Miasto Hammer
-
-
-
-
-
-
-
Liszaj
‐ Dobra, dziękuję pięknie. Tutaj są pieniądze ‐ przysunął mu 40 sztuk złota. Zastanowił się chwilę i dorzucił jeszcze dziesięć monet ‐ Miłego dnia, proszę pana ‐ wyszedł z antykwariatu i odetchnął świeżym powietrzem.
O ile kochał zapach i klimat panujący w antykwariatach, o tyle też doceniał łyk świeżego powietrza po wyjściu z nich. Zauważył w odległości Masina. Podbiegł do niego
‐ Masin! Jesteś, haha! I jak, zapisałeś się na wyprawę? Co z Rufusem? ‐ -
-
Liszaj
‐ Za idiotę? Czemu to… Och… ‐ spojrzał na niego i dotarło teraz, że kolega był Stryikiem ‐ Oj, nie przejmuj się, Masin ‐ klepnął go w ramię ‐ Ludzie, którzy oceniają innych po wyglądzie. To są właśnie idioci. Nie bierz tego zbytnio do siebie, tylko strujesz sobie niepotrzebnie organizm… W każdym bądź razie, jutro wyruszamy. W samo południe. Do Ruhn, wiesz? ‐ począł powoli iść wzdłuż straganów. Gestem wskazał, by podążył za nim.
‐ Miasto roi się od nieumarłych. Nie wiem jak jest z tym u ciebie, ale o ile widok organów wywleczonych na wierzch u niektórych pacjentów nie przyprawia mnie nawet o dreszcze, o tyle spojrzenie w oczy kogoś, kto umarł, a się rusza jest… Drastyczne. Walczyłeś z umarlakami już wcześniej? ‐ -
-
Liszaj
‐ Mówię ci, nie biadol. Sztylet pod gardło zazwyczaj ucisza wszystkich, co mają jakiekolwiek problemy natury osobistej z twoim wyglądem. Nie próbuj tego tylko na pierwszym lepszym człowieku, można się przez to wpakować w kłopoty ‐ szli powoli alejką ‐ Więc… Walczyłeś z nieumarłymi. Masz jakieś rady, a może i obawy odnośnie naszej jutrzejszej wyprawy? ‐
-
-
-
Liszaj
‐ Racja, niewiele jest jeszcze rzeczy, o które można by się obawiać… Hmm, poza nieprzyjemnym pożarciem żywcem, staniem się jednym z tych nieumarłych i… Że przyjdzie nam się zmierzyć z czymś gorszym, niż kilka stęchłych korpusów ‐ mruczał pod nosem
‐ Posłuchaj, Masin. Zaczyna robić się późno. Ja będę chciał jeszcze spotkać się z moim bratem, a poza tym mam lekturę na dzisiejszy wieczór ‐ wskazał na książkę w ręce ‐ Myślę więc, że zobaczymy się dopiero jutro o południu. Pójdź do jakiejś karczmy, wynajmij pokój na tę noc i zdrzemnij się przed wyprawą, hm? ‐ -
-
Liszaj
Liszaj odprowadził go wzrokiem. Pokręcił głową i spojrzał na słońce. Do spotkania z bratem miał jeszcze nieco czasu. Postanowił spędzić go na studiowaniu książki. Udał się z powrotem do “Czarnoskrzydłego”, bo wedle praw logiki, pokój miał jeszcze do użytku po zmierzch. W pokoju otworzył podręcznik na pierwszych stronach, zapalił niewielką świecę i postawił ją na stoliku. Przyjął dokładnie opisaną tam pozycję, biorąc pod uwagę dopiski od nieznanego autora i zaczął z pierwszym ćwiczeniem ‐
‐Daun fy lais… ‐ skandował półprzytomnie. Przechylając lewą dłoń to w prawo, to w lewo obserwował skutki zaklęcia. Płomyk miał przechylać się zgodnie z gestem. Trenował aż do skutku, albo do momentu, gdy musiał się już zbierać ‐ -
-
-
-