[Vaarthern] Część Północna
-
Co z nim jest nie tak? Nie dane mu jednak było dłuższe rozwodzenie się nad tym, ponieważ usłyszał kolejne głosy… należący do tego brodacza! Miał się zerwać, ale usłyszał kogoś jeszcze. To ich jest więcej? Kiedy ukazał się na sali i zadał pytanie, pokręcił jedynie głową, równie zdezorientowany co on.
Miał również zaprotestować słowom, jak podejrzewał, Wesartowa, ale się powstrzymał. Właściwie… skoro nie jest kimś ważnym, to zostawią go w spokoju, a może i nawet pozwolą mu przy tym uczestniczyć. Milczał więc, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. -
Dmitrij
- Mógłbyś wyjść na korytarz? - zapytał uprzejmie brodacz. - I tak zajmie to tylko chwilę. -
Potrząsnął lekko głową, jakby wyszedł ze sfery przemyśleń. Szlag, więc się nie dowie o czym gadają… Chociaż mógłby spróbować na korytazru. Kiwnął mu głową i posłusznie wyszedł na korytarz, starając się przyglądać im nienachalnie. Chciał zapamiętać na wszelki twarze, może i głosy. Ma niesamowity słuch, nie musi stać w centrum, aby wszystko usłyszeć.
-
Dmitrij
- Wchodźcie - polecił brodacz i machnął zamaszyście dłonią do osób stojących w korytarzu.
Dmitrij ruszył się z ławki i skierował się do wyjścia z sali gimnastycznej, kiedy na salę weszły cztery inne osoby. Kiedy przypatrzył się im twarzom, plan ich zapamiętania spełzł na niczym. Cała czwórka miała na twarzach albo chusty z czarnymi jak noc okularami, jak siedzący na ławce Wesatrow, albo jak jeden - maskę przeciwgazową TLR-15 z odkręconym filtrem i charakterystycznymi niebieskimi zygzakami wymalowanymi na skroniach, które zadawały się tworzyć coś w rodzaju niedokończonej korony. Sądząc po proporcjach i kształtach ciała, trójka z zamaskowanych to kobiety. Wyraźnie odsunęli się od młodego mężczyzny, gdy ten wychodził, jakby brzydzili się jakiegokolwiek kontaktu fizycznego i zamknęli za sobą drzwi.Ten przysunął się nieco bliżej drzwi i nadstawił uszu. Ściany i grube drzwi skutecznie deformowały wszystkie zdania i zmieniały ich sens, w wyniku czego wydawały się być mało interesujące i zwyczajne. Biegle posługiwali się żargonem wojskowym, którego Dmitrij nie miał okazji poznać w całości. Wówczas usłyszał:
- Sprawa się skomplikowała - słowa najpewniej należały do mężczyzny w średnim wieku z brodą. - Zarządzam uruchomienie protokołu A2.
- “W przypadku niepowodzenia protokołu A1 należy dokonać całkowitej terminacji obiektów i niewykwalifikowanego personelu skrzydła badawczego.” - wyrecytowała nagle kobieta, którą to słyszał wcześniej na korytarzu.
- Kiedy? - zapytał Wesatrow.
- Za pięć dni.
- Czemu tak długo? Im bardziej zwlekamy, tym gorzej dla nas. Stwórca jeden wie, z jaką prędkością wyłom będzie się rozwijał. Do tego Lemtejnieks mówił, że zależy mu na zaufanym personelu - wyraziła zdziwienie inna, o chrypliwym głosie.
- Jeżeli postąpili dobrze z zasadami działania w wypadku naruszenia bezpieczeństwa, mogą czekać nawet i miesiąc - odparł drugi nieznany mężczyzna, uspokajając ją.
- Wesatrow - zwrócił się do niego brodacz. - Zostajesz tutaj przez dwa dni. Wydaje mi się, że masz ponoć trening strzelecki z tą bandą kocich ogonów?
- Ta - odpowiedział beznamiętnie, jakby niezbyt go to obchodziło. - Nasza obecność tutaj tego wymaga.
