Popielna Grań
-
Lartah i Melechis nawet nie starali się ukryć swojego rozczarowania, byli pewni, że nie będą tracić czasu i po krótkim wstępie zabierzesz ich na jakaś prawdziwą misję, a teraz musieli trawić tu kolejne minuty. Jednakże wszelkie obiekcje umilkły, gdy do pokoju weszła Demonica, Twoja, a teraz właściwie już Wasza, pani.
-
Wstał i ukłonił się tak nisko jak to tylko możliwe. - Panienka Azer. Jakże miło moją Panią widzieć. - Rzekł zgodnie z prawdą.
-
Skinęła Ci głową, ale nic ponad to. Doskonale widziała temperament innych Upadłych i chciała go jak najlepiej spożytkować, więc od razu przeszła do rzeczy:
- Wysyłam Was do Trzewi. - zaczęła i urwała na chwilę, jakby chciała napawać się tym zdziwieniem, złością, a nawet strachem na obliczach innych Upadłych, a potem wznowiła: - Pewien Demon wprost powiedział mi, że ma tam najlepszą drużynę gladiatorów na całych Złych Ziemiach. Tak się składa, że założyliśmy się o mały gród nieopodal Heresh i lokalne farmy niewolników, które należą do tego Demona. Jeśli wygracie, obsypię Was chwałą i nagrodami, tak jak i inni na widowi, ale jeśli zawiedziecie, to nie tylko ja będę na tym stratna, ale i Wy możecie poznawać wtedy Trzewia o wiele dłużej, niż byłoby to Wam normalnie pisane. -
- Twoje życzenie, choć dopiero wypowiedziane, może już zostać uznane za spełnione. - Stwierdził z dumnym uśmiechem. Będzie walczył z całych sił, byleby spełnić jej oczekiwania. - Ile mamy czasu na trening i przygotowanie, moja Pani? Jak nazywa się ta grupa? - Spytał wyliczając ile będzie im potrzeba na naukę współpracy i wyczucie swojego rytmu. Dwa dni starczą. Do tego trzeba by opracować jakiś plan i zrobić rozeznanie, z kim walczą.
-
- Ruszacie niezwłocznie. - odparł Demonica z uśmiechem, burząc wszystkie Twoje plany. - Szczegółów o przeciwnikach dowiecie się na miejscu.
Czyżby była to jakaś forma testu? Może to właśnie po ty wysłała Was do Trzewi, wszystkich razem? Abyście to tam osiągnęli najwyższy możliwy poziom współpracy, aby później nic Was nie mogło już zatrzymać? Rzecz jasna, o ile wszyscy przeżyją. -
- Dobra drużyna, zbierzcie ekwipunek, jak najszybciej spotykamy się pod budynkiem. Pani, dostaniemy jakiś transport? - Spytał ukrywając to, że czuł się zakłopotany tą decyzją.
-
- Zmory. - odparła, kiwając głową. Dobrze znałeś te wierzchowce, odpowiedniki zwykłych koni, powstałe podobno na podstawie ohydnych eksperymentów, jakim Demony poddawały Jednorożce, które jakimś cudem przeżyły zagładę swych lasów i puszcz. Miałeś już okazję dosiadać ich wielokrotnie, pozostali Upadli, którzy właśnie opuszczali pomieszczenie, zapewne również, dla takich jak Wy to podstawowy środek transportu po Złych Ziemiach.
//Rzuć okiem na Zmory w Bestiariuszu z Elarid, a ja siądę w dzień konkretnie do opisywania tych wszystkich potworków, żeby uniknąć później podobnych sytuacji.// -
// Spoko//
Ruszył do swojego pokoju i spakował cały swój sprzęt bojowy do tobołów. W zbroi jeździ się niewygodnie, zostanie w ubraniach. Wziął ze sobą te toboły i ruszył na plac. Podepnie je do zmory i tyle, są ognioodporne, więc nie będzie problemu.
