Kijów
- 
– Uraaal… – pociągnął z nostalgią. – Stamtąd jesteśmy. 
- 
Zohan: 
 - Aż tak tak źle, że przyjechaliście aż tu?
 Antek:
 Ukryłeś się za ladą, gdzie były gnijące zwłoki jakiejś osoby, stopień rozkładu utrudnia powiedzenie czegokolwiek więcej, a jednocześnie możesz być raczej pewien, że ten trup już nie wstanie.
- 
Wyszedł zza lady i rozejrzał się, co w tym sklepie jest. 
- 
Jak na typowo ukraiński sklep przystało: Puste półki. Ale pomiędzy tym śmieciem udało Ci się wygrzebać sporo jedzenia, niestety głównie zgniłego czy zepsutego. Z tego chyba bimbru nie będzie, ale w sumie to Wy tego pić nie będziecie, prawda? 
- 
- Czyli srogi wpierdol… Trzeba szukać dalej. - pomyślał, a po chwili wyszedł i zaczął szukać kolejnego sklepu. 
- 
– Wszędzie jest źle, ale tam jest gorzej… Wspomnienia zabijają człowieka. 
- 
Antek: 
 //Ale wiesz, że słowa “głównie” i “w całości” czy “kompletnie” to nie jest to samo, prawda?//
 Zohan:
 - Nie myśl sobie, że u nas jest lepiej… Kiedyś na Ukrainie był burdel, teraz jest jeszcze gorzej. To chyba już jakaś narodowa tradycja, że ludzie się u nas zżerają.
- 
// No tak, jestem ślepy i niewyedukowany i za to przepraszam. // 
 Czas się więc udać z powrotem do swojego towarzysza i spróbować zrobić samogon z tego, co znalazł.
- 
Choć jego zdolności były niemalże legendarne, to wątpliwe, żeby zrobił samogon z landrynek, kilku cytryn, dwóch opakowań ryżu, trzech paczek makaronu i dwóch butelek gazowanej wody. 
- 
//mmm, hołodomor// – I nie zanosi się na to, żeby było gdziekolwiek lepiej, bo jak już wybiją tę zarazę, to będą dalej walczyć między sobą o władzę na świecie. 
- 
Pomachał do swojego towarzysza, gdyż chciał z nim przedyskutować kwestię samogonu i czy dałoby się go zrobić z tego, co znalazł. 
- 
Zohan: 
 - Człowiek lepszy, on Ci chociaż da jakąś szansę, Zombie nie.
 - A dupa tam. Ludzie to niekiedy większe potwory niż te zgniłki, sam widziałem.
 W międzyczasie dostrzegłeś swojego kompana, który machał CI, najwyraźniej powróciwszy z wyprawy po składniki do pędzenia bimbru.
 Antek:
 Rozmawiał obecnie z kilkoma żołnierzami, ale może Cię zobaczył.
- 
– Jest i on. – powiedział sam do siebie i mu pomachał, aby podszedł do niego. 
- 
Tak więc podszedł, trochę nerwowo ze względu na to, co znalazł. 
 - Powiedz mi, przyjacielu, czy uda ci się zrobić samogon z landrynek, kilku cytryn, dwóch opakowań ryżu, trzech paczek makaronu i dwóch butelek wody gazowanej? - szepnął do towarzysza.
- 
Odciągnął go na bok i powiedział na tyle cicho, aby żołnierze go nie usłyszeli: 
 – Sam nie wiem. Można spróbować coś zrobić na bazie cytryn i landrynek, ale to chyba za mało. – spojrzał na jego zakrwawione ramię. – Co ci?
- 
- A, to. Powiedzmy, że ukraińscy sklepikarze nie są zbytnio gościnni. - zażartował, choć pewnie by zginął, gdyby nie uciekł z tego sklepu. 
- 
– Zdejmij ten bandaż, obejrzę co ci się stało. 
- 
- Jak tam chcesz. - powiedział, zdejmując przy okazji rękaw i bandaż z ramienia, w które go postrzelono. 
- 
Obejrzał ranę postrzałową i sprawdził, czy jest to tylko draśnięcie czy bezpośrednie trafienie w ramię. 
- 
Twój kompan miał szczęście, niewiarygodne, bo pocisk ominął kości. Nie widziałeś rany wylotowej, więc musiał wciąż znajdować się w ranie, ale po jego usunięciu, odkażeniu i zabandażowaniu ramienia, o ile nie będzie się zbytnio przemęczać, powinien wrócić do siebie po jakimś czasie. 
 


