Udało Ci się, wypatrzyłeś nawet swojego znajomego Krasnoluda, gdy rzucał jakimś Goblinem z obrotu do zaułka.
‐ I żebym Cię tu zielona kuwo już więcej kuwa nie widział! Bo gnaty porachuję! Wszystkie!
‐ No właśnie! Uwożoj sobi! Nastepny razem nie bedzie ljitości!
Dodał jeszcze w stronę gobliniego nieszczęśnika, kierując swe następne słowa do krasnoluda.
‐ Cu rubił?
Max:
Krasnolud wrzucił ramionami.
‐ Kantował w kartach. Nie będę przez takiego sku*wysyna wypłaty tracić. A co u Ciebie?
CC4:
//Nie chcesz jakiegoś przewinięcia akcji? Trochę Cię w końcu nie było…//
‐ Toki jedyn, co podrywaał na wiejski sposób, uciek, jak chciołem widzieć, czemu tak robi. Wy nie znocie bardziej, tych, no… Cywlzwowanych metud flirtu?
CC4:
//Pamiętasz chociaż, gdzie ta karawana jechała? Albo sprawdzisz?//
Max:
‐ Piąchą w łeb i za włosy do łoża, ewentualnie poprawić. ‐ odparł i zarechotał paskudnie. ‐ Dobra, ku*wa, żartuję przecież, nie? I co? Nie złapałeś go?
Zaprowadził do tej karczmy, po czym wskazał osobę z wilczurem i szepnął:
‐ Mom pomys. Jo spolom pso, ty bier ochornę, hę? A i z przodu som jesce dwaj tacy. Bez pisa.
‐ Powidzieli, że wstemp dla tokich jok ja wzbro… no… wbzrniony cy coś. Chybo. Z reszto, ja tak to pamietam. No to żem sondził, że nici z pokojowych metod i chciałżem użyć siły.
‐ Tok. Nawet tymu tu. ‐wskazał czubkiem włóczni delikwenta z wilczurem.‐ A chcioł mie pchlarzem poszczuć!‐ Krzyknął oburzony, przypominając sobie to wydarzenie.
‐ Ciszej, ku*wa. ‐ upomniał Cię szeptem Krasnolud. ‐ Jak tak, to Ty tu zostań, bo Twoją mordę znają. Ja pójdę i spróbuję wejść do środka, nie mówiąc nikomu o tym, że jestem ze straży. Zgoda?
Krasnoludowi, choć po kilku minutach burzliwej dyskusji i wręczeniu strażnikowi kilku monet oraz zdzieleniu wilczura po pysk, udało się wejść do środka. Byleby tam też nie wydał się, że jest z miejskiej straży i powinno pójść gładko.