Leśny Trakt
-
Radiotelegrafista
I wtedy Densissma zrozumiała, że po raz kolejny dała się wrobić jak małe dziecko. Oczywiście, że po podpisaniu dokumentu nie była jakkolwiek potrzebna temu jaszczurowi, czemu myślała, że puści ją wolno wyłącznie z dobrej woli? Musiała coś zrobić, by jakkolwiek wydostać się rąk tej trójki. Dobrze byłoby zacząć od pozbycia się więzów. Obróciła się tak, by dłonie mieć pod plecami. Rozpaliła dłonie, by spopielić sznur na nich.
-
Kuba1001
Wciąż byłaś osłabiona długotrwałą niewolą w strasznych warunkach, nawet olbrzymie pokłady wściekłości, którą mogłabyś napędzać Magię Ognia, nie wystarczyły, aby przypalić sznury w porę. Nie zdążyłaś, a na Twoich pośladkach i biuście wylądował orcze łapy. Jednakże koszmar ten trwał tylko kilka minut, gdy usłyszałaś jakiś świst w powietrzu, a potem głośne łupnięcie o ziemię. Orkowie przerwali obmacywanie i pewnie próbowali uciec czy chwycić za broń, ale kolejne dwa świsty skończyły ich życie, gdy kolejne ciężkie, zielone ciała upadły na ziemię.
-
Radiotelegrafista
Nie miała siły się podnosić. Nie była w stanie. Cała drżała, będąc na skraju całkowitego, emocjonalnego rozpadu. Została porwana. Gdy już wróciła do domu, jej ojciec zginął. Orczyca próbowała ją zamordować we śnie. Przez ostatni tydzień była więziona w własnej piwnicy. Godzinę temu straciła wszystko na co jej rodzina pracowała długie lata. Teraz została zgw*łcona przez orków. To było dla niej za dużo, po prostu nie potrafiła tego wszystkiego znieść. Pewnie jej “wybawiciele” też byli jakimiś bandytami, którzy tylko przypadkiem natrafili na nią i szczęśliwie wybili zielonych.
-
Kuba1001
Z tym gw****** to chyba przesadzałaś, ci, którzy Cię uratowali, zareagowali w porę, nim doszło do czegoś więcej. Nie słyszałaś ich kroków, ale czułaś obecność wokół siebie, musieli mieć wyciszone buty bądź w inny sposób poruszali się tak cicho i bezszelestnie. Kilku z nich ostrożnie Cię podniosło, ale po chwili poczułaś zimną stal sztyletu na gardle.
‐ Za chwilę pozbędziemy się Twoich więzów. ‐ powiedział ktoś dziwnie śpiewnym i melodyjnym głosem, któremu próbował nadać wrażenie twardości. ‐ Opaski na oczach i knebla też. Ale w tym czasie masz milczeć. Nie stawiać oporu. A potem odpowiadać na nasze pytania. W innym wypadku Cię zabijemy. Zrozumiałaś? -
Radiotelegrafista
Kiwnęła lekko głową na znak tego, że zrozumiała (// i nie mów mi, że od kiwnięcia od razu dojdzie do poderżnięcia gardła i w ogóle dekapitacji głowy, bo sam próbowałem przed chwilą na sobie//). Coraz bardziej przejmowało ją dziwne wrażenie, że jej “wyzwolicielami” rzeczywiście są tylko inni bandyci. Przynajmniej pozbędzie się tych wszystkich sznurów.
Oczywiście, milczała. -
Kuba1001
Zgodnie z tym, co powiedział nieznajomy, rozwiązano więzy krępujące Twoje dłonie, odwiązano szmatę i wyjętą z ust drugą, a na koniec ściągnięto Ci opaskę z oczu. Dopiero wtedy zobaczyłaś swoich wybawców i choć rzeczywiście mogli być zwykłymi bandytami, to Tobie bardziej przypominali żołnierzy: Wszyscy mieli jednakowe ubrania, czyli wyciszone w jakiś sposób buty, spodnie, paski, koszule i kamizelki w kolorze brązu i zieleni, podobnie jak ich ciemnozielony płaszcz z kapturem, który każdy miał teraz nasunięty na głowę. Również uzbrojenie było dość podobne, wszyscy mieli długie łuki w dłoniach, kołczany pełne strzał na plecach, a przy paskach sztylety, długie noże, miecze jednoręczne, a niekiedy też szable czy jatagany. Większość z nich była Elfami, choć widziałaś też sporo ludzi i kilku przedstawicieli krzyżówek tych dwóch ras. Jednakże najbardziej z nich wszystkich wyróżniał się ten Elf, z którym rozmawiałaś i który odjął teraz sztylet z Twojego gardła. Był dziwne blady, wręcz o szarej skórze, a nie jasnej, tak jak zwykłe Elfy, miał też dość niespotkany pośród nich, rudy kolor włosów, i choć jego uszy były szpiczasto zakończone, to budową ciała i surowymi rysami twarzy przypominał bardziej człowieka.
