Autobus [Z BEACH CITY]
-
-W porządku, proszę pana… I… Czemu ta pani czarodziejka się do nas dosiadła? - spytała się Diamencik, ziewając, po czym pokazała na sąsiadkę z siedzenia obok.
-
-Najpewniej tu było wolne miej… - zaczął bezrefleksyjnie, by potem, mocno zdziwiony słowami Diamenciku, przestać, spojrzeć się na nią i powiedzieć zdziwiony, spoglądając się na jeszcze śpiącą Mandę:
-Zaraz… czarodziejkę? Tą, o której wcześniej mówiłaś?
No to się porobiło, jeśli to wszystko jest prawdą. Jak nie kosmitki, to teraz magia wchodzi w grę. -
Jak widać, znów potwierdza się reguła, że jak już się rozkręciła karuzela dziwactw w życiu Kevina, to tak łatwo jej już się nie da powstrzymać.
-… Tak, proszę pana, czarodziejkę o której wcześniej mówiłam. - odpowiedziała cicho i obojętnie, zadowalając się wygodną sytuacją w jakiej jest. -
I właśnie w tej chwili on sam na kolejne potwierdzenie jej niezatrzymywalności.
No nic. Skoro faktycznie to jakaś czarodziejka, to nawet lepiej, że polubiła Diamencik, a sam Kevin jej nie wkurzył, a nawet się z nią porozumiał. W końcu nie wiadomo, jakie uroki i klątwy może rzucać na takich, co ją zirytowali…
-To ten… dobrze wiedzieć. - odparł krótko, z pewnym wyrazem zdziwienia - Dzięki. -
Choć biorąc pod uwagę jej interakcje z Kevinem, to można by wręcz odnieść wrażenie, że jedyne co ta czarodziejka mogłaby rzucić na Kevina oraz jego podopieczną to jakieś błogosławieństwo. Bo co jak co, ale stereotypowej wiedźmy nie przypomina ona ani pod względem wizualnym, ani w kwestii charakteru.
-Proszę pana… Mam jeszcze jedno, ważne pytanie… - powiedziała nieśmiało i dość cicho, jakby wręcz liczyła, że może jednak Kevin tego nie usłyszy. -
I to wrażenie jest nadzwyczaj silne, patrząc na to, że Manda jest po prostu miłą kobietą. Chociaż pozory w wielu przypadkach mogą mylić…
Mimo wszystko, Kevinowi ani śni się w jakikolwiek ją denerwować lub irytować. I to nawet nie tylko dlatego, że to najpewniej prawdziwa czarodziejka.
Cokolwiek jednak teraz planuje Diamencik, to jednak jedno jest pewne - on sam usłyszał jej nadzwyczaj nieśmiałą prośbę.
-Tak, kochanie? O co chodzi? - zapytał się spokojnie i z uwagą. -
Wręcz nie tylko najpewniej, ale zdecydowanie na pewno to jest prawdziwa czarodziejka… Choć w tym przypadku można to stwierdzić na podstawie zaufania do podopiecznej Kevina oraz jej przeczuć. W końcu co jak co, ale Kevin nie jest jakimś profesjonalnym łowcą czarownic.
Diamencik natomiast odpowiedziała cicho i trochę skulona w sobie, mocno się wtulając w Kevina:
-P… Proszę pana… Czy ja mogę do pana mówić “tato”? - po czym z całej siły schowała swoją małą główkę w kurtce Kevina. -
No… ten…
To na pewno nie była rzecz, której spodziewał się teraz w ogóle od Diamenciku usłyszeć. Ani w ogóle kiedykolwiek od niej. Lub od kogokolwiek.
Łał, w porównaniu, jak on sam wcześniej i przez większość czasu się zachowywał, brzmi to naprawdę niewiarygodnie.
Przez dłuższą chwilę nowo mianowany tata dziecięcej wersji kosmicznej imperatorki nic nie odpowiedział, by samemu ją objąć i odpowiedzieć:
-Tak… córeczko. -
Nie spodziewał się tego usłyszeć od kogokolwiek lub czegokolwiek… Ale jednak to usłyszał. Jak widać, Kevin przez ostatnimi czasy zmienił się całkowicie poznania. Kevin jeszcze sprzed miesiąca, a Kevin teraz to są dwie całkowicie różne osoby. Kto by pomyślał, że jedna mała dziewczynka może zmienić w jego życiu tak wiele?