- Zakańczam dzisiejsze spotkanie - powiedział nagle brodacz. - Wesatrow, zostań tutaj i poczekaj, dopóki reszta rekrutów się tutaj nie zejdzie. Jutro mamy kolejne spotkanie o godzinie Z w umówionym miejscu, pamiętajcie o tym! Wychodzimy.Po tych słowach drzwi wyszli, kompletnie nie zwracając na niego uwagi.
- Wejdź już - polecił “instruktor”. - Musieliśmy omówić rozkład ćwiczeń treningowych, a jednak nie chcemy, żeby ktokolwiek je znał. Z doświadczenia wiem, że lepiej się człowiekowi trenuje, jeżeli nie wie, co go czeka. -
Jaka sprawa? Jaka eksterminacja? Czyli co? Chcą zabić jakichś ludzi, bo coś nie wyszło? I do tego muszą to zrobić jak najszybciej? Ma też przy okazji kolejne nazwisko do zapamiętania - Lemtejnieks. Jedyne co mu przychodzi do głowy, to jakaś zaraza lub coś podobnego. Coś mogło nie wyjść, mogą być zarażeni i muszą ich zabić? Czytał raz podobną książkę, tyle że tam nikt o tym nie wiedział… jednak na obecny moment nic innego nie przychodzi mu do głowy. Ba, stwierdzenie że mogą czekać miesiąc bardziej go utwierdza w tym, że zostali zamknięci.
Nie miał jednak czasu na dalsze rozmyślania, bowiem zakończyli spotkanie. W borę się odsunął i wyglądał, jakby czekał znudzony. Kiedy pozwolono mu wejść, kiwnął tylko głową i wrócił na ławkę, bez zbędnych pytań. Wolał nie zadawać pytań chociażby o to, kim oni byli, skąd ich ubiór, bo mógłby wydać się przez to podejrzany… No, niemniej niż oni, ale zawsze. -
Dmitrij
Kiedy młodzieniec wszedł na salę, zamaskowany mężczyzna wciąż go ignorował, zupełnie nie zwracając na niego uwagi, niecierpliwie czekając, aż reszta rekrutów znajdzie się na niej wraz z instruktorami. Czekanie na pierwsze “odpadki”, jak prześmiewczo nazywano kadetów, którzy wymiękli przed wykonaniem zadań, nie trwało długo, bo kilkoro z nich pojawiło się prawie natychmiast po wyjściu nieznanych ludzi. Po czasie robiło się ich więcej i więcej, aż w końcu cała sala nie zapełniła się wyczerpanymi przyszłymi żołnierzami, o mokrych twarzach czerwonych jak cegły, wyglądających jak pozbawione duszy puste skorupy, które jakimś zrządzeniem losu mają siłę, aby stać, a kwaśny odór potu, krążący po całym pomieszczeniu niczym trujący gaz, był na tyle nie do wytrzymania, że otwarto wszystkie okna.W takim natłoku było ciężko oddychać, mimo wpuszczenia do środka świeżego powietrza, a przez tworzone przez nich luźne zbiorowiska i grupy po kilka osób, wydawało się, że w obecnym momencie rekrutów jest znacznie więcej, niż było rano. Część z nich zdawała się być nawet zainteresowana nowym gościem, który nie zamierzał wyściubiać nosa zza chusty. Dmitrijowi udało się dostrzec również Rozę, która bez zbędnych ceregieli usiadła obok niego. Nie było z nią Ilicza.
- Wiadomo coś o tym człowieku? - zapytała, mając na myśli zamaskowanego mężczyznę siedzącego wprost naprzeciwko nich. -
Ah, aż mu się przypominała jego dawna szkoła… niezwykle mała sala gimnastyczna - ledwo wielkości boiska - zielone już zniszczone ściany i wysoko umieszczone, niewielkie okna, otwierane za pomocą specjalnego kija. Tam to dopiero szło się podusić podczas bardziej wymagających ćwiczeń… zapach również jakby znajomy. Może i kuł, drażnił, ogólnie był nieprzyjemny, ale nostalgia jest w stanie to wybaczyć. Ona wszystko wybacza, wszystko polepsza, zakrzywia rzeczywistość. Wspaniałe uczucie…
I wtedy Roza wszystko przerwała. Potrząsnął nieco zdekoncentrowany głową, spoglądając przez chwilę na zamaskowanego. Potem rozejrzał się, aby sprawdzić czy są przynajmniej względnie sami.