‐ Teraz pora na pytania. ‐ zaczął bez większych wstępów. ‐ Czy to Ty jesteś tą szlachcianką, którą miał uratować Agroks? -
-
// Łehem.//
-
- W takim razie jesteśmy winni Ci przeprosiny. - odparł Elf, co było dość dziwne w tej sytuacji. - Staraliśmy się Cię uratować, ale nie zdążyliśmy, choć mało brakowało. Dlatego czekaliśmy cierpliwie na inną okazję, taką jak ta, aby Cię odbić z zielonych łap sługusów tego szlachcica.
-
Oni przepraszali…ją? Po tych wszystkich błędach, naiwności i martwych przez Densissmę osobach, oni byli winni jej przeprosiny?
— Mi? Nie…Ja…Wy…Przepraszam? — Zapomniała o nakazie milczenia danym jej przez elfa. Nie była w stanie złożyć poprawnego zdania. Zbyt wiele myśli krzyczało w jej głowie, a żadna z nich nie była pozytywna. Nie wytrzymała, łzy napłynęły jej do oczu. Schowała głowę w kolanach i rozpłakała się. -
- Zwę się Gelu Półelf. - powiedział do Ciebie ten sam szaroskóry, co do tej pory, gdy po kilku minutach trochę się uspokoiłaś. - Znałem Twojego ojca. Przyrzekł mnie i moim ludziom, że wszystkie lasy w jego domenie będą nasze: Elfów, pragnących żyć z nimi ludzi i półelfów, takich jak ja. Ale gdy pojawił się ten nowy szlachcic, Gideon Apyr, przestał honorować dawne umowy. Dlatego chcemy go powstrzymać. Liczyliśmy na Agroksa, naszego starego druha, ale nie zdołał wyprowadzić Cię z dworku, sam ledwo przeżył i gdyby nie to, że miał przy sobie miksturę, która upodobniła go do trupa, to najpewniej rzeczywiście by zginął.
-
Densissma wysłuchała historii i pokręciła głową bez żadnej nadziei, po czym spojrzała na Gelu:
— To już są jego ziemie. — Powiedziała smutno. -
- Wszelkie umowy wygasają w chwili śmierci tego, kto je podpisał. Kto zabroni Ci odzyskać ziemie, gdy Apyr będzie trupem?
-
-- N-Nikt? – Odpowiedziała niepewnie.
No… No przecież! Nie będzie Gideona, to nie będzie też umów które z nim “zawarła”. Jednak chwilowy przebłysk nadziei przysłoniły jej od razu inne myśli. Jak niby mieliby pokonać go i jego armię Zielonych? Jak mieliby zbliżyć się tam? Oceniła wzrokiem liczbę elfów. -
Elfów, ludzi i krzyżówek obu ras było tu łącznie może z piętnastu, ale to raczej wątpliwe, żeby to byli wszyscy, mieli tu pewnie gdzieś bazę, a w niej kolejnych wojowników.
-
— Nikt. — Powtórzyła do samej siebie już pewniej. Po tym, otarła twarz dłonią i wstała.
— Ale jak chcesz go zabić? — Zapytała. -
- Liczymy na Twoją pomoc, w końcu znasz ten dworek, ziemie i poddanych lepiej, niż on sam. Ale to omówimy w naszej kryjówce, tu jesteśmy zbyt odsłonięci. Gideon słyszał pewnie jakieś pogłoski o naszej działalności, ale im później dowie się o nas całej prawdy, tym lepiej.
-
— T-tak, racja. Chodźmy stąd. — Mruknęła tylko na potwierdzenie zrozumienia słów Gelu i udała się wraz z grupą.
-
Gdy tylko wstałaś na równe nogi, dwójka najbliższych Elfów pochwyciła Cię i uniemożliwiła pójście gdziekolwiek.
- Nie tak szybko. - odparł szaroskóry. - Najpierw musisz zgodzić się na nasze warunki. Po pierwsze, musimy zawiązać Ci oczy. Mimo, że jesteśmy sojusznikami i, mam nadzieję, będziemy nimi później, po obaleniu władzy Apyra, to chcę mieć pewność, że nikt spoza naszej frakcji, o której opowiem Ci później, Leśnej Straży, nie będzie wiedzieć, gdzie dokładnie znajduje się nasza kryjówka. To na wypadek, gdyby coś nas jednak poróżniło albo znów zostałabyś schwytana przez Gideona. Żebyś nie zerwała szmaty na oczach, musimy też związać Ci ręce. A widząc, w jakim jesteś stanie, obawiamy się, że po dojściu na miejsce ujrzysz więcej, niż jesteś gotowa. Poza ludźmi i Elfami są tam też inne stworzenia, które mogłyby Cię najpierw przerazić, a Twój krzyk mógłby je rozdrażnić, czego nikt nie chce. Dlatego na czas podróży muszę Cię również zakneblować. Obiecuję, że będzie to mniej uciążliwe, niż do tej pory, i pozbędziesz się tego tak szybko, jak to tylko możliwe. Zgadasz się? -
Nie myśląc długo, zgodziła się kiwnięciem głowy i po pierwsze odgarnęła włosy, by ułatwić bandzie zasłonienie jej oczu, a po tym nastawiła ręce, by je związali. Była już dobrze przyzwyczajona do tych “środków ostrożności” i nawet nieco cieszyła się, że teraz nie oznaczają one dla niej kolejnej niewoli.