-
Pozostali zrobili podobnie i po jakimś czasie udaliście się w podróż do Trzewi, niesieni przez niezwykle szybkie i wytrzymałe wierzchowce, które głód i pragnienie odczuwały jedynie w minimalnym stopniu.
//Zmiana tematu. Zacznę Ci jutro, gdy będziesz na miejscu.// -
Bulwa:
Wraz ze swoją zwycięską, choć nieco przetrzebioną, drużyną powróciłeś do jedynego miejsca na tym świecie, które mógłbyś uważać za dom, wraz z łupami, na które składało się nie tylko złoto i inne precjoza tego typu, ale również zbroje, pancerze i broń zabrane martwym wrogom, ludzcy niewolnicy, młodzi, obu płci, oraz nieco pomniejszych Demonów, w charakterze służby bądź wojowników. -
Ruszyli od razu do pałacu. Przed przekroczeniem jego wrót, obtoczył go wzorkiem, nie należał do najbrzydszych miejsc, spędził tu dobry czas. Teraz wraca z misji jako bohater. I tak też otworzył wrota, z szumem, krocząc dumnie, na przedzie hordy demonów niosącej dary, po bokach mając swój oddział. Nie odezwał się jednak, to gospodarz miał przywilej powitać ludzi do niego przychodzących. Sendemir czekał jeno, gotowy się ukłonić.
-
To, co od razu rzucało się w oczy, to pustki w pałacu, a wcześniej też w miasteczku, przez które przejeżdżaliście. Nie były to tereny szczególnie ludne, ale zawsze krzątali się tu jacyś Upadli, niewolnicy czy pomniejsze Demony, teraz jednak było tu o wiele puściej. Tym, co jednak dziwiło jeszcze bardziej, była obecność drowskich żołnierzy, w liczbie około setki, którym towarzyszył o połowę mniej liczny zastęp kuszników oraz dwóch budzących podziw, nawet wobec Ciebie, wojowników, być może samą gwardię władcy Mrocznych Elfów, Malekitha. Ci dwaj stali na warcie przed samymi wrotami pałacu, pozostali ustawieni byli w kilku równych szeregach na dziedzińcu nieopodal, wszyscy zamaskowani, milczący, ale na pewno nie umknęło im Wasze przybycie.
-
- Poselstwo? Kuźwa, ciekawie się zaczyna robić. - Powiedział pod nosem z uśmiechem. Albo poselstwo, albo wspólna kampania wojenna, jemu to obojętne, choć chciałby sobie gdzieś przez tydzień po leżeć i poobijać się. - Dobra gawiedzi, zawrzeć jadaczki, jak się któryś odezwie podczas rozmowy, przykuje język o łańcucha uprzęży mojego konia i będzie za nim biegał, bo inaczej go straci. Macie prawo się odezwać tylko gdy wydarzy się coś na prawdę ważnego. Poza tym, zejść na ziemię, siedzenie wierzchem podczas rozmowy z kimś stojącym jest niegrzeczne. Bądźcie uważni, może się okazać, że to nie są przyjaciele, ale jest na to mała szansa. - Wydał szybkie polecenia swoim najbliższym podkomendnym i zszedł ze swojego wierzchowca. Trzymając go za wodze, podszedł pewnie do dwóch wojowników. Wykonał głęboki ukłon, wręcz teatralny, zgodnie z etykietą demoniczną, choć z lekkimi naleciałościami gryfonów, w końcu kiedyś nim był. - Moja godność Sendemir dziesięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąty drugi, Pierwszy Kompanii Popielnej Grani, pokorny sługa Pani Azer`Khalit, świeżo upieczony czempion Trzewi, weteran wojenny. Mogę dowiedzieć się, co w mieście mojej właścicielki robią siły Drowów? - Przedstawił się całkowicie, nie pominął nawet numeru identyfikacyjnego.
