Gospodarstwo na Równinie
-
O? Więc rodzice jannet są poszukiwani? No, poszukiwani przez poszukiwanych dokładniej… Dość ciekawa ironia losu.
Kiedy rozmowa się skoczyła, doglądała chorego. Wtedy też po czasie przyszła jannet. Początkowo się wzdrygnęła, ale szybko się na nią popatrzyła, czekając. -
— Lilieth? — Zapytała, obserwując mivvotkę. — Potrzebuję twoich zdolności.
Odwróciła się tyłem do mivvotki, po czym zdjęła z twarzy skórzaną opaskę zasłaniającą jej pusty oczodół. Od razu zasłoniła to miejsce swoimi długimi, rudymi włosami. Odwróciła się z powrotem, wyciągając opaskę do ich “gospodyni”.
— Czy umiała byś przerobić ją tak, by dało się przez nią widzieć wszystko? Musiałaby z zewnątrz wyglądać normalnie. Rozumiesz o co mi chodzi? -
Kiedy się odwróciła i zdjęła opaskę, sama również to zrobiła. Nie przyjęła opaski, jedynie kiwnęła głową.
- Mogę spróbować, ale wolałabym zrobić nową… -Nie dopowiedziała jednak nic więcej licząc, że ta domyśli się o co chodzi. -
— Oh… jasne. — Jannet speszyła się nieco i założyła opaskę z powrotem. — Zdążysz do jutra? Do południa? —
-
- Mogę spróbować. Nigdy nie robiłam opasek. Już się za to biorę. - I natychmiast i ochoczo poszła do swojego kącika. W końcu będzie mieć coś, co oderwie ją od tego wszystkiego.
-
//Przyspieszyć ździebko, jak rozumiem?//
-
//Czekaj czekaj, ja jeszcze muszę zrobić gear-up na spotkanie z moim Starem! //
-
//Niezbyt rozumiem.//
-
Rudowłosa kiwnęła jej głową, po czym wróciła do swojej “pracowni”. Zaczęła przygotować wszelką, sprawną broń jaką tylko miała. Nie tylko dla Clyde’a i Williama, ale też dodatkową, dla siebie. W szczególności zależało jej na rewolwerach, najlepiej miniaturowych, łatwych do ukrycia. Gdy już wyciągnęła wszelkie dostępne pukawki wraz z amunicją(//możesz opisać jakie to i ile, albo zostawić to mnie//) przygotowała także noże i inne ostrza, scyzoryki, brzytwy. Planowała ukryć je w jakiś sposób tak, by w razie zostania związaną, mogła dobyć ich i rozciąć więzy. W rękawach? Gdzieś w nogawce?
-
//Panimajesz już? //
-
Radio:
//Masz to, co wyniosłeś z więzienia i nic więcej, ale możesz zajrzeć i przypomnieć, co to dokładnie było. Co do amunicji to masz wolną rękę, ale za dużo też tego nie może być. Możesz dodać jakąś prostą broń białą, która na pewno jest dostępna w gospodarstwie, i z jedną czy dwie bonusowe pukawki, choćby jakieś rewolwery.//
Mogłaś ukryć broń, ale miałaś pewność, że zostaniesz przeszukana, więc ukrycie ich było trudne, a kto wie, jak zareagują tamci, gdy zobaczą kolejnego asa w rękawie?
Max:
Niewolnik majaczył coś przez sen, ale nic nie zrozumiałaś, a on szybko przestał, więc rzeczywiście mogłaś skupić się na pracy.
