Jarostocze
-
-
Kuba1001
Zebrałaś wszystko i galopem (dosłownie) ruszyłaś do wioski, stawiając się na miejscu kilka chwil później. Swojego pacjenta znalazłaś na okryciu ze skór leżącym na ziemi pod chatą sołtysa, wokół zebrał się też spory tłumek gapiów, którzy zrobili Ci miejsce od razu, gdy się pojawiłaś.
Mężczyzna odziany był prosto, jak na podróżnego przystało, ale jego rysy nie pasowały do tych, jakie mieli okoliczni mieszkańcy, był kimś innym, nienależącym do pospólstwa, jednak mogłaś to wywnioskować również po jego ekwipunku leżącym obok: Srebrno‐stalowym mieczu długim w skórzanej pochwie nabijanej miedzią, migdałową tarczą z drewna, obitą w całości z przodu metalem, który pomalowano na czerwono i na to tło naniesiono dwa patrzące na siebie borsuki, a nad nimi ‐ złote berło. Dopełniał tego spory, złoty łańcuch na szyi oraz srebrny sygnet z rubinem na palcu… Poza tym mogłaś dostrzec, że był dość młody, miał może trzydzieści lat lub nawet mniej, miał kilkudniowy zarost porastający gładką wcześniej skórę i kwadratową szczękę, prosty i nieco zadarty nos oraz iście atletyczną budowę. To ostatnie dostrzegłaś, ponieważ wieśniacy ściągnęli z niego odzienie od pasa w górę, aby odsłonić dwie paskudne rany, które obficie krwawiły: Na boku i w okolicach brzucha. -
Radiotelegrafista
‐ To nie wygląda dobrze…‐ Mruknęła sama do siebie, przyklękła i zalała rany winem, by je przemyć (a przy okazji odkazić z bakterii, ale bakterii jeszcze nie wynaleziono).
‐ Przynieście mi bandaż, jakąś czystą tkaninę! ‐ Zawołała do gapiów i przyjrzała się ranom, czy aby nie siedział w nich jakiś bełt albo drzewiec. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wystarczyło, co prawda, zrobić to tylko raz, ale udało Ci się dostrzec pięciu jeźdźców, z czego jeden prowadził pochód, dwaj jechali po jego bokach, a dwaj kolejni nieco dalej. Gdy zbliżyli się do wioski, każdy zsiadł z konia i w takim samym szyku ruszyli w Waszą stronę. Wszyscy mieli na sobie płaszcze podróżne, kolczugi, przeszywice i elementy pancerza płytowego. Czwórka idąca na liderem grupy miała również hełmy z nasuniętymi na twarze przyłbicami, tamten zaś swój miał pod pachą. Przy pasie każdego znajdował się miecz długi w skórzanej pochwie oraz tarcza z czarnym lwem na szaro‐czerwonym tle w kształcie szachownicy. Gdy na chwilę oderwałaś od nich wzrok, zauważyłaś, że tajemniczego przybysza nie ma, tak jak i jego rzeczy, a z pobliskiej chaty wychodzi właśnie jeden z wieśniaków, którego przed chwilą też nie dostrzegłaś…
Przywódca grupy uniósł rękę, zatrzymując swoich podwładnych, a po chwili i on sam stanął w miejscu, wodząc po Was wzrokiem. Miał nieskazitelne rysy twarzy, niebieskie oczy i kasztanowe włosy.
‐ Z rozkazu hrabiego Dunu, przybywamy tu, aby ogłosić Wam dwie sprawy: Po pierwsze, Wasza wieś znajduje się teraz w jego włościach, o czym szerzej pomówię z lokalnym sołtysem. Zaś po drugie, przybywamy tu w poszukiwaniu pewnego mężczyzny, zbiega, zdrajcy, złodzieja i mordercy, aby oddać go przed oblicze naszego pana i należycie ukarać. ‐ powiedział bez zająknięcia, tekstem jakby wyuczonym na pamięć. Chwilę później podał rysopis owego mężczyzny, identyczny z wyglądem kurowanego przed chwilą człowieka.
‐ Nasz pan, w nagrodę za podanie mu jakichkolwiek przydatnych i prawdziwych wieści o tym mężczyźnie, oferuje sto sztuk złota, zaś za przyprowadzenie go żywego przed jego lub nasze oblicze ‐ dwieście pięćdziesiąt… Więc…? ‐ zapytał, a choć nikt nic nie powiedział, po tłumie przeszedł szmer zaniepokojenia, w końcu nawet dla drobnego szlachcica taka suma to fortuna, a więc co dopiero dla biednego chłopa pańszczyźnianego? -