Siedziba Gildii Magów
-
-
-
Kuba1001
U Orków, Krasnoludów i wielu ludzi, niezależnie czy przez własną kulturę czy właśnie jej brak, słowo to zwykle stanowiło formę przecinka lub dopełnienia w zdaniu. Niemniej, weszłaś do środka, czyli sporych rozmiarów komnaty, gdzie już na pierwszy rzut oka widać było, kto tam mieszka: Na ścianach wisiały skóry i łby wielu zwierząt i potworów, a także różnoraka broń, która również stała niedbale oparta o ścianę czy położona na jakimś meblu.Podłogę zaściełały kości z poprzednich posiłków Orka oraz własnoręcznie zapisane notatki, na niemalże wszystkim, na czym się dało. Dopełniały tego nieco bardziej swojskie fotele przy kominku, w którym raźno buchał ogień, oraz wiele szaf i półek pełnych ksiąg, zwojów czy woluminów. Ork, Gorthog, siedział właśnie na jednym z foteli, obgryzając barani udziec. Choć odziany był w szaty członka Gildii Magów i był członkiem Rady, ekspertem od Szamanizmu, zaklętej broni i Magii czysto bojowej, jak Elektryczność czy Ogień, to dalej był wysoką na dwa metry górą przysadzistych mięśni, z charakterystycznymi kłami wystającymi z górnej szczęki oraz licznymi bliznami i szramami na twarzy, z których jedna przechodziła przez lewe oko, choć nie zdawało się ono ślepe.
Poza Wami był tu też ktoś jeszcze, a mianowicie Warg, wielkie bydlę wielkości konia, o szarym futrze, żółtych oczach i wielkich białych kłach. Gdy tylko Cię zobaczył, podniósł się ze swojego miejsca przy kominku i zawarczał groźnie.
‐ Ochłap, kuwa! ‐ warknął Ork, uderzając zwierzę na odlew masywną łapą. ‐ Ile razy mam Ci kuwa powtarzać, że jak znowu zeżresz mi gościa, to nas stąd wypie**olą?!
Nim zastanowiłaś się, czy naprawdę był taki przypadek, o jakim mówił Ork, ten rzucił niedojedzony udziec w drugi kąt pokoju, a Warg pobiegł za nim, spokojnie jedząc mięso i krusząc kość.
‐ Pilnuj mi no tam, czy nikt aby nie podsłuchuje. ‐ zwrócił się Gorthog do młodzika, a ten wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Tobie zaś Ork wskazał fotel naprzeciwko siebie, wycierając przy okazji ubrudzone tłuszczem dłonie w swoją szatę. -
Kazute
Zarówno Warg jak i słowa Gorthoga sprawiły, że nieco pobladła na twarzy. Szybko się jednak opamiętała, ponieważ całkiem niedawno spotkała się oko w oko z kreaturami o wiele groźniejszymi oraz straszniejszymi niż Wargi. Walka z demonami zapadnie jej w pamięć do końca życia. Nie mówiąc słowa, zasiadła we wskazanym miejscu, by chwilę potem się odezwać.
‐ Czym zawdzięczam sobie zaproszenie do samego Gorthoga, członka Rady? ‐ zapytała uprzejmie, choć spodziewała się, że rozmówca ze względu na cechy rasy nie będzie zbyt… kulturalny. -
-
-
-
Rafael_Rexwent
Rafael_Rexwent pisze:Jin
‐ Dziękuję. ‐ Pożegnała odchodzącego Khizara po czym rozejrzała się wokół. Do tego, że jest w nieznanym miejscu zdążyła się już przyzwyczaić. A przynajmniej tak jej się zdawało. Jednakże była ciekawa dokąd doprowadził ją Khizar oraz czy jest w pobliżu ktoś lub coś mogącego względnie prosto wskazać jej odpowiednią dalszą trasę.Kuba1001 pisze:
Rafael:
Najlepiej byłoby wejść drzwiami, pod którymi zostawił Cię Mag, ale na upartego możesz szukać też innych opcji, w końcu taka dociekliwość to podobno jedna z pożądanych cech u potencjalnych adeptów Gildii.// Trzymam swoje tempo w należytym porządku jak widać. //
Jin
No akurat w tym przypadku ta dociekliwość równałaby się idiotyzmowi i próbie wyważania otwartych drzwi. Oczywiście Jin nie planowała żadnych wandalskich zachowań dlatego zdecydowała się na znacznie kulturalniejsze zapukanie. -
-
-
Kazute
Pomoc w poszukiwaniach? Ale przecież Elizabeth według oficjalnego raportu zabroniła jej szukać informacji o Podróżniku, a sama poza podaniem odpowiedniego działu w bibliotece nie wspomniała nic o tym, że przyśle jej kogoś do pomocy.
‐ Pomoc? Przecież mam zakaz szukania o nim jakiejkolwiek wzmianki, a gdybym miała szukać, to raczej poradziłabym sobie sama. -
Kuba1001
Rafael:
//Dzięki za sugestię na przyszłość.//
Każdy adept przyjęty do Gildii, o ile nie wykazuje ponadprzeciętnych zdolności, musi mieć przydzielonego opiekuna, którego zadania są różne, zależne od tego, jaki uczeń mu się trafił. Jeden musi nauczyć swojego niepiśmiennego ucznia wprost ze wsi pisać i czytać, aby mógł zgłębiać tajemną wiedzę, inny powinien dyskretnie naprowadzić go na te dziedziny Magii, z którymi sobie poradzi najlepiej, a kolejny pilnować, aby jego nowy podopieczny nie rozsadził całej siedziby Gildii. Niestety, sporo tu robiły koneksje rodzinne czy społeczne, przez to jeden mistrz kształcił często pokolenia adeptów z jednego rodu, o ile ten miał taką tradycję, co często się zdarzało. Ty takich nie miałaś, dlatego szczęście się do Ciebie uśmiechnęło, ponieważ na uczennicę zgodził się przyjąć Cię Khizar, ludzki Mag, z którym rozmawiałaś wcześniej, ten pozbawiony rąk do łokci, które zastąpiły mu metalowe protezy.
