Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
-Tak, chyba masz rację. - oznajmiła, ponownie przekształcając włosy w kok. Co jak co, ale nie przepadała za walającymi się wszędzie długimi kudłami.
Nawet jeśli wyglądała z takimi kudłami “atrakcyjnie”.
Nawet jeśli. W każdym razie, Serepntyn powraca do swojego legowiska, na który sobie przysiada.
Jest równie wygodne co wcześniej. Cudownie będzie sobie odpocząć po takich wrażeniach.
To prawda. Dlatego też siedzi sobie zadowolena, milcząc.
Żyć nie umierać w takich warunkach!
To prawda.
Mistyk jest w pozycji półleżącej na kanapie i zrelaksowany zerka na Serpentyn.
Serpentyn odwzajemnia spojrzenie.
Patrzycie się tak na siebie przez dłuższą w chwilę.
Serpentyn po dłuższej chwili przerywa milczenie, zadając pytanie. -A wiesz może, gdzie w ogóle lecimy?
Mistyk otrząsnął się ze skupienia i odpowiedział: -Owszem, wiem. Lecimy w kierunku najbliżej położnej planety ze złożami vibranium. Ale ty najprawdopodobniej nie wyjdziesz na powierzchnię.
-Ciekawe, dlaczego…
-Dlatego, że ja Ci nie pozwolę.-odpowiedział ku zaskoczeniu Serpentyn.
-Ale… dlaczego? - odpowiedziała nieco zaskoczona.
-Ponieważ masz pozostać tutaj, w cieple i bezpieczeństwie.-odpowiedział twardo.
-Mój drogi, byłam rzywódczynią organizacji przestępczej przez 25 tysięcy lat. Umiem o siebie zadbać, naprawdę.
-Nie chcę Cię nawet minimalnie narażać na jakiekolwiek niebezpieczeństwo i basta.
-Rozumiem i to w pełni uszanuję, ale pamiętaj, że nadopiekuńczością też można zrazić.
-A więc… Na pewno sobie poradzisz na ekspedycji?