Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐Każdego tak wita? Nie wie pan jak się dostać do Dekapolis?
‐Szlakiem handlowym na północ, to raczej oczywiste.
‐Tyle? Spodziewałem się bardziej zawiłej drogi. Pan do czy z Dekapolis?
‐ Szczęśliwie już wracam do siebie.
‐Czyli z Dekapolis? Jak tam jest? Jakich zagrożeń można się spodziewać?
‐ Yeti, agresywni Nordowie, dzikie bestie.
‐Czyli trochę niebezpiecznie… Nie wiesz może, czy ktoś z tu obecnych nie wybiera się do Dekapolis?
‐ Nie mam pojęcia, sam możesz spytać.
Chodził więc i się pytał o cel podróży.
I w końcu trafiłeś na krasnoludzkiego kupca z bandą pobratymców do ochrony.
‐Panowie do Dekapolis, tak? Można się z wami zabrać? Mamy tylko dwa konie,powóz pełen rzeczy na handel, czy na co to było,no po prostu sądzę, że sami rady nie damy. Ja i tamci dwaj
‐ Tamci dwaj to też Elfy? ‐ spytał kupiec, ćmiąc fajkę.
‐A nie widać? Tak. Czy ma coś do rzeczy?
‐ Tak, ma. Bo nie lubię Elfów.
‐ Ile chcesz?
‐ Nie gadaj, że chcesz mi zapłacić za wpie**olenie Wam? Ku*wa, interes życia.
‐Bardziej za ochronę.
‐ Ty chcesz chronić nas? ‐ spytał, a gdy skończył ryknął gromkim śmiechem, a jego towarzysze mu zawtórowali.
‐Ehh…bardziej chodzi mi… E, nieważne. Wstał i poszedł szukać dalej.
Poza Krasnoludami nikt się tam nie wybierał lub wybierał za kilka dni czy też tygodni.