– Za chwilę Ci powiem coś ciekawego – odparł. – Gdzie Ilicz? – spytał się nagle i tym razem zaczął rozglądać się za nim. Oczywiście dalej sprawdzał grunt pod zdradzenie poufnych danych. -
Dmitrij
Jego wzrok świdrował na wylot wszystkie zebrane na sali gimnastycznej zmęczone grupy. Ale Ilicza i jego cwaniackiej gęby nigdzie nie było. Wyglądało na to, że w ogóle go tutaj nie ma.
- Jeden z instruktorów wziął go na stronę - oznajmiła z zaciekawieniem.Dmitrij kątem oka spostrzegł, że zamaskowany typ ma głowę skierowaną centralnie w ich stronę, jakby bacznie ich obserwował, ukrywając prawdziwe intencje złowrogiego wzroku za czarnymi szkłami okularów.
-
Cholera, pomyślał, kiedy Roza mu powiedziała co się z nim stało. Cholera, pomyślał, kiedy dostrzegł patrzącego się niego Wesatrowa. Cholera, pomyślał, kiedy zorientował się, że jednak musi coś jej odpowiedzieć… Tylko co? Nie wie czy ten dziwak umie czytać z ruchu warg, a to że jopi się centralnie na niego nie pomaga w żadnym wypadku. Zaczął się nawet nieświadomie nieco wiercić w miejscu z niepokoju. Po co żeś ich podsłuchiwał? Po co żeś kombinował?Teraz masz za swoj… zaraz zaraz, chyba na coś wpadł! Musi tylko liczyć, że faktycznie nie zrozumie nic bezsłownie.
– Muszę do toalety – powiedział nieco głośno, lecz nie ostentacyjnie, bez przesady. Wstając mruknął jeszcze do Rozy: – Czekam na zewnątrz, wolę nie siedzieć tam za długo. – I już prawdziwie wstał. Rzucił jeszcze krótkie spojrzenie temu typkowi, próbując wyczytać coś zza jego czarnych okularów… no cokolwiek no!
Potem skierował się do toalet, skręcając w kierunku wyjścia, kiedy tylko inni przestali mieć go na oku. Wyszedł przed salę, czekając. Oby przyszła… -
Dmitrij
Część z zebranych na sali spojrzała się w jego stronę, ale nie patrzyli się na niego długo, powracając po chwili do swoich zajęć. Jednak nie Wesatrow. Ten wbił w niego ukryte za okularami oczy i nie opuszczał go, dopóki nie wyszedł z sali. Czekał kilka minut i przez chwilę sądził, że Rozie się nie udało, kiedy po chwili sama wyszła z sali, powoli zamykając za sobą drzwi.
- Dobra, co teraz? - rzuciła. -
Lekko się niecierpliwił, ale kiedy w końcu się zjawiła, podszedł do niej i zaczął szeptać:
– Nazywa się Wesatrow, ale nie wiem czy nie jest to jakiś pseudonim. Przybył tu wraz z innymi ludźmi. Nie wiem co to za jedni, ale chodzi chyba o jakieś laboratorium i protokoły A1 i A2. On ma tu zostać dwa dni i nas szkolić. Ponoć ich obecność tu jest wymagana. Jutro się spotkają ponownie, o jakiejś godzinie Z w umówionym miejscu, ale nie wiem gdzie to. Sądzisz, że ma to związek z tym wypadkiem z rana i karetką? I że to może być ta jednostka, o której mówiłaś? – dopytał się jeszcze, odsuwając się potem od niej na tyle, aby mogła mu odpowiedzieć. Nie wiedział czemu mówi to akurat jej, może dlatego że sama coś o tym wiedziała już wcześniej, a teraz uzupełnia jej wiedzę o swoją? -
Dmitrij
Roza słuchała uważnie z wyraźnym zaciekawieniem, z małą domieszką zdziwienia. Skąd to wiedział? Obejrzała się podejrzliwie za siebie i przysunęła do niego, pochyliła się nad jego uchem i zaczęła delikatnie szeptać:
- Na to wygląda - skwitowała, po czym zrobiła nietęgą minę, a jej głos przybrał ponury ton. - Jak się o tym dowiedziałeś? Podsłuchiwałeś ich?