//Od Ciebie zależy, jak chcesz to rozegrać. Ja ze swoim wątkiem poczekam, aż Radio opuści temat, teraz możesz coś pisać, możesz nie, ja nie wnikam, dopóki Radio znów Cię nie wyciągnie.// -
Tak więc Jannet wzięła z sobą prosty nóż bojowy (wsadziła go w but) i scyzoryk. Scyzoryk ukryła w rękawie tak, by w razie czego mogła ukryć go przed wćibskimi rękami, a także by po chwili wiercenia się mogła zrzucić go prosto w swoją dłoń. Pokerzystę wsadziła za pas razem z toporkiem, Marksmana do kabury, a niezawodną dubeltówkę przygotowała do przewieszenia przez plecy. Do tego W&L Needle, którego schowała dla odmiany u swojego boku i tradycyjny Smithson 1590 w drugiej kaburze. Do tego szeroki pas amunicyjny z sześćdziesięcioma czterema nabojami rewolwerowymi i kolejny na udo, z dwudziestoma nabojami do strzelby. Po kieszeniach schowała zapasowe 6 śrucin i laskę dynamitu. Jannet wracała do akcji pełną gębą.
Przygotowawszy wszystko, zjadła szybką, ale obfitą kolację i udała się do snu. Jutrzejszy dzień będzie ważny. Bardzo ważny. Jannet czuła się przygotowana.
Była?
To się okaże.
//I siup. Jeżeli z czymś się pomyliłem, to i tak wystaw post, tylko napisz mi co mam zedytować, a zedytuję. // -
//Poczekam więc na radia.
-
Max:
Praca zajęła Ci resztę dnia, później musiałaś zająć się swoim nowym podopiecznym i pracę postanowiłaś kontynuować jutro. Tak też się stało i rano, po śniadaniu, wszystko było gotowe.
Radio:
Obudziłaś się dziwne rześka, wesoła i wypoczęta, jak na osobę, która idzie ryzykować swoje życie przystało. Ale na śmierć nie wypada iść z pustym żołądkiem, miałaś więc czas, żeby zjeść śniadanie i odpocząć, gdy Lilieth skończyła wreszcie swoje zadanie. -
Podziękowała Lilieth za opaskę i sprawdziła, czy wszystko działa tak jak powinno (//w tym miejscu zakładamy, że wszystko działało, by lekko przyspieszyć wszystko//).
— Dziękuję. — Schowała ją do kieszeni.
“Chyba już wszystko mam. Najwyższy czas wyruszyć.”
— Posłuchaj mnie, Lilieth. — Zwróciła się do mivvotki. — Wyjeżdżam na kilka dni, może trochę dłużej. Nie ważne jak długo by mnie nie było, nie szukajcie mnie, jasne? — Przewierciła szaroskórą spojrzeniem jedynego oka. — Gdy wrócą Liwiusz i Rose, przekaż im to samo. — Powiedziawszy to, ściszyła głos. — Jeżeli te zbiry będą Ci się naprzykrzać, zabarykaduj się w pokoju z tym niewolnikiem i czekaj na powrót Rose, kapujesz? U mnie powinna zostać jeszcze jakaś broń, weź ją. -
//Jak Maks odpisze to śmiało możesz ruszać w drogę.//
-
//Leciiim!
Już samo “posłuchaj mnie” sprawiły że ta zaczęła się obawiać następnych słów. Jak się przekonała, słusznie. Świadomość, że ma zostać sama z tymi oprychami nie była zbyt optymistyczna. Do tego jeszcze możliwe zaginięcie lub śmierć Jannet i prośba i niepodejmowanie kroków ku odnalezieniu jej. Tyle dobrego, że nie chce w to wciągać tej dwójki, więc będzie sama może parę godzin… Ale wizja, że musiałaby wziąć broń, też nie była zbyt optymistyczna… Jej samej zaś jedynie kiwnęła głową. -
Jannet poklepała ją po ramieniu i uśmiechnęła się lekko.
– Trzymaj się. —
Poszła do wiaty na konie i zaprzęgła wóz. Odjechała w stronę samotnej ruiny na wielkich preriach. -
//Zmiana tematu. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu. A Max może wrócić do swojego wątku, jeśli chce.//
-
Patrzyła się jeszcze chwilę w horyzont, jakby upewniając się, że na pewno nie wróci. W końcu jednak pobiegła do ich gościa, sprawdzić jego stan.