Miasto Gibelest
-
Kuba1001
Teatr to w sumie za wiele powiedziane, bo jedynie drewniana scena z czerwoną kurtyną pod gołym niebem. Nawet siedzisk dla widowni nie było, a ludzie i przedstawiciele kilku innych ras patrzyli na spektakl na stojąco. Kulisy były, w postaci kawałka odgrodzonego fragmentu rynku za sceną, gdzie dostałeś się chyba niepostrzeżenie. Poza licznymi rekwizytami nic tam nie zastałeś.
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Vader0PL
‐Względem czasu zapominacie o swych troskach, zapominacie o naturze swego istnienia!
Mówiąc to wymierzył bolesne kopnięcie jednemu z aktorów w brzuch.
‐Ja jestem posłańcem Potęgi! Ja jestem tym, przez kogo dzieci płaczą! Śmierć jest mi bratnia i codzienna, gdyż to ja wysyłam do niej najwięcej istnień!
Znowu, by dodać wdzięku swej kwestii wyciągnął miecz i upozorował poderżnięcie gardła jednemu z aktorów, tak naprawdę nic mu nie robiąc i przewracając go na plecy. Magią też sprawił, by leżał i się nie ruszał. -
-
-
-
-
-
Vader0PL
‐Od zawsze istniała śmierć, to oczywiste. Śmiertelnik zabijał śmiertelnika i zostawiał jego ciało. Jednak wojny są wbrew pozorom młode. To dzięki nim powstały istne pola śmierci, gdzie zwierzęta żywiły się martwymi i rannymi.
Mówiąc to wstał i podszedł do słuchaczy.
‐Kruki. To oznaka bliskiej śmierci. Nawet Raptory przy tych ptakach są bezpieczniejsze, gdyż można od nich uciec. Jednak nie uciekniecie przed swym losem. Nie uciekniecie, gdyż stoi tuż obok. A wiecie, co mówi Kruk do umierających?
Przerwał, zadając retoryczne pytanie.