Gospodarstwo na Równinie
-
Pokręciła przecząco głową, zdając sobie sprawę, że zapomniała o tak podstawowej rzeczy…
-
W tak razie Jannet zapytała, nachylając się nad Mivvotem.
— Ej, słyszysz mnie? Jak Ci na imię? — Nie mówiła zbyt głośno, w razie gdyby ranny rzeczywiście spał. -
Albo spał snem kamiennym, co nie byłoby dziwne, skoro musiał wiele przeżyć, a ucieczka musiała zaabsorbować większość jego sił, albo dość dobrze udawał, nie mając ochoty na rozmowę z Wami.
-
Westchnęła.
— No dobra, zostawię Cię z nim, ale powiadom mnie, gdy dojdzie do siebie, dobra? Będę miała do niego pytanie. — -
//Ekhem.//
-
Kiwnęła jej głową.
-
Ale w międzyczasie może poszukać odpowiedzi gdzie indziej, prawda?
Opuściła Lilith i wróciła na dół, w ślad za traperem. -
Max:
I tak ponownie zostałaś sama ze zbiegłym niewolnikiem.
Radio:
Odnalazłaś go w kuchni, samego, gdy siedział przy stole, bębniąc palcami w stół. Znów zmierzył Cię wrogim spojrzeniem, a później odwrócił wzrok. -
Oparła się o framugę, krzyżując dłonie na piersi.
— Jeżeli chcesz mnie zabić, to zrób to rewolwerem; wzrokiem Ci się nie uda, ale doceniam starania. — Powiedziała beznamiętnie. -
To co jeszcze mogłaby zrobić? Jedzenie ma, śpi, ze wszystkiego innego wyleczony… Ale piętro niżej dalej jest bandzior. Poczeka chwilę, a nawet podsłucha wychodząc na korytarz. Po rozmowie może wywnioskuje co jej zrobią?
-
// Z tego co mi wiadomo, to bandzior jest obecnie piętro niżej. //
-
//Jak wyżej. Edytuj i odpiszę.//
-
// Max, przysięgam, zabiję Cię. //
-
//Op.
-
Max:
A więc podsłuchiwałaś.
//Dopóki nie odejdziesz i nie przerwiesz tego, żeby zająć się czymś innym, to nie musisz nic pisać.//
- Obiecałem to już kilku kumplom. - odparł. - No, może nie do końca miałem kropnąć Ciebie, ale Twoi staruszkowie są poza moim zasięgiem… Jeszcze. -
— Jeszcze? — Uniosła rudą brew w zaciekawieniu. Jej głos nie przejawiał większych emocji.
-
- Kiedyś ich dorwę. - odparł, wzruszając ramionami. - I czuję, że raczej prędzej niż później. I kulka z rewolweru to będzie najlepsze, co może ich spotkać za brata i kumpla na szubienicy i trzech kolejnych, którzy do końca życia będą gnić w pierdlu. - dodał i opuścił pomieszczenie.
-
— Uważaj na co się porywasz. — Zawołała za nim, zupełnie poważnie. — Wielu przed tobą obiecywało im śmierć, ale żadnemu się nie udało. Łącznie ze mną.
-
Odpowiedział coś, ale nie słyszałaś. Mimo to miałaś niejasne przeczucie, że cokolwiek zrobi, będziesz miała w jego planach jakąś rolę, niezależnie od tego, czy Ci się to spodoba, czy nie. Jednakże te niewesołe rozmyślania przerwała Ci dziwna wizyta, bowiem na parapecie otwartego okna dostrzegłaś gołębia. Gołąb jak gołąb, ale ptaki te nie występowały lokalnie na kontynencie, nie słyszałaś też o jakiejś populacji, która uciekła z jakiejś hodowli, więc był to pewnie gołąb pocztowy. I, rzeczywiście, przy jego nóżce dostrzegłaś niewielki metalowy cylinder, gdzie najpewniej znajdowała się wiadomość.
-
“List w Gospodarstwie?” Zmarszczyła brwi. “Do kogo? I od kogo?”
Ostrożnie zbliżyła się do gołębia i ujęła go delikatnie w dłonie, nie chcąc go spłoszyć. Następnie odwiązała cylinder, wyciągnęła list i odczytała go.