"Czarny Kormoran"
-
Czyli tyle w temacie okupu. Ale zawsze mogli ich sprzedać, handel ludzi w Czarnej Banderze kwitł, a wykorzystanie schwytanych jeńców do niewolniczej pracy nie było niczym niezwykłym.
- Zamknij się, to my ocenimy, co jest tu cenne! - krzyknął w jego kierunku, a później zwrócił się do swoich ludzi. - Niech kilku zostanie tu i pilnuje tych jeńców. Reszta ma przeszukać statek, znoście tu wszystko, co cenne, przyprowadźcie też pasażerów, najlepiej żywych.
Gdy rozkazy zostały już wydane, Jack ruszył w kierunku mostka, nie miał zamiaru biernie czekać, zwłaszcza że powinni uwinąć się z atakiem jak najszybciej, zabrać łupy i jeńców, a wycieczkowiec zatopić lub ewentualnie wziąć na hol, zawsze mogli sprzedać go innym piratom lub chociaż posłać na złom. -
Jack
Jeden z piratów, z krwiście czerwoną chustą na szyi i spiłowaną, krótką dwururką pchnął starszego mężczyznę na metalową ściankę jachtu. Starzec z głuchym dźwiękiem uderzył w nią plecami i zsunął się po niej, nie wydając z siebie choćby najcichszego jęku bólu. Reszta, widząc zaistniałą sytuację i zdając sobie sprawę, w jak beznadziejnym stanie się znajdują, z przerażeniem unieśli ręce do góry. Zbledli, w ich oczach malował się zwierzęcy strach.
- Pod ścianę! - ryknął brutalny wilk morski. - Nie ważcie się choćby drgnąć!
Jeńcy bez słowa wykonali polecenie, ustawiając się w jednej linii z wysoko uniesionymi rękami. Ciekawe, jak długo wytrzymają w takiej pozycji…Reszta piratów, wliczając w to łysawego bosmana z przeciągłą głęboką szramą na lewym policzku, rozpoczęła przeszukiwanie statku, począwszy od pomieszczeń cywilnych. Postawny bosman zaczął przekręcać kredowobiały okrągły uchwyt karłowatych drzwiczek, ale ten ani drgnął. Jeszcze chwilę siłował się z opornym uchwytem, aż zrobił się czerwony jak burak na twarzy, a wyskakujące żyły na jego czole były na tyle dobrze widoczne, że można było je policzyć. Wtem jeden z byłych turystów wypalił:
- Nie otwierajcie tego! -
Dał znać swojemu podwładnemu, aby przestał, niech zbierze siły, mogą mu się zaraz przydać.
- Bo co? - zapytał go Jack, unosząc lekko brew. - Trzymacie tam oddział zbrojnych? -
Jack
- Nie, nie, nie - odparł widocznie zestresowany mężczyzna. - My sami nie wiemy, co tam jest. Płynęliśmy z kimś, byli uzbrojeni a do tego dziwnie im się z oczu patrzyło. Po dniu rejsu zaczęło im odbijać, terroryzowali nas, aż w końcu kompletnie ich popierdoliło - jesteśmy tylko my, a oni siedzą tam zamknięci. -
Prychnął pod nosem, za cholerę nie wierząc w tę opowiastkę. Schowali tam pewnie jakieś cenne skarby albo ładniejsze kobietki, licząc na to, że w ten sposób nie dopadnie ich piracka zgraja. Ale nie na warcie Jacka Kordelasa. Polecił bosmanowi odejść, a dwóm innym rosłym piratom ponownie otwierać drzwi. W razie gdyby, rozejrzał się za jakimś okienkiem czy bulajem, przez które mógłby dostrzec wnętrze pomieszczenia, a reszcie polecił mieć broń w gotowości.
-
Jack
- Wszyscy przez was zginiemy! - wydarł się jak obdzierany ze skóry a on sam wyglądał tak, jakby miał zamiar paść zaraz na kolana. - Nie otwierajcie tego!
Ale piraci byli względem jego panicznych błagań byli jak ściany - ignorowali je, a dwóch innych zabrało się do otwierania stawiającej opór śluzy. Na samym początku nie dawali sobie rady, a ich twarze zrobiły się czerwone z wysiłku. Po chwili do uszu Jacka dotarł przypominający przejeżdżanie paznokciem po tablicy zgrzyt, a uchwyt w końcu puścił i droga do wewnętrznej części statku stała otworem. Natomiast bulaj, który Jack znalazł, nie zdał mu się na nic, bo kiedy przez niego wyjrzał, nie był w stanie dostrzec choćby zarysów tego, co znajduje się wewnątrz. Panowały tam zupełne ciemności. -
- Latarka? - rzucił do swoich ludzi, przyglądając się ciemności, obawiając się, że i ta na niego patrzy.
-
Jack
- Ma ją większość z nas - oznajmił bosman spokojnie. -
- Świetna wiadomość, bosmanie. Mam Wam wydać rozkaz do poświecenia do środka czy sami na to wpadniecie? - prychnął kapitan, chcąc rozwiązać sprawę tajemniczego ładunku jak najszybciej, a potem wracać do pirackiej macierzy.
