Miasto Gilgasz.

[Kubeł1001]

maxmaxi123

‐ Wbieg do jokijś korczmy, dzie to mie nie wpuszczo, to im obiecołem, że ze wsparciem wrócim.

[Kubeł1001]

Kuba1001

‐ I że ja mam być tym wsparciem?

[Kubeł1001]

maxmaxi123

‐ Ktukolwik. Właściwie, zamierzam ja udać się po nie do koszor, ale skoro tylko ty wystarczysz… czy jednak ni?

[Kubeł1001]

Kuba1001

‐ Zobaczy się. Prowadź do tej karczmy.

[Kubeł1001]

maxmaxi123

Zaprowadził do tej karczmy, po czym wskazał osobę z wilczurem i szepnął:
‐ Mom pomys. Jo spolom pso, ty bier ochornę, hę? A i z przodu som jesce dwaj tacy. Bez pisa.

[Kubeł1001]

Kuba1001

‐ A nie pomyślałeś, żeby się z nim dogadać, a nie od razu z włócznią, Magią i mordą lecieć?

[Kubeł1001]

maxmaxi123

‐ Powidzieli, że wstemp dla tokich jok ja wzbro… no… wbzrniony cy coś. Chybo. Z reszto, ja tak to pamietam. No to żem sondził, że nici z pokojowych metod i chciałżem użyć siły.

[Kubeł1001]

Kuba1001

‐ Hmmm… Przedstawiłeś się jako strażnik miejski, nie?

[Kubeł1001]

maxmaxi123

‐ Tok. Nawet tymu tu. ‐wskazał czubkiem włóczni delikwenta z wilczurem.‐ A chcioł mie pchlarzem poszczuć!‐ Krzyknął oburzony, przypominając sobie to wydarzenie.

[Kubeł1001]

Kuba1001

‐ Ciszej, ku*wa. ‐ upomniał Cię szeptem Krasnolud. ‐ Jak tak, to Ty tu zostań, bo Twoją mordę znają. Ja pójdę i spróbuję wejść do środka, nie mówiąc nikomu o tym, że jestem ze straży. Zgoda?

[Kubeł1001]

maxmaxi123

‐ Dobri.
Czekał więc.

[Kubeł1001]

Kuba1001

Krasnoludowi, choć po kilku minutach burzliwej dyskusji i wręczeniu strażnikowi kilku monet oraz zdzieleniu wilczura po pysk, udało się wejść do środka. Byleby tam też nie wydał się, że jest z miejskiej straży i powinno pójść gładko.

[Kubeł1001]

maxmaxi123

Nie wiedział, czy miał za nim ruszyć, ale jak nie dostał rozkazu ruszenia, to stał jak ten wiejski ciołek, którym był.

[Kubeł1001]

Kuba1001

Po chwili Krasnolud wyszedł. Z wgniecionym hełmem, złamanym nosem, rozciętym łukiem brwiowym i zalanym przez te dwie rany krwią, ale mimo wszystko wrócił. Od razu zdzielił prawym sierpowym zdezorientowanego strażnika przy wejściu, a na psa warknął tak, że ten odsunął się i po chwili uciekł. Później ruszył w Twoim kierunku, tupiąc donośnie ciężkimi buciorami.

[Kubeł1001]

maxmaxi123

‐ I jok?

[Kubeł1001]

Kuba1001

‐ Skuwysyny je**ne, kuwa ich pie**olona mać. ‐ odparł i pociągnął Cię za przedramię, kierując wraz ze sobą do koszar w pobliżu miejskiej bramy, przy okazji psiocząc pod nosem dalej w podobnym tonie jak wcześniej.

[Kubeł1001]

maxmaxi123

//Akurat sądziłem, że da mojemu w pysk.//
‐ Opowiodoj, co siem stao?
Spytał się, zaczynając iść normalnie za swym kompanem.

[Kubeł1001]

Kuba1001

‐ Zbieramy chłopaków i idziemy im napi**dolić, skończyło się, do cholery jasnej. Teraz pożałują tego, co zrobili.

[Kubeł1001]

JokTovenson

Ryzyk‐fizyk, w razie czego będzie improwizował. Cassander odpalił kadzidełko, zażywając wcześniej antidotum

[Kubeł1001]

maxmaxi123

Wyglądał na wyraźnie podekscytowanego.
‐ A cu zrobili? Cu zrobili?