Archipelag Sztormu
-
Rafael_Rexwent
Aver
‐ Błyskawice raczej wody nie uszkodzą, a jeśli coś się w niej czai to z racji doskonałego przewodzenia prądu przez płyny nie ucieknie przed porażeniem. To może lekka “terapia szokowa”? ‐ Zapytał się z lekkim uśmiechem dowódcy samemu strzyknąwszy palcami. W oczekiwaniu na polecenie zaczął bawić się mikrospięciami pomiędzy palcami. -
-
-
-
Kazute
‐ Oczywiście. Czystą głupotą by było od tak pójście do Traya i zabicie go. Najpierw należało się doskonale przygotować do wykonania zemsty. Przestałam przyjmować zlecenia na jakiś czas, aczkolwiek złota miałam zaoszczędzonego, więc nie musiałam się zbytnio przejmować wydatkami. Zaczęłam zbierać informacje na temat nekromanty potrzebne mi do opracowania planu ataku. Imię, jego charakter, umiejętności, gdzie ma swoją siedzibę i tak dalej.
-
-
Rafael_Rexwent
Aver
‐ Aye, Aye, sir. ‐ Powiedział zadowolony i wyciągnął przed siebie obie dłonie, by móc jak najdokładniej kontrolować przepływ mocy. Na początek zaczął od stosunkowo lekkich ładunków, jakie powinny wywołać u człowieka silny ból, lecz nie porażenie i skierował te ładunki wprost w taflę wody jednakże na tyle ostrożnie by nie przeskoczyły gdzieś na bok, bo jeszcze komuś “ze swoich” zrobi krzywdę. -
Kuba1001
Wiewiur:
Milczałeś, więc doskonale usłyszałeś jak kapitan nawoływał do broni i pakowania leniwych dupsk do drugiej szalupy, żeby pomóc tamtym na lądzie.
Ekspedycja:
Abby:
‐ Kwatermistrza poszukaj, na pewno Ci jakąś robotę znajdzie. Coś jeszcze?
Kazute:
Pokiwał jedynie głową i czekał na dalszą część historii. Widać, że nie miał zamiaru się odzywać, aby Ci nie przerywać, wybić z rytmu, sprawić że zgubisz wątek albo coś w ten deseń.
Max:
Ponownie nic ciekawego, może poza lunetą. Niby zwykła luneta, ale lunety zawsze są warte uwagi, prawda?
Vader, Rafael, Wiewiur:
Powietrze przeszył głośny ryk, od którego ze skrzekiem zerwały się z drzew okoliczne ptaki. Tak, zdecydowanie coś czai się w tej wodzie, a do tego coś dużego i z pewnością mocno zirytowanego… -
-
-
-
-
Kazute
‐ Więc gdy już zdobyłam wszelkie potrzebne informacje, zaczęłam planować. Najpierw musiałam się wślizgnąć niepostrzeżenie do miejsca, gdzie nekromanta chował swoje grube dupsko przed Paladynami, Inkwizytorami oraz innymi osobami, które mogłyby go zgładzić za ożywianie kościotrupów. Osobiście się dziwię, dlaczego nie przywłaszczył sobie ciał moich rodziców, miałby dwóch sługusów więcej… Ale mniejsza. Udało mi się z pomocą Magii Dymu niepostrzeżenie wtargnąć do jego kryjówki znajdującej się w lesie, pod ziemią. Mniej inteligentne szkielety nie zwracały na mnie uwagi, ale ze dwóch lub trzech już tak. Udało mi się je wyeliminować, potem, gdy odnalazłam Traya, spróbowałam się do niego po cichu podkradnąć, by wbić mu zatrute ostrze w szyję… Ale szybko się zorientował, że jestem obecna w pomieszczeniu. Doszło do otwartej walki… Chcesz jej dokładniejszy opis, młody?
-
Rafael_Rexwent
Aver
Ohoho, jakaś grubsza rybka się znalazła. Aver czym prędzej wyjął swój rapier lewą dłonią, a prawą wyciągnął w kierunku sadzawki. Musiał się teraz skupić, by przekierować swą energię do prawej kończyny. A następnie cisnąć potężną błyskawicą, byleby usmażyć coś co właśnie ryknęło. Jednocześnie był gotów w razie potrzeby skorzystać z broni (która po pomyślnym użyciu zaklęcia powinna się magicznie podładować) bądź wykonać unik. -
-
Kuba1001
Taczka:
Wrogów było multum, mowa oczywiście o uzbrojonych dzikusach, a obecnie byli tak zaabsorbowani walką, że spokojnie mogłeś wbić im nóż w plecy, zarówno dosłownie jak i w przenośni.