-
Jack
Bosman zrobił nietęgą minę, ale nic nie powiedział. Zanurkował dłonią w poszukiwaniu przedmiotu, będącego teraz na wagę złota, po czym wyciągnął z kieszeni smoliste pudełeczko, które zaczepił o jedną z kieszeni na piersi swojej kamizelki, włączając ją. Blady snop światła padł na ścianę, przeciwstawiając się panującej tam wiecznej ciemności, po chwili wchodząc do środka i rozglądając się.
- Nikogo nie widzę - odrzekł beznamiętnie. - Na razie czysto. -
Dał znak, aby do środka weszło jeszcze kilku ludzi, a później sam udał się do środka, rozglądając się po pomieszczeniu.
- No i gdzie te skarby? - zapytał nieco zdezorientowany. -
Jack
- Jak będziemy przeszukiwać kwatery podróżujących, to znajdziemy coś z pewnością - odpowiedział Bosman.
Znajdował się właśnie na zupełnie pustym korytarzu z kilkoma ostro zakręcającymi w prawo odnogami, które prowadziły wgłąb części cywilnej, skrytej wiecznym mrokiem. Co ciekawe - każdy z włazów prowadzący dalej był zablokowany jakimś meblem - ten najbliżej nich został zawalony postawionym na krótszym boku stołem, reszta natomiast sporą ilością drewnianych krzeseł. Jeden z piratów dostrzegł charakterystyczną wypustkę na jednej z żelazistych ścian, do której podszedł i jednym ruchem ręki przesunął ją w górę. Nic się nie stało.
- Elektryczność im padła - oznajmił badawczo. - Będziemy próbowali coś z tym zrobić? -
Machnął ręką i skierował się do wyjścia.
- Nie ma czasu, przeszukamy to u siebie, bo i tak planuję zabrać statek na hol. Zostaw dwóch ludzi, żeby pilnowali tego miejsca, na razie mają zamknąć je na cztery spusty i czekać na zewnątrz. I niech kilku pilnuje tych schwytanych frajerów. Reszta ma się rozdzielić i przeszukać statek. A Wy dwaj za mną. - wydał rozkazy, ostatnie słowa mówiąc do bosmana i pierwszego z brzegu majtka, aby ruszyć wraz z nimi na mostek uprowadzonej jednostki. -
Jack
Piraci kiwnęli posłusznie głowami i wyszli razem z nim, bez szemrania wykonując powierzone im zadania. Mostek nie był daleko - wystarczyło tylko skręcić na lewo i wyminąć obszerną część cywilną, aby go dostrzec - był na samym szczycie drugiej nadbudówki, przeznaczonej dla nielicznej załogi. Jednak nie było to takie proste - śluza prowadząca do nadbudówki była zamknięta od zewnątrz, a jedyną formą dostania się na górę była niezbyt bezpiecznie wyglądająca metalowa drabinka przyspawana do ściany. -
Uderzył kilkakrotnie pięścią w drzwi, aby zwrócić uwagę zamkniętych tam osób.
- Nie róbcie teatrzyku, bando szczurów lądowych! Otwierajcie te drzwi po dobroci albo zrobimy to po złości i wrzucę Wam tam kilka granatów. Wasza wola. - powiedział, a choć na chwilę obecną blefował, to morda od razu zaczęła mu się cieszyć, gdy pomyślał o takim scenariuszu. -
Jack
Nikt nie odpowiadał.
- To co, wrzucamy? - zapytał jeden z piratów za jego plecami. -
- Wrzucamy. - odrzekł, nieco zdziwiony, że jednak nie wyszli. - A jak wrzucicie, to od razu zamknijcie drzwi czy inne okna, żeby nie mogli odrzucić z powrotem.
-
Jack
Bosman spróbował otworzyć jeden z bulajów, ale podobnie jak w przypadku nieszczęsnej śluzy, nie sprostał temu zadaniu.
- Zamknęli to od środka. Trzeba wybić - rzekł. -
//Nie odpisujesz często, ja tym bardziej, nie przeciągaj więcej, niż to konieczne.//
Skinął głową i polecił tym piratom, którzy mieli karabiny, strzelby czy inną broń, odpowiednią do tego celu, uderzać w szyby tak długo, aż zostaną stłuczone, aby w końcu wrzucić przez te otwory kilka granatów. -
Jack
///Niektórzy się irytują z powodu, że bez ich wpływu kieruje się postaciami, więc wolę dmuchać na zimne///
Szyba bulaju odpuściła za trzecim uderzeniem, rozsypując się niczym domek z kart na kilkadziesiąt małych kawałków. Bosman i jakiś inny brodaty załogant niemal od razu wrzucili wewnątrz dwa granaty, po kilkusekundowej przerwie dając na dokładkę kolejną dwójkę, po czym nastąpiła seria krótkich eksplozji, które lekko zakołysały statkiem. Ktokolwiek był w pomieszczeniu, prawie na pewno tego nie przeżył.