-
Żołnierze stali tak, jak do tej pory, w równym szeregu, zwarci i milczący. Obaj Gwardziści skrzyżowali swoje długie włócznie, zagradzając Ci drogę do pałacu Twojej pani.
- Nie obchodzi nas, kim jesteś, ani jak wiele osiągnąłeś, Demonie. - odparł jeden z nich, z widoczną pogardą wymawiając ostatnie słowo. Nie chodziło jednak o to, że gardził Demonami, wręcz przeciwnie, gardził Tobą, bo byłeś Upadłym, wedle niego ledwie marionetką w dłoniach o wiele silniejszych i potężniejszych istot. - Nasz pan, Książę-Admirał Halekoth Viernen nie życzy sobie, by ktokolwiek mu przeszkadzał. -
Jak miło musi być będąc nieświadomym tego, że obrażając mnie, obraża też siebie. Czym tak na prawdę się różni ode mnie? Tylko tym, że moja wierność jest i fizyczna i mentalna, a jego tylko mentalna. Jest z marynarki, pewnie za dobrze nie idzie mu walka na lądzie, woli statki. Ale ja jestem lekko osłabiony po podróży, do tego, ze zniszczonym wyposażeniem. - Za pięć lat będziesz inaczej szczekał, długouchy psie. - Splunął po czym odszedł, uważny jednak, by nie zostać zaatakowanym w plecy. - Jakiś Halekoth Viernen wizytuje u naszej Pani i nie można im przeszkadzać. - Odrzekł z pogardą patrząc na długouchego. Lubił mroczne elfy, ale one jego już średnio. Spróbował porozumieć się telepatycznie, albo dać jakikolwiek inny mentalny znak obecności swej Pani. Skoro mogła ich karać i nagradzać na odległość, to coś takiego też powinno być możliwe.
-
//Zdanie, które do niego wypowiadasz, zaczyna się od początku wiadomości czy dopiero od fragmentu o długouchym psie?//
-
…od “za pięć lat” i kończy się na długouchym psie
-
Strażnicy w żaden sposób nie zareagowali, podobnie jak Twoi podwładni, ciekawi tego, co wyniknie z przybycia Mrocznych Elfów, oraz obawiający się ewentualnej kary za podpadnięcie gościom ich Pani. Tobie zaś udało się nawiązać telepatyczny kontakt, ale tylko na chwilę, później został on urwany. Cokolwiek działo się w środku pałacu,Twoja pani nie chciała, aby jej w tym przeszkadzano i pozostaje Ci liczyć, że zostaniesz przez nią zaproszony do środka, gdzie uzyskasz wyjaśnienia, tak szybko, jak to tylko możliwe.
-
Pozostaje mu czekać. Rozkazał swoim ludziom rozbić obóz, mógłby niby pozwolić im na wałęsanie się po mieście, ale potem cięzko by było ich zebrać z powrotem. Czekając tak, spojrzał na Leari. - Co powiesz na mały trening? Może i znamy magię w teorii na tym samym poziomie, ale mogę nauczyć cię kilku sztuczek, których u nikogo innego nie opanujesz. Na przykład efektowności, która jest niezbędna w przypadkach pojedynków. - Zaproponował na rozluźnienie atmosfery i zabicie czasu.
-
- Nie wydaje mi się, żebyś był w stanie nauczyć mnie wiele więcej, niż już umiem. - odparła z kpiącym uśmieszkiem. - To, że każdy Upadły ma naturalne predyspozycje do władania Magią Ognia nie oznacza od razu, że musi uczyć tego innych. Nawet jeśli jesteś oficjalnie moim dowódcą.
Cóż, nic dziwnego, wszyscy Upadli byli ambitni, butni i pewni siebie, a po zwycięstwie na arenie, z której jako jedyna, poza Tobą, rzecz jasna, wyszła o własnych siłach ta pycha wzrosła jeszcze bardziej.