Nowy Asgard
-
Vergis
-Dobrze ciociu… - i prowadzi ją dalej, lekko zaniepokojony.
Czarna
Wręcz przeciwnie, ma jakiś cel. Udać się do komnaty tronowej i tam zacząć myszkować, by odnaleźć słabe punkty takiego jednego. -
Vergis:
Po dłuższej chwili szybkiego chodu po monotonnym korytarzu, dotarli nareszcie do ogrodu, a raczej do tajnego wyjścia do ogrdu. Zdrowy rozsądek nakazał mu nie wychylać się od razu jak ostatni dureń, lecz poczekać na odpowiedni moment i skonsultować się z ciocią.
-Cholera… Domyślałam się, że jest źle, ale nie aż tak źle. Nie wierzę, że to mówię, ale bez twojego ojca i stryja możemy ponieść sromotną porażkę. - powiedziała Hela, trzymając dłoń na włazie, przez który można wyjść na powierzchnię ogrodu. Vergis usłyszał w jej głosie coś, czego nie słyszał w jej przypadku ani raz, aż do tej pory. Tym czymś jest szczere zaniepokojenie.
Czarna:
Nie tak łatwo jest wejść do sali tronowej w Asgardzie. Kiedy tylko się zbliżyła do wejścia do niej, drogę zablokowały jej masywne, rzeźbione halabardy z zaklętego spiżu, dzierżone przez potężnych asgardzkich gwardzistów w tradycyjnych zbrojach.
-Tak bardzo jak szanujemy prawa honorowych gości Wszechojca Thora Gromowładnego, niezgodne z prawem byłoby wpuszczenie Cię do sali tronowej bez pozwolenia naszego władcy. Prosimy odejść. - rzekł formalnym tonem jeden z dwojga, stojąc sztywno niczym zmieniony w słup soli. -
Vergis
Przełknął lekko ślinę, po cyzm nieśmiało powiedział:
-Ciociu… Moze poprosilibyśmy panią Biała o pomoc?
Czarna
Prychnęła tylko.
-A wiecie, gdzie Wszecjojciec jest? -
Vergis:
-Mogłeś o tym pomyśleć wcześniej… Ale teraz jest już za późno na wycofanie się, uwierz mi. Moja jedyna prośba jest taka. Uciekaj stąd i się nie oglądaj za siebie, a ja zrobię co w mojej mocy. Czy to jest jasne? - odpowiedziała stanowczo, ale zdecydowanie z troską, starając się zachować jak największy spokój, jednocześnie patrząc mu prosto w oczy i delikatnie trzymając jedną dłoń na jego policzku.
Czarna:
-Nie jesteśmy poinformowani o miejscu pobytu Wszechojca, a nawet gdybyśmy byli, nie jesteś uprawniona do posiadania takich informacji. - odpowiedzieli obaj praktycznie jednogłośnie i jednocześnie, aż w korytarzu za Czarną rozległo się długie echo, niosące ich głos jeszcze przez dłuższą chwilę. -
Czarna
-Jesteście jakimiś bliźniakami czy coś?
Vergis
Spojrzał się na ciocię.
-Ciociu, nie chcę Cię stracić. -
Czarna:
Asgardczycy nie skomentowali tego.
Vergis:
-Nie stracisz. Zaufaj mi. Ja tu jestem dorosła. - odpowiedziała stanowczo. -
Czarna
Prychnęła tylko z pigardą i odeszła. Jak nie po dobroci, to nie. Znajdzie inny spisób.
Vergis
-Ciociu… Obiecaj mi, że wrócisz. -
Czarna:
Teraz kwestią pozostaje, jaki będzie ten sposób, bo na pewno inne wejścia na salę tronową nie mają gorszej ochrony od tego.
Vergis:
-Tylko jeśli ty mi obiecasz, że teraz stąd uciekniesz. -
Czarna
Wejścia oficjalne. Ale są jeszcze szyby wentylacyjne.
Vergis
-Dobrze ciociu. - po czym ją przytulił szczerze, jakby się spodziewając, co może nastapić. -
Czarna:
No teoretycznie jest to opcja. Ale pytanie brzmi, gdzie tutaj znaleźć wolny szyb wentylacyjny w pałacu uzbrojonym po zęby.
Vergis:
A ona odwzajemniła jego przytulenie. Krótko, ale dość mocno.
-A teraz… Uciekaj już! - odezwała się do niego głośniej niż wcześniej, pokazując gestami, żeby już znikał stąd. -
Czarna
Wypuści się drona, od czego to jest… Pewnie odwzorowali ten tron dokładnie… Ta potęga przyda się Thanosowi Mądremu.
Vergis
Posłusznie odbiegł prosto do jedynego miejsca, które było bezpieczne: Do pokoju jego taty. -
Czarna:
Owszem, że mu się przyda. I to zdecydowanie. A jak już się załatwi sprawę tronu i może reszty artefaktów, można by spróbować puścić to miejsce z dymem.
Vergis:
Niby biegł normalnie, ale… Po chwili biegania zorientował się, że coś jest nie tak. Tak jakby… Wszystko nagle… Zdrętwiało. Zawisło w powietrzu. Nie widać tego gołym okiem, nawet smoczym, ale jego zmysły odczuwają podświadomie, że właśnie coś się stało nie tak. W jego ciele przechodzi uczucie, jakby każdy jego ruch był niczym echolokacja nietoperza - zostaje wyrzucona, aby wykonać swoją trasę, ale na końcu wraca do punktu wyjścia. -
Czarna
Dzięki Ci, głosie w głowie… Jednak napierw szuka wyjścia szybu wentylacyjnego.