Odsunęła się lekko od niego, niecierpliwie oczekując odpowiedzi. -
Przytaknął jej głową, a potem przeszedł do opowieści.
– Biegałem wraz z resztą i w pewnym momencie się zmęczyłem, to jakiś dziwny, brodaty typ do mnie podszedł. Sądziłem, że to jakiś nasz nowy trener, czy coś. Chciał, abym odpoczął. Biło od niego coś takiego… że się zgodziłem, nie myśląc nawet czy faktycznie tu pracuje. Potem jakiś instruktor mnie ochrzanił i posłał do sali na odpoczynek. No to byłem tam, wchodzą te wszystkie osoby, w czym i ten brodacz oraz Wesatrow. Co prawda wyprosili mnie, ale byłem w stanie ich słuchać z zewnątrz. Mógłbym śledzić tego Wesatrowa jutro, a ty byś mnie kryła. Hm? Obawiam się, że w tym odciętym ośrodku rozprzestrzenił się jakiś wirus. Wiesz, jak w tych książkach o apokalipsie. Chciałbym zwyczajnie być zorientowany w sytuacji. – Tak naprawdę był zwyczajnie cholernie ciekaw o co w tym wszystkim chodzi. Odstąpił od niej. Teraz jej kolej. -
Dmitrij
- Co i raz wymykaliśmy się z Iliczem po nocy. W zasadzie tylko po to, by chwilę pospacerować. Vaarthern pięknie wygląda nocą - rozmarzyła się. - Aczkolwiek Ilicz wychodzi, bo spotyka się z ciotką, która nie mieszka daleko. Po paru takich ryzykownych eskapadach Ilicz powiedział, że chce mi coś pokazać. To właśnie wtedy zabrał mnie w okolicę zamkniętej strefy. Mówię ci, to miejsce jest całkowicie odcięte od reszty - wysoka na jakieś cztery metry siatka, zwieńczona przypominającymi ciernie zwojami drutu kolczastego, posterunki z worków z piaskiem, prowizoryczne mury, wieże obserwacyjne i szperacze, przesuwające się po całym obszarze jak i przedpolu. Ciągle jeżdżą jakieś ciężarówki, niektóre nawet niekiedy wjeżdżają do środka. Wszędzie łażą patrole, raz prawie nas złapali i ledwo uciekliśmy i już tam dalej nie wróciłam, ale wydaje mi się, że Ilicz ciągle tam wraca. I obserwuje. Parę dni temu mówił, że udało mu się podsłuchać część rozmowy dalej wysuniętych patrolowców i oznajmił, że sprawa wymyka się spod kontroli. Nie sprecyzował dlaczego. Potem już nie poruszał tego tematu, ale widzę, że chodzi spięty. Bardzo dobrze go znam, to w końcu mój stary przyjaciel. Nie wiem, co się tam dzieje, czy to faktycznie jakaś choroba, ale to na pewno nic dobrego. Na samą myśl o tym mam ciarki. A teraz jeszcze sprawa z tym brodaczem i zamaskowanym typem… - powiedziała zmartwionym tonem i wyraźnie posmutniała. - Powinniśmy już wrócić. Jeszcze nam brakuje, żeby kogoś po nas wysłali… -
Czemu? Może naprawdę mają tam jakiegoś wirusa? Tyle umocnień tylko to potwierdza, ta rozmowa… to wszystko jest ze sobą połączone i prowadzi go tylko na ten trop. Ale skoro tak, to czemu zwyczajnie nie zniszczą tego miejsca? Będą mieli problem z głowy, a poświęcenie tamtejszych wynagrodzić pomnikiem i będzie. Chyba że… badają go! Tak, to też nie wydawało mu się w żaden sposób głupie! Musi tylko znaleźć Ilicza i z nim porozmawiać… Kiwnął jej głową i już podczas powrotu zapytał:
– A gdzie wzięli ilicza? Muszę z nim pomówić. -
Dmitrija
- Nie wiem. - rzuciła beznamiętnie. - Pewnie wzięli go do gabinetu.
