Miasto Gilgasz.
-
Kuba1001
Max:
Pokiwał głową i zostawił Cię na zewnątrz, wracając po kilku minutach, prowadząc za sobą pięciu ludzkich strażników miejskich słusznej postury, z którymi to niezwłocznie ruszył do feralnej karczmy.
Jok:
W środku czekały na Ciebie olbrzymie bogactwa, jednakże nie w postaci klasycznego złota, srebra, klejnotów i tym podobnych skarbów, lecz były to… Suknie. Owszem, wykonane z różnych materiałów, o różnym kolorze i kroju, ale nawet Twoje nieprawione w rozpoznawaniu sukien oko doskonale widziało, że nie są to byle fatałaszki z miejskiego targu, ale ubrania, na jakie mogą pozwolić sobie tylko damy z zamożnego mieszczaństwa, arystokracji i tym podobnych stanów. -
-
-
Kuba1001
Max:
Nie uszliście daleko, w końcu Krasnolud przypomniał sobie, że nie macie planu, a pakowanie się tam bez niego, to raczej zły plan, więc zatrzymał pochód strażników i wyjaśnił:
‐ Ja i dwóch ludzi wchodzimy od przodu, jeden zostaje przy drzwiach, żeby nikt nie spie**olił, a reszta idzie na tyły, też tam czeka, a jakby było trzeba, to i wkracza. Jasne?
Jok:
Udało Ci się zapakować wszystkie, spieniężenie łupu nie będzie trudne, ale lepiej nie wręczać sukni nikomu z Gilgasz, jeśli nie chcesz zapłacić za to głową, w końcu rezydentka wieży dość szybko poskłada sobie wszystko w głowie i wyśle na Ciebie swoich siepaczy. -
-
Attero
Gilgasz, idealne miejsce dla takiego typka jak Aurelio. Wyszedł właśnie ze swojego mieszkania, znajdującego się w jednej ze spokojniejszych dzielnic tego miasta i ruszył przed siebie. A gdzie? Pewnie do portu, mnóstwo podróżnych i kupców, z których można zedrzeć niezłą sumkę. Nawet jeśli jest późno, zawsze można kogoś oszukać, nie? Idzie spokojnym krokiem w stronę portu, wie, że tu jest puki co bezpieczny, więc nie musi się spieszyć.
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Max:
Brodacz rzucił na Ciebie okiem.
‐ Na, na tyły idzie. Znasz teren, zaprowadzisz tam resztę. Inne pytania?
Attero:
W porcie panuje co prawda mniejszy ruch, niż na głównym rynku bądź długim targu, ale to tylko jedna z niedogodności. Gorszą może być to, że większość potencjalnych ofiar to ludzie bez miedziaka przy duszy, czyli żebracy, bezdomni czy spite wilki morskie. Na szczęście łatwo odnaleźć tu też tych nieco bardziej trzeźwych i bogatych, a i straż miejska rzadko tu zagląda.
Bandi:
Swoje odczekać musiałeś, przed Tobą do miasta weszło kilku podróżnych oraz garść kupieckich wozów i karawan, ale wreszcie się doczekałeś.
‐ Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta? ‐ zapytał jeden ze strażników, zagradzając Ci wraz z kompanem drogę skrzyżowanymi włóczniami. Pozostali czekali kilka kroków dalej, w tym jeden, który najwidoczniej miał spisać odpowiedź na pytanie swojego towarzysza. -
-
-
JurekBzdurek
Kuba1001 pisze:Max:
Pokiwał głową i zostawił Cię na zewnątrz, wracając po kilku minutach, prowadząc za sobą pięciu ludzkich strażników miejskich słusznej postury, z którymi to niezwłocznie ruszył do feralnej karczmy.
Jok:
W środku czekały na Ciebie olbrzymie bogactwa, jednakże nie w postaci klasycznego złota, srebra, klejnotów i tym podobnych skarbów, lecz były to… Suknie. Owszem, wykonane z różnych materiałów, o różnym kolorze i kroju, ale nawet Twoje nieprawione w rozpoznawaniu sukien oko doskonale widziało, że nie są to byle fatałaszki z miejskiego targu, ale ubrania, na jakie mogą pozwolić sobie tylko damy z zamożnego mieszczaństwa, arystokracji i tym podobnych stanów.Zaczął pakować wszystkie poza dwiema najbliżej drzwi do swojej kieszeni w pustce, bardzo uważając, by zdobienia nienarobiły hałasu. W końcu po co komu więcej niż dwie kiecki?
-
Kuba1001
Bandi:
//Wypowiedzi postaci zaczynaj myślnikiem.//
Strażnicy nie odpowiedzieli nic, tylko zapisali to, co powiedziałeś i odsunęli się tak, żebyś mógł wejść, ale to i tak wystarczająco, nieprawdaż?
Max:
Krasnolud wzruszył ramionami, a po chwili otrzymałeś odpowiedź, gdy przed szereg wystąpiły trzy osoby: Pierwsi dwaj, Goblin i Hobbit, byli raczej typowymi przedstawicielami swojego gatunku, mężczyzna zaś zdawał się być, mimo swojej tuszy, dobrym wojownikiem, co sugerowała sama postawa, sposób trzymania broni i wiele więcej.
‐ No, idźta już. ‐ mruknął brodaty strażnik, tupiąc nogą w oczekiwaniu.
Jurek:
Najwidoczniej mieszkańce tej wieży. Lub mieszkankom. Niemniej, obrobiłeś tę garderobę w kilkanaście minut, cicho i bezszmerowo, dokładnie tak, jak to być powinno. -
-
-
-