Kijów
-
Jakimś cudem nie zarobiliście podczas tego manewru kulki od nikogo, ani nadgorliwych Ukraińców, ani dresiarzy, ani innych zielonych ludzików. Dotarliście do stacji na krótko przed zmierzchem, którą wciąż ochraniała grupa uzbrojonych po zęby mundurowych.
-
– Odpocznij, zjedz coś, orżnij jakiś Ukraińców w karty, a ja sobie pogadam z kimś, kto tutaj rządzi. Pasuje Ci czy sam chcesz sobie pogadać z jakimś kapitanem, majorem, sierżantem czy chuj wie kim?
-
- Mi tam wszystko jedno. Oby tylko rozmowy przebiegły na naszą korzyść.
-
– To idź pogadać, a ja sobie pogram z lokalsami, jeżeli będą chcieli.
-
//Czekam.//
-
- Dobra, mogę iść pogadać z dowódcą tego zadupia albo kimś ważnym w tej jednostce. Ale jeśli wszystko pójdzie się jebać, to wiedz, że to będzie przez twój plan.
// Pardon za brak odpisu przez jakiś czas, ale Zohan postawił mnie w sytuacji, w której nie chciałem się znaleźć. // -
//Czekam.//
-
Poklepał go po ramieniu i odepchnął lekko, aby w końcu ruszył dupę i pogadał z jakimś niebiesko-żółtym żołdakiem. Teraz on sam może na chwilę odpocząć i coś zjeść, a może i nawet pogadać z kimś.
-
Skoro jego towarzysz poszedł wypocząć, Michaiłowi nie pozostało nic innego jak poszukać jakiegoś ukraińskiego żołnierza, aby dowiedzieć się, gdzie mógłby znaleźć dowódcę oddziału bądź kogoś ważnego na tym zadupiu.
-
Antek:
- Starszyna Nikita Niczporuk, do usług. - odparł akurat ten żołnierz, które zagadnąłeś. - Ja dowodzę tym oddziałem, nasz bezpośredni przełożony jest w bazie, ale mam z nim kontakt telefoniczny. O co chodzi?
Zohan:
Odpocząć jak najbardziej, należało Ci się w końcu. A jeśli chodzi o rozmowę, to nie miałeś wielu potencjalnych kompanów, sami ukraińscy żołnierze, którzy jedli polowe racje żywnościowe, grali w karty, pilnowali okolicy na wartach, czyścili broń czy rozmawiali. -
Ukłonił się i zdjął swoją maskę przeciwgazową.
- Tak więc ja i mój towarzysz mieliśmy przygotować Państwu samogon w zamian za paliwo. Otóż udało nam się znaleźć coś, co mogłoby Was zainteresować. Niedaleko od stacji benzynowej powinno być centrum handlowe, które moglibyście wykorzystać jako bazę. Niestety, centrum to jest zajęte przez jakąś bandę dresiarzy, choć moglibyśmy wspomóc Was w wyczyszczeniu centrum handlowego z wrogów. - odrzekł, choć nie oczekiwał jakiegoś większego sukcesu z tej rozmowy. -
Przysiadł się do tych, co żrą racje, i sam zaczął konsumować puszkę fasoli. Zapytałby tych żołdaków o ich obecną sytuacje, ale wątpi, że mu odpowiedzą.
– Byliście kiedyś w Permie? – zapytał ich. -
Antek:
- Kurwa, pół życia przepierdoliłem na wsi, a drugie pół w kamaszach, także mów do mnie jak do prostego człowieka, tak? - odparł, nieco zirytowany, ale bardziej rozbawiony tymi określeniami jak “państwu” czy “otóż”. - Taaa… Były jakieś pogłoski, ale cholera wie, kto to jest. A ja mam tylko rozkaz siedzieć na dupie i pilnować naszych płynnych zapasów. Mogę pogadać z szefem, ale potrzeba więcej szczegółów, jakichś informacji… Bo byliście w pobliżu tego centrum?
Zohan:
- A gdzie to jest? - podpytał jeden z nich swojego kompana, ale ten tylko wzruszył ramionami. Dwaj pozostali natomiast nie zdradzali żadnego zainteresowania rozmową, po prostu dalej jedli i nawet nie podnieśli na Ciebie wzorku. -
- Ano byliśmy. Chłopcy w pasiakach nie pierdolą się w tańcu, sądząc po tym, że byli uzbrojeni w Kałachy.
-
– Przy Uralu, ale w europejskiej części Rosji. Ponad dwa tysiące kilometrów. Albo i trzy. Sam już nie pamiętam. Kawał drogi.
-
Antek:
- Dowódca wspominał coś, że od dawna stara się rozgryźć, kim są, kto ich finansuje i zbroi, i czemu się tu panoszą. To ma pewnie coś wspólnego z oddziałami Czerwonych, dobrze wyposażonymi, regularnie walczącymi z naszymi w mieście i okolicach. Mówi się, że chcą przejąć miasto, a jak na moje, to tamci w dresach to jacyś ich bojówkarze, mięso armatnie czy coś w tym guście.
Zohan:
- No to na kiego się pytasz, czy byliśmy, jak chyba wiadomo, że nie byliśmy, skoro to taki kawał drogi? -
- Patrząc po tym, że oni też próbowali nas zajebać, to najwidoczniej mamy wspólnego wroga. Zresztą, będziecie z tego mieli niezłe korzyści, bo nie dość, że możecie osłabić Czerwonych, bądź ich bojówkarzy, to jeszcze zdobędziecie nową bazę.
-
– Bo macie szczęście, że nie jesteście w żadnej Moskwie, Ufie, Permie czy innym rosyjskim mieście. Czerwoni to skurwysyny i pies ich jebał. Nawet w takim Permie, który jest w chuj daleko od Kijowa, na początku apokalipsy już zaczęli kłaść swoje czerwone łapy na cudzych rzeczach.
-
Antek:
- Powiedzmy, że choć częściowo się z Tobą zgadzam. Masz świadomość, że nie ufamy Wam na tyle, prawda? Równie dobrze to oni albo nawet Czerwoni mogli Was podstawić, żeby wciągnąć jak najwięcej naszych żołnierzy w pułapkę.
Zohan:
- No kurwa, teraz też nic nowego nie powiedziałeś. - fuknął żołnierz.
- Przed apokalipsą Krym, a jak wszystko zaczęło się jebać, to wiadomo, że nasz kraj radził sobie gorzej, to próbowali zabrać więcej naszych terenów. Dobrze, że Czerwoni jebnęli i zaczęli tłuc się między sobą, bo teraz to wszyscy bylibyśmy martwi albo czerwoni. - zawtórował mu drugi. Pozostali skończyli posiłki i przysłuchiwali się Wam z rosnącym zainteresowaniem. -
- Ano mam tego świadomość. To już od Was zależy, czy zdecydujecie się na atak na galerię, o której mówiłem, czy nie.