Vergis
Przez chwilę zaczął nerwowo obserwować otoczenie, jakby szukając źródła zakłóceń. Patrzył za wszystkim, co nie pasuje do normy. -
Czarna:
Szyb wentylacyjny… Hm… Żadnego takiego w okolicy nie widać. Trzeba szukać dalej.
Vergis:
Kiedy Vergis spojrzał za siebie, zobaczył cały ciągnący się w nieskończoność szlaczek… Jego samego. Tak jakby z każdym krokiem, który stawiał, pozostawiał po sobie pół-widmowego klona, który z opóźnieniem wykonuje to co on robi. I właśnie kiedy się obejrzał, ten za nim również to zrobił. I ten za tamtym. I ten za tamtym za tamtym… I tak w nieskończoność. W jakiś sposób poczuł się, jakby był rysunkiem na animacji, który patrzy z pierwszej osoby na poczynania animatora, tworzącego każdą chwilę dzieła klatka po klatce. -
Czarna
Zatem szuka dalej.
Vergis
Przełknął nerwowo ślinę. Co to jest? Czemu to się dzieje? Oraz jakim sposobem? Zaczął się powoli cofać. -
Czarna:
Właściwie, lepszą alternatywą wydaje się zaczekanie na lepsze okoliczności. Teraz jest środek dnia, a straże są ustawione tak, że się mysz między nią nie przeciśnie. Pod wieczór natomiast, będzie trochę więcej luzu, a do tego ciemność, która ułatwi skradanie się, nawet jeśli będzie oświetlenie.
Vergis:
Co to? Nie wiadomo.
Dlaczego tak się dzieje? Jeszcze trudniejsze pytanie.
Kiedy zaczął się wycofywać, zobaczył coś, tak jKby przestrzeń zaczęła się przed nim zaginać. Coś jakby przestrzeń przed nim była masą, która jest wirowana przez mikser. Kiedy już wszystko skręciło się tak, że nie widział niczego… Zobaczył. Coś… Er… Ciekawego. Jest w punkcie wyjścia. Tak jakby nie ruszył się z miejsca, nigdy nawet nie zabrał się za bieg. Tymczasem z góry usłyszał uderzenie ciała o ziemię, które aż zatrzęsło okolicą dookoła. -
Czarna
Faktycznie… A na razie udała się na zwiedzanie pałacu poza salą stronową. Wtedy się zorientuje, co i jak.
Vergis
Skulił się lekko i ze strachu zapiszczał. Przez ułamek sekundy była w nim walka, co robić… Ale zdecydował się ruszyć w stronę dźwięku, uważając jednak, by nie dać się zauważyć. -
Czarna:
Jak na razie widać jasno i wyraźnie, że Thor albo ma problemy z poczuciem bezpieczeństwa albo naprawdę chce mieć pewność, że nie tylko mysz, ale i nawet pojedyncze roztocze się nie przeciśnie. Straż jest rozstawiona dosłownie wszędzie, nawet w trochę nadmiernych ilościach.
Vergis:
Kiedy
Skoro ruszył w kierunku dźwięku, to znaczy, że ruszył w kierunku klapy. Jest jednakże problem. Coś na niej teraz leży i Vergis nie może tego podnieść. Jeny… Vergis zaczyna się coraz bardziej bać, mając podejrzenia “co”, a raczej “kto” leży na klapie. -
Czarna
Hm… To może być związane z obecnością Hel, jak i z pewnymi ważnymi gościami… Gdyby przynieść Wieczny Płomień, z pewnością wynagrodziłby… A to jest wielu wartych. Te stworzenia nie zasługują na wiele.
Vergis
We wnętrzu zaczęła się lekka panika, ale mimo to nie pozwoli się opanowac strachowi. Naprężył się i spróbował podnieś klapę i wciągnąć ciocię, jeśli taka będzie potrzeba. Nie pozwoli, by coś się stało nikomu w ogrodzie. -
Czarna:
Właściwie, nie zasługują na cokolwiek i to jest fakt. Choć… Biorąc pod uwagę zakres jego mocy, to sam Wieczny Płomień wydaje się dość ubogim prezentem. Zwłaszcza teraz, kiedy znajduje się w Asgardzie. Może nie tym oryginalnym, ale wciąż Asgardzie.
Vergis:
To… To był błąd. Właściwie, nazywanie tego po prostu błędem to ogromny eufemizm. W chwili, kiedy otworzył klapę, ta została zgrabnym ruchem przypominającym cios z plaskacza wyrwana przez tego samego intruza co wcześniej. Gdyby nie szybki odruch, to całkiem możliwe, że odleciałaby na bok nie tylko ta klapa, ale także ręką Vergisa. Z przerażenia prawie nie zwrócił uwagę na ciocię, która z dość dużą dziurą w barku wyglądającą, jakby ktoś jej oderwał duży, prostopadłościenny kawałek ciała, leży obok, mając coraz bardziej przymykające się oczy.
-Asgardczycy. Dlaczego zawsze to Asgardczycy zawsze muszą stawiać największy opór nawet wtedy, kiedy ich to nie dotyczy? Ach, z resztą nie ważne. Ta tutaj pani trochę tutaj poleży. Ale teraz… - powiedział wyraźnie zirytowanym tonem, po czym szybkim ruchem złapał Vergisa za gardło, podniósł na swoją wysokość i powiedział władczo - Gdzie jest Czarna Diament?