//Masz zamiar odpisywać tu tak jak zwykle czy nieco częściej?//
Kazute:
‐ Eee tam, w dupie byłaś i gówno widziałaś, młoda. ‐ odparł Ork, machając lekceważąco ręką. ‐ McTurns nie jest głupia, wie, że i tak będziesz szukać tego czarnego sku*wesynka, a jak nie, to on znajdzie Ciebie. I tu wkracza kawaleria. No, znaczy się ja. -
Rafael_Rexwent
// Zasadniczo nadchodzi okres rozluźnienia letniego więc nieco częściej. //
Jin
To się nazywa łut szczęścia, który ma to do siebie, że się pojawia, a po chwili znika. Dlatego trzeba ostrożnie patrzeć w przyszłość, bo pokłady farta zostały mocno nadwyrężone, a Wszechświat lubi równowagę co oznacza wyrównanie. Niemniej trafienie pod skrzydła opiekuna to nie koniec starań. To nawet nie początek końca. To dopiero koniec początku. Końcowa kropka wieńcząca prolog księgi historii służby w Gildii Magów. -
-
-
Rafael_Rexwent
Jin
Zapewne w historii Gildii byli uczniowie jacy maniakalnie spóźniali się na zajęcia, a wyrośli na potężnych magów jednakże Jin wolała nie próbować naśladować tego grona. Dlatego skierowała swe kroki prosto na salę treningową po drodze w razie potrzeby oddając niezbędne honory starszym członkom Gildii. W końcu była tutaj nowa i przede wszystkim ‐ młodsza. -
-
Kuba1001
Rafael:
Trafiłaś na miejsce bez problemu, a wielkiej i przestronnej sali o kolistym kształcie, pełnym różnorakich makiet, manekinów, tarcz strzelniczych i wielu innych przyrządów służących do operowania bardziej bojowymi, ofensywnymi lub defensywnymi, aspektami różnych rodzajów Magii. W środku zastałaś tylko trzy osoby, wszystkie znane Ci z Twojego pierwszego dnia, a więc Khizara, ale też Krasnoluda imieniem Fundir oraz Grishaka, Hobgoblina.
Kazute:
‐ Nooo… Dałem Ci książkę, a to już coś. W teren też pójdę, bo mam już dość siedzenia na dupie, jestem Orkiem, tego się nie zmieni, nawet poprzez szatę, księgi i członkostwo w Gildii. Jakbyś czegoś potrzebowała, to idź pogadać z młodzikiem, on Ci wszystko załatwi, powołując się na mnie. Poza tym tam też takie podejrzenia odnośnie całej tej misji, o których niby nie powinienem Ci mówić, ale pewnie chcesz je usłyszeć, hę? ‐ zapytał, uśmiechając się szeroko i ukazując komplet lśniących, białych kłów, którymi pewnie mógłby rozerwać komuś gardło, a niewykluczone, że robił to podczas swojego barbarzyńskiego żywota. -
Rafael_Rexwent
Jin
Pierwsze pytanie bez odpowiedzi jakie jej się nasunęło w myślach to czy te wszelkie oprzyrządowane jest odporne na magię czy regularnie wymieniane nowym po wszelakiej dezintegracji poprzez spopielenie, zamrożenie, anihilację, rozpad i masie innych sposobów na ofensywne użycie Magii. No cóż, pytać o to na głos nie śmiała. Ciekawość to pierwszy stopień do Wymiaru Demonów jak to się mówi.
Widząc trójkę bądź co bądź znajomych postaci podeszła do nich ciesząc się w duchu, że trafiła akurat na nich, a nie zupełnie obcą, nigdy nie widzianą osobę.
‐ Mistrzu. ‐ Zwróciła się do swojego opiekuna grzecznie się ukłoniwszy by oddać honory starszym członkom. -
Kuba1001
‐ Witaj, Jin. ‐ odparł tamten, a reszta przerwała rozmowy. ‐ Dziś chciałbym nauczyć Cię absolutnych podstaw, ponieważ niedługo muszę opuścić siedzibę Gildii i jeśli nie zabiorę Cię ze sobą, chcę mieć pewność, że masz czym się zajmować… No, może zacznijmy od początku: Magię można podzielić na bojową i niebojową, mówiąc wprost. Przykładowo ja i Grishak możemy uchodzić za Magów bojowych, ze względu na mistrzowskie poznanie Magii Stali i Ognia. A za to Fundir nie jest Magiem bojowym, bo zna Magię Rumu i Alchemię.
‐ A, dupa tam. ‐ odparł Krasnolud. ‐ Jak Alchemia jest niebojowa, to ja jestem verdeńskim dziedzicem. Przypomnieć Ci jak kilku bandziorów pruło się do nas w karczmie, kiedy podróżowaliśmy do siedziby Magów Rumu? Jak im rzuciłem miksturką, to tak pieolnęło, że pewnie tutaj słyszeli.
‐ Tak, a ja dostałem po łbie, jak zawsze, i to mnie zrugali Mistrzowie, gdy musieli płacić z gildyjnej kasy tamtemu właścicielowi gospody.
‐ Nie pieol już, Khizar, i tak ładniejszą zbudował. I niech się cieszy, że przeżył.