Źle kojarzyło mu się to słowo, w końcu sformułowanie “Wziąć kogoś do gabinetu” było często związane z poważnym nagięciem zasad, a w efekcie ciężką naganą i surową karą. O ile równie częste były przypadki omówienia spraw prywatnych czy osobistych pochwał ze strony instruktorów, to zmora nocnych ekspedycji karnych i kilkugodzinnej nadwyżki testów sprawnościowych w świetle księżyca przeszła już do legendy i większości kojarzy się tylko z tym. Czyżby w końcu się połapali, że Ilicz bez pozwolenia opuszcza budynek albo, co jeszcze gorsze, wybiera się na spacery, których celem jest skryta obserwacja obszaru zamkniętego?Gdy oboje wyszli z łazienek, na rogu już czekał jeden z podirytowanych instruktorów.
- Od jarania szlugów w kiblu jest początek przerwy, nie jej koniec - odrzekł złośliwie, a pod jego nosem zagościł lekki, cwaniacki uśmiech. - Znikajcie!
Minęli go, a ten nie poszedł za nimi. Wyglądało to tak, jakby oczekiwał kogoś innego, a oni po prostu mu się napatoczyli. Bezceremonialnie wkroczyli na salę gimnastyczną. Wszyscy tam zebrani byli już ustawieni w długim na niemalże całą długość sali dwuszeregu i prawie od razu obrzucili wchodzących masą zbitych mroźnych spojrzeń.Czym prędzej ustawili się po jednym z boków. Roza stanęła za nim. Wtedy do pomieszczenia, jakby nigdy nic, wszedł Ilicz, który w oka mgnieniu ustał na baczność po lewej Dmitrija. Chwilę po nim zjawił się widziany niedaleko toalet instruktor, który dołączył do reszty, stojącej w grupie przed całą szkołą i zarządził odliczanie. Gdy wszystkie liczby się zgadzały, zaczął:
- Nie będę obwijał w bawełnę - dzisiejszy test poszedł wam fatalnie, nazwiska tych, którym pomyślnie udało się go zakończyć wymieniłbym w dwadzieścia sekund i nawet nie musiałbym się przy tym specjalnie śpieszyć. Za tydzień powtarzacie go znowu - oznajmił chłodno, jakby był przyzwyczajony do takiego wyniku i nie kładł zbyt wielkiej nadziei w swoich rekrutów. Wtem z małej grupy wyłonił się Wesatrow. - Nie myślcie, że przez ten czas nie będziecie nic robić. Centrum przysłało nam oficerów z frontu - wskazał na Wesatrowa. - Sierżant Anton Werblem będzie do waszej dyspozycji przez kilka dni, po tym czasie zastąpi go kto inny. Sierżant od jutra będzie was uczył operacji bojowych. Mimo słabego wyniku damy wam nieco więcej czasu wolnego. Możecie skierować się na drugie śniadanie i dłuższą przerwę. Po godzinie macie zebrać się tutaj ponownie. Rozejść się! -
“Palenie szlugów”? Naprawdę? Żarty żartami, ale ugh, ten był zbyt nisko jak dla niego… No, abstrachując już od tego, że i tak podobne docinki uważał za niepotrzebne. Nie odpowiedział mu nic, tylko skierował się do sali.
Kiedy przekroczył jej próg i inni wlepili w niego patrzydła, nieco się wzdrygnął. Był na to gotów, ale dalej nieco go to przerażało… naprawdę muszą się jopić na każdego wchodzącego? Eh, zostaw ich… ustawił się i… do środka wszedł Ilicz. Nie wyglądał na jakoś zmartwionego czy przygnębionego, więc może nie chodziło o to węszenie? No, miał taką nadzieję, bo kto wie czy nie będą teraz przy nim węszyć…
Po odliczeniu słuchał typowej gadki, do której już się przyzwyczaił. Był pewien że nie znajduje się wśród tej zdecydowanej mniejszości, ale któregoś dnia, któregoś pięknego dnia… w końcu mu się uda. A wtedy wszyscy zobaczą jak się do niego mylili. Wtedy pokaże na co go stać, co w nim drzemało! Te dni nauk nie pójdą na marne, o nie!
