął się. Spróbował się jeszcze raz rozejrzeć za koniem. A nuż skubany też uciął sobie drzemkę?
-
Minęła chwila czasu, nim rzeczywiście dostrzegłeś gdzieś w gęstwinie kształt swojego wierzchowca. I coś jeszcze, jakieś kolejne sylwetki. Nim zareagowałeś, tuż obok zmaterializował się jeden z tych tajemniczych leśnych duchów, o których mówili chłopi. Na plus jest to, że to Elf, a nie jakaś dzika bestia. Na minus to, że najwidoczniej zapuściłeś się na jakiś ich święty gaj, cmentarz, terytorium łowieckie czy inne cholerstwo, długousi potrafili wymyślić wiele powodów, aby przekonać kogoś, że znalazł się nie tam, gdzie powinien. A ten konkretny Elf miał też coś jeszcze, napięty łuk, ze strzałą tak blisko twojej głowy, że tylko zidiociały i ślepy Goblin bez obu rąk by chybił. Przez to nie wątpiłeś też, że sylwetki w pobliżu konia to kolejne Elfy, a znając życie na drzewach i w zaroślach czaiło się ich jeszcze więcej.
-
Uniósł bardzo powoli ręce do góry i westchnął ciężko.
— Pewnie mnie nie puścicie z upomnieniem, co? -
- To zależy co robisz w naszym lesie. Kiedyś zwykli zielarze, myśliwi i podróżni nie byli niczym dziwnym. Jeśli rozumieli lub chociaż przestrzegali naszych praw bez ich rozumienia, pozwalaliśmy im tu przychodzić, zabrać część naszych dóbr w zamian za inne towary lub gwarantowaliśmy bezpieczne przejście na drugą stronę lasu. Ale ostatnio wiele się zmieniło. Przestali przechodzić tu przyjaciele czy chociaż obojętni nam ludzie. Pojawili się różni wrogowie. Bezpieczniej nam założyć, że jesteś jednym z nich.
-
— Jestem zwykłym zielarzem. Nie mam nic przy sobie, czym mógłbym wam zaszkodzicie. Po prostu mi się przysnęło przy pracy.
-
Elf spuścił z ciebie wzrok na chwilę, zerkając w kierunku konia i stojących obok niego pobratymców.
- Mówi prawdę, nic nie znaleźliśmy. - przyznał w końcu jeden z nich.
- Brak bezpośrednich dowodów sprawia, że nie zabijemy cię na miejscu. - powiedział ten, z którym do tej pory rozmawiałeś. - Więc może rzeczywiście nie jesteś naszym wrogiem. Możemy cię puścić, ale pod warunkiem, że już nigdy tu nie wrócisz, chyba że na zaproszenie jakiegoś Elfa. Lub możesz wykorzystać to, że jesteś kimś z zewnątrz i nam pomóc, zyskując sobie naszą przyjaźń i wiele więcej. -
— A co niby miałbym robić? Jak mówiłem, niewiele mogę, a płodów waszego lasu jednak trochę potrzebuję.
-
- Możemy pokazać ci miejsca, do których żaden ludzki zielarz jeszcze nie zawitał, dzięki którym się wzbogacisz. I zapewnimy ci pełną ochronę przed jakimkolwiek dzikimi zwierzętami czy czymkolwiek innym. O ile zdecydujesz się na pomóc, jak już mówiłem. Może i nie sądzisz, że wiele zdziałasz, ale masz coś, czego my nie mamy: Nie jesteś Elfem, nie pochodzisz z tych okolic. To wielka zaleta, chcielibyśmy bowiem prosić cię o przysługę, która wymaga zdobycia informacji. Raczej nic niebezpiecznego, ale żaden z nas nie mógł udać się na tę misję właśnie przez to wszystko.
-
Przełknął ślinę. Nie wiedział nawet, czy gdyby odmówił, to dostałby konia z powrotem. Wizja szukania innego lasu niezbyt mu odpowiadała. Kiwnął głową.
— Jakie konkretnie informacje? -
-- Toczymy obecnie wyniszczającą wojnę z Mrocznymi Elfami. Front jest niedaleko stąd, trwa krwawe oblężenie Achatonu, stolica naszego państwa jest w tym lesie. Obawiamy się, że Mroczne Elfy knują za naszymi plecami i spróbują, z pomocą złota czy manipulacji, nakłonić ludzkich szlachciców z pogranicza czy kompanie najemników do ataku od drugiej strony. Sami nie możemy uzyskać informacji na ten temat, bo nieważne za kogo się podamy czy ile zapłacimy, nigdy nie mamy pewności, czy nie kłamią, będąc w zmowie z Drowami. I na tym właśnie polega twoja misja. Jeśli masz kogoś, komu możesz zaufać, także i jego zwerbuj. Otrzymasz od nas wszelką pomoc i środki, ale informacje będziesz musiał zdobyć sam. Chcemy wiedzieć, czy grozi nam zagrożenie, a jeśli tak, to z czyjej strony.
-
Uśmiechnął się jak idiota, potem zrzedła mu mina.
– Nie mam nikogo takiego. Zrobię co w mojej mocy, ale ostrzegam, że to nie jest zbyt wiele. Nie bardzo wiem, od czego zacząć. -
- Naszemu państwu nie grozi zwykły podbój, a nam zmiana władcy, poddaństwo komuś innemu. Walczymy z Drowami, które nienawidzą nas z głębi ich czarnych serc. Oni nie chcą nas podbić, a co najwyżej zniewolić, a w dłuższej perspektywie wymordować co do jednego. Gra toczy się o wielką stawkę. Każda pomoc jest ważna, każda informacja się przyda. Zaopatrzymy cię na drogę, jeśli to konieczne, i oddamy konia razem z ekwipunkiem. Udasz się do Linest i tam porozmawiasz z naszym pobratymcem, Kalandilem. Nie pomoże ci z dobroci serca, to zwykły najemnik, ale możemy zaufać mu, że cię nie wyda i pomoże. Za stosowną opłatą, w jukach konia znajdziesz dwa mieszki, jeden ze złotem na kupienie jego pomocy, drugi na inne wydatki. Kilku naszych wojowników będzie ci towarzyszyć, przynajmniej na trakcie, bo do miasta nie wejdą, ale możesz spróbować zasięgnąć ich rady i liczyć na ich pomoc, gdyby trzeba było walczyć.
Miło z ich strony, że dali ci obstawę, ale od razu zrozumiałeś, że miało to bardziej na celu upewnienie się, że ich nie wykiwasz, uciekając z pieniędzmi i informacjami o tym wszystkim. I albo ich obecność miała cię do tego po cichu motywować, albo mieli cię zabić, gdyby coś poszło nie tak.