Nowy Jork
-
- Powinniśmy zacząć ponownie przeszukiwać to piętro. Może być ich więcej, a także nie wiadomo, czy są tu kobiety i dzieci. - powiedział do swoich kompanów, podnosząc przy okazji M16 jednego z martwych żołnierzy.
-
- Jesteś pewien, że dobrze zrobiliśmy? - zapytał jeden z żołnierzy. - To byli cywile, mogliśmy rozegrać to inaczej.
- Ta. Nie będzie Ci się to śniło po nocach? Bo mi na pewno. Zaciągnąłem się, żeby bronić takich ludzi, a nie ich rozstrzeliwać. Teraz równie dobrze mogę pójść i dołączyć do najbliższej zgrai Bandytów. -
- To jest wojna, panowie, a śmierć cywili to chleb powszedni. Niestety byliśmy zmuszeni do zabicia ich i niedługo poniesiemy tego konsekwencje. Poza tym mocno się na to uodporniłem. - odpowiedział szorstko.
- Weźcie broń swoich poległych kompanów. Nie może ona zostać wrogim łupem. -
- Mi się jakoś nie uśmiecha sąd wojenny.
- Ech, nie przesadzaj. Dowódca chyba nas lubi, może dzięki temu postawi nas po drugiej stronie ścianki zanim pluton egzekucyjny się zjawi? -
- Dobra, teraz morda w kubeł i idziemy ponownie przeszukiwać to piętro. I miejcie się na baczności. Jeszcze nie wybiliśmy tych skurwysynów. - odparł i zaczął ponownie przeszukiwać to piętro w nadziei na znalezienie nowych, jeszcze nie odkrytych przez jego i kompanów pomieszczenia.
-
Jeśli ktoś tu był, to dobrze się schował. A jeśli będziesz chciał zabić kogoś więcej bez powodu, możesz liczyć się z tym, że ci dwaj z kryształowym sumieniem strzelą Ci w plecy, nim zdążysz nacisnąć spust. Może pora spuścić trochę z tonu? Misja już się posypała, a zaraz może być jeszcze gorzej. Najpierw strzelacie do cywili, potem do siebie nawzajem…
-
- Dobra, walić to. Tak się ta misja spierdoliła, że powinniśmy zawrócić. Już mnie chuj obchodzi to, co zrobi dowództwo. Po prostu spierdalajmy stąd. - powiedział do swoich kompanów i ruszył w stronę wyjścia.
-
I tak też się stało, kanałami wróciliście do bazy. Dobrze byłoby wymyślić jakąś dobrą wymówkę, nim wejdzie się w ogóle do biura dowódcy.
-
- Macie jakieś dobre wymówki, czy mamy spodziewać się srogiego wpierdolu? - zapytał swoich kompanów.
-
- To Ty kazałeś strzelać, my tylko wykonywaliśmy rozkazy.
- I my chociaż wstydzimy się tego, co zrobiliśmy. -
- Czyli srogi wpierdol dla każdego z nas, dobrze wiedzieć. - odparł oschle do swoich kompanów i zanim poszedł spotkać się z dowódcą, pomodlił się do Boga. Może wyższa instancja mu pomoże?
-
Zwracanie się do niej dopiero teraz i po tym, co się zrobiło, zalatywało hipokryzją i bigoterią, ale kto wie, może da radę? Dowódca był zapewne w swoim gabinecie w posterunku policji, chyba rzadko kiedy się stamtąd ruszał.
-
Zapukał więc do drzwi gabinetu dowódcy. Rozmowa, którą za chwilę odbędzie ze swoim przełożonym, będzie prawdopodobnie jego ostatnią.
-
- Wejść! - usłyszałeś po chwili zza drzwi. Albo Ci się wydawało, albo jego głos był bardzo wesoły i pogodny, pewnie liczył na pokojowe rozwiązanie tej sprawy, które przyniesie korzyści obu stronom i nie spodziewał się innego wyniku.
-
Przełknął ślinę i wszedł do środka.
- Sir, chciałem przynieść raport z misji ze szpitala. - odparł lekko nerwowo. -
- Referuj. - rzucił krótko, siadając wygodniej na krześle.
-
- Misja cholernie się nie powiodła. Negocjacje nie poszły po naszej myśli, a gdy próbowałem uspokoić tłum rozjuszonych ocalałych, to nagle jeden z naszych oberwał przysłowiową kulą w dziąsło i umarł. Tak też się stało z jednym z ocalałych, a że jeden z nas chciał odwetu, to wywiązała się strzelanina l, z której wróciliśmy tylko ja i moi dwaj przyboczni. - odparł, a po chwili wyciągnął z kabury swój pistolet, odbezpieczył go i położył na biurku dowódcy.
- To się teraz panu przyda. Jestem gotów ponieść konsekwencje mojej decyzji, nawet jeśli miałoby to oznaczać śmierć. -
- Ilu tamtych ludzi zginęło? - drążył temat, nie patrząc nawet na broń, którą przed nim położyłeś, a miał na myśli zapewne ocalałych ze szpitala.
-
- Niezbyt liczyłem, ale na pewno większość.
-
- Wyślę tam oddział, nowa baza, zwłaszcza z takim zapleczem medycznym, będzie niezbędna, gdy przybędą dodatkowe kompanie… - odparł, drapiąc się po brodzie, ale słowa skierował chyba bardziej do siebie, niż do Ciebie. Jednak do rzeczywistości wrócił dość szybko: - Masz świadomość, że musisz zostać ukarany?