Wtem, coś go zmroziło. Zaraz… Anton? A nie Wesatrow? Które to pseudonim, a które prawdziwa informacja? Czy naprawdę był z frontu, czy to wszystko to jedynie przykrywka? Nie był w stanie tego ocenić, ale był niemal pewien, że ta chusta nie była typowym wyposażeniem armii, no bo z jakiej racji? No, ale wracając. Przynajmniej informacja o szkoleniu nie była zmyślona, ale patrząc na okoliczności w jakich się o tym dowiedział, nie dziwota…
Kiedy zarządzono przerwę, szturchnął Ilicza, nim ten odszedł.
– Jemy razem – rzucił jedynie jakby rozkazująco. Spojrzał się również na Rozę. -
Dmitrij
Ilicz mocno się zdziwił, ale nic nie powiedział. Z kolei Roza tylko potulnie kiwnęła głową. Rekruci wychodzili z sali gimnastycznej pojedynczo, co spowodowało utworzenie charakterystycznego węża, którego ciało ciągle malało. Gdy tylko Dmitrij był tym malejącym segmentem, od razu skierował się do kantyny, tuż za Rozą, natomiast Ilicz nagle rozpłynął się w powietrzu.Drugie śniadanie w kantynie nie było już takie okazałe jak pierwsze, gdyż jego głównym zadaniem było zwykłe pokrzepienie “studentów” przed kolejną serią ćwiczeń. Tym energetycznym wsparciem okazała się być dobrze znana mu wcześniej pomidorowa z dwiema pajdami świeżego chleba. Roza dostała jedzenie przed nim i usiadła przy niezajętym trzyosobowym stoliku stojącym gdzieś na uboczu, z dala od głodnych plotek uszu, których zatrzęsienie scentralizowane było w samym środku. Gdy tylko Dmitrij otrzymał swoją porcję, od razu przy zajął miejsce przy niej, gdy ta po chwili rzekła do niego:
- Iliczowi może się to nie spodobać.Nie zaczęła jeść dopóki nie zjawił się Ilicz, który przysiadł się do nich po kilku minutach. Miał nietęgą minę i wyraźnie zbladł.
- O cholerę ci chodzi, co? - zapytał i zmarszczył brwi. -
Nie było może obfite, ale chleb zawsze mógł być czerstwy, aby “zahartować przyszłych żołnierzy (miejsce na cichy śmiech pod nosem) i przyzwyczaić ich do trudnego życia w okopach. Albo żeby zwyczajnie byliście w stanie przegryźć nogę wroga”. Jakoś tak. Nie wybrzydzał jednak, wziął co mu dano i ruszył do Rozy, dziękując w duchu Stwórcy że nie była jakoś głupia. Chociaż… chyba i tak logicznym byłoby właśnie takie miejsce, nawet dla idioty…
Mniejsza, siadaj tam. Kiedy tylko usiadł i usłyszał jej komentarz, przytaknął. No, spodziewa się podobnej reakcji. W końcu chodzi spięty, a do tego rozmawiali dziś o tym, więc logicznym może być powiązanie jednego z drugim.
W końcu zjawił się i sam Ilicz, a jego pytanie upewniło Dmitrija w swoich przekonaniach. Oj tak, nie spodoba mu się to.
– Dowiedziałem się czegoś nowego o tej bazie – odparł spokojnie, szeptem, przysuwając się lekko. Nadstawił uszu i nasłuchiwał możliwych kroków pracowników. -
Dmitrij
Słysząc to, Ilicz aż uniósł brwi w teatralnym szoku.
- O czym ty mówisz? - uniósł się lekko i zrobił się kompletnie blady jak ściana. - Nie pomyliło ci się coś?
- Daj spokój, Ilicz - odezwała się Roza. - On wie.
- Co? - spojrzał na nią gniewnie i zrobił nietęgą minę. - Powiedziałaś mu?
Kiwnęła tylko głową w milczeniu.Chłopak głęboko westchnął i oparł się mocno o oparcie krzesła, przesuwając je nieznacznie w tył. Kręcił głową w niedowierzaniu.
- Jeśli za to bekniemy…
- Nie bekniemy, spokojnie! - próbowała go uspokoić. - Teraz wszyscy w tym siedzimy.
- No dobra… - odrzekł ze słyszalną niechęcią w głosie i splótł ręce na klatce piersiowej. Zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego, ale uległ, nie widząc sensu w dalszym stawaniu oporu i wypieraniu się. Chyba nawet nieco się uspokoił. - Mów.