Miasto Hammer
-
-
Liszaj
Wyciągnął z mieszka dziesięć srebrników i przysunął je w jego stronę
‐ Za pokój na dzisiaj i za zupę ‐ powiedział i usiadł gdzieś przy wolnym stoliku. Zupę zjadł, potem poszedł spać, a następnego ranka znów podszedł do karczmarza pytając o drogę do ratusza. Gdy ten raczył mu już ją opisać, burczenie w brzuchu Liszaja przypomniało mu o śniadaniu.
‐ Macie może ćwiartkę gomółki sera i pajdę chleba z jaką szynką? Z chęcią przekąsiłbym jeszcze coś przed wyjściem ‐ -
-
-
-
Liszaj
‐ Jasne, zapłacę ‐ powiedział, opierając się o blat lady. W międzyczasie, gdy karczmarz poszedł po kiełbasę, omiótł ukradkiem lud w karczmie.
‐ Znacie, panie karczmarz, przypadkiem jakieś miejsce, gdzie potrzebowaliby uzdrowiciela i gotowi byli za jego usługi zapłacić? ‐ spytał podniesionym głosem, aby też właściciel gospody go usłyszał -
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Były tam sakiewki ze złotem, zdobiony sztylet, łuk, kołczan, strzały i mały portret. Poza tym mały list i kilka ksiąg w czarnej i czerwonej oprawie.
Michał:
Na razie go nie widzisz.
Liszaj:
‐ Za kiełbasę, ser i chleb będzie razem 2,5 sztuki złota. Jak da pan jeszcze 0,5 to dodam coś do picia. -
Liszaj
‐ Raz, dwa, trzy… ‐ podał pieniądze, chwycił kiełbasę, chleb, ser i coś do picia, pożegnał karczmarza i zagryzając prowizoryczne śniadanie w drodze do ratusza. Gdy już tam dotarł, zaczepił jednego z paladynów
‐ Wybaczcie, mości rycerzu. Szukam paladyna Vikara, wiecie, gdzie mogę go znaleźć? ‐ -
-
-
-
-
Kuba1001
Liszaj:
Pod Ratuszem było wielu różnych Magów, Kapłanów i Paladynów. Ten, którego zaczepiłeś powiedział:
‐ Nie kojarzę… Podasz jakieś konkrety?
Vader:
Portret przedstawiał mężczyznę w lekkim pancerzu i z bronią jaka była w skrzyni. Był dość podobny do Ciebie. Oczy mieliście identyczne. Uśmiechał się zawadiacko i wyglądał na pewnego siebie.
A w liście było napisane:
Drogi Xavierze!
Jeśli to czytasz to pewnie nie żyje, albo opuściłem Verden. Nie mam wiele czasu więc napiszę tylko kilka słów: Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o mnie pytaj Mirę. Ona przejrzała mnie na wylot. Andersen nic nie wie. Podrzuciłem Cię pod jego chatę w nocy. Nie miałem wyboru. Kiedyś może dowiesz się czemu… W tym kufrze jest cały mój dobytek. Broń, trochę złota i moje księgi. Jeśli do nich zajrzysz dowiesz się kim byłem. Ale nie musisz iść w moje ślady. A najlepiej tego nie rób. Idą po mnie. Cholera. To tyle ode mnie. Może Pradawni sprawią, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
Żegnaj.
Twój ojciec, Aren Wassi. -