Wiewiur:
Znalazł się jakiś dwuręczny młot bojowy, był także dwuręczny topór o pojedynczym, sierpowatym ostrzu, spora maczuga, dwa miecze długie, jeden dwuręczny i halabarda. Wielkiego wyboru nie ma, ale inną broń zgarnęli już pozostali marynarze szykujący się do wypłynięcia.
Ekspedycja:
Kazute:
Energiczne kiwanie głową było najlepszym potwierdzeniem na jakie było go stać.
Abby:
Idąc do pokoju kwatermistrzowskiego zauważyłaś tegoż mężczyznę idącego w kierunku okrętowego kambuza.
Max:
Jak na razie zauważyłeś to, co w rzeczywistości, acz powiększone. W sumie nie powinno to dziwić, od tego są lunety, prawda?
Vader, Wiewiur, Rafael:
Przez chwilę wszystkim zgromadzonym wydawało się, że pozbyliście się problemu i cokolwiek co się tam czai, jest martwe. Ale nim ktoś zdołał wydać westchnienie ulgi z wody wyskoczył niespodziewanie wielki gad, mieszkańcy mówią na to chyba Sekam… Niemniej, był nad wyraz szybki jak na krokodyla, zanim ktokolwiek zareagował jeden z marynarzy już konał w jego szczękach, a dwóch innych odrzucił potężnym ciosem ogona. Wypluł z pyska to, co zostało z nieszczęśnika i pobiegł w kierunku reszty, najpewniej aby uciec, ale przy okazji może i zabić chociaż jednego z Was. -
-
-
Kazute
‐ Będąc skrytobójcą trzeba być jednak przygotowanym na to, że plan cichego zabójstwa nie zawsze się powiedzie. Naturalnie cichy zabójca będzie gorszy w otwartej walce. Tak więc nie mając na sobie zbroi, pancerza czy kolczugi, uzbrojona w dwa sztylety, kuszę jednoręczną, dwa ukryte ostrza, osiem noży do rzucania oraz znajomość Magii Pyłu i Dymu stanęłam naprzeciw młodemu, ludzkiemu mężczyźnie z nadwagą, dzierżącym w jednej dłoni miecz jednoręczny, w drugiej puginał. Na początku próbowałam dźgnąć go ostrzem w pierś, lecz zablokował to puginałem i jednocześnie wymierzył mi cios drugą bronią w głowę. Sama to sparowałam sztyletem oraz zdołałam odskoczyć na odległość kilku kroków. Potem on wymierzył pchnięcie w brzuch, a ja ponownie odskoczyłam, gdyż po prostu wolałam nie ryzykować. Tray próbował zmusić swoje “dzieci”, szkieleciki do walki, ale żadne z nich nie umiało walczyć, więc improwizując starały się mnie powstrzymać, rzucając we mnie różnymi przedmiotami czy po prostu usiłując mnie zadrapać gołymi… kośćmi. Udało mi się je jednak powstrzymać, rozwalając ich czaszki sztyletami, korzystając również z zasłony dymnej, one jedynie mnie podrapały niezbyt głęboko w kilku miejscach. W tym samym czasie dym zdążył się prawie rozproszyć, a nekromanta zdołał dźgnąć mnie mieczem w lewe udo, jednak nie na tyle głęboko, by uszkodzić kość. Mimo cholernego bólu zdołałam zmienić się w pył oraz odlecieć na tyle, by schować się za przewróconym podczas walk ze szkieletami stołem. Korzystając z niego jak z tarczy, podczas gdy krew ciekła mi z rany, chwyciłam za kuszę, wycelowałam we wroga szykującego się do ponownego ataku, pociągnęłam za spust… A bełt trafił go prosto w serce. Można powiedzieć, że to był szczęśliwy traf. Facet oczywiście zmarł na miejscu, padając jak długi na ziemię z głuchym trzaskiem. Udało mi się zatamować krwawienie oderwanymi kawałkami materiału z mojego płaszcza, po czym jakoś podeszłam do trupa i jako osobiste trofeum wzięłam sobie puginał ‐ tutaj kobieta wymownie dotknęła tegoż oręża znajdującego się przy jej pasie. ‐ Nieco odpoczęłam po walce, po czym ranna wróciłam do domu, by wylizać się z obrażeń. Koniec.
// Wiem, że kijowe, ale się starałam. :V
-