Natomiast nowo mianowana córeczka byłego imprezowicza mocno odwzajemniła przytulenie, po czym całkowicie rozklejona odpowiedziała:
-Kocham Cię najbardziej w całym wszechświecie, tato… -
Zmienić tak wiele, i to w dodatku na lepsze…
-Też cię kocham, skarbeńku. - odpowiedział z troskliwym wzruszeniem, dalej ją mocno przytulając. -
Kevin nigdy chyba nie będzie mógł się odwdzięczyć swojej podopiecznej za to jak na dobre zmieniła jego życie.
Diamencik mocno wtuliła się w klatkę piersiową Kevina i nie ma zamiaru puścić.
-Nikt poza moją siostrą się nigdy tak o mnie nie troszczył. - powiedziała, teraz już prawie płacząc. -
Pomijając już tę nadzwyczaj wzruszającą, nawet dla niego samego, sytuację, słowa swojej nowej córeczki o… siostrze, nadzwyczaj go zainteresowały. Będzie musiał się o to kiedyś jej dopytać, jednak w bardziej sprzyjających okolicznościach.
-I dalej się będę o ciebie tak troszczył, - odpowiedział, sam ją mocno przytulając i głaszcząc po włosach - Tylko proszę, nie płacz. -
Racja. Nie ma co zawracać głowy malutkiej, kiedy już i tak jest na pewno przebodźcowana uczuciami wszelkiego rodzaju, jakie napływają do jej umysłu z zewnątrz i z jej środka.
-W… W porządku, tato… Po prostu, wzruszyłam się. - odpowiedziała, pociągając nosem. -
Dlatego postanowił całą tę sprawę szybko, z braku lepszego słowa, ukrócić, aby ona sama mogła poczuć się lepiej.
-Nic się nie stało. Też bym się tak wzruszył. -
-A… Możemy tak się trochę poprzytulać? To naprawdę miłe. - spytała się, lekko unosząc głowę do góry, w kierunku twarzy swojego opiekuna.
-
-Oczywiście, Diamenciku. - odpowiedział spokojnym, uradowanym tonem, po czym objął swoją nową córeczkę, by ona, jak i on sam, mogli się nacieszyć tym miłym uczuciem bliskości między nimi.
-
-A… Czy będę miała kiedyś jeszcze mamę? Znaczy… Ty mi wystarczysz, tato! Ale… Miło by było mieć jeszcze mamę… - odpowiedziała, wciąż się czule przytulając do swojego wręcz wymarzonego opiekuna.
-
Noooo… Noooo…
No takie pytanie to było dla niego ostatnim, jakiegokolwiek mógłby się spodziewać po Diamenciku. Mimo wszystko, trzeba z niego jakkolwiek inteligentnie wybrnąć.
-Wiesz… to już czas pokaże, skarbie. - odparł najpewniej, jak tylko potrafił - Najpierw musimy sobie znaleźć inne rzeczy. Nowy dom… i tak dalej… -
No… Wygląda na to, że lepiej z potrzasku tego co najmniej z lekka niezręcznego pytania wydostać się nie mógł.
-Och, w porządku, tato. Ja jestem cierpliwa, mogę poczekać na jakąś mame. - odpowiedziała z dziecięcą determinacją. -
O jeny…
Czy to teraz oznacza, że przy okazji Diamencik będzie go męczyć pytaniami o mamę, co po trosze zachęci go do randkowania, jak już ustabilizują sytuację życiową?
Nie, żeby coś, randkować by porandkował, ale tu najpierw trzeba się zająć innymi sprawami. I nie szukać se wyłącznie matki dla przybranej córki…
-Cierpliwość jest cnotą, podobno. - odpowiedział w celu przekazania jej jakiegoś morału, ale przez te całe rozważania o matkach nie zabrzmiał zbyt przekonująco.