Pustynia Śmierci
-
Dysząc, spojrzał w dół schodów.
— Chcecie się bawić w partyzantkę, wy małe kurewki?! Bardzo dobrze, bawcie się jak chcecie! — Warknął.
Zebrał się w sobie, przymierzając do drugiego podejścia. Zaczął powoli schodzić po schodach przygotowana do przywalenia pierwszemu szczurowi, jakiego napotka. -
Te znów skryły się w głębi piwnicy, zaczynając od nowa zabawę w Murzyna i wielkie szczury.
-
//Zabawa w Murzyna i wielkie szczury… Śmiesznie to brzmi//
-
No zarąbiście, ale murzyn nie miał ochoty na tą zabawę.
“Ciekawe, czy drugi raz też się na to dacie…” Pomyślał, powtarzając trik z ustawieniem kolejnej pułapki w pobliżu schodów. Po tym złapał kij i poszedł w kierunku miejsca, które było stosunkowo blisko schodów, a gdzie widział wyłażące szczury. -
Ponownie wylazły, tym razem nieco pewniej, choć w mniejszej liczbie. Dopiero ciche warczenie dochodzące zza Twoich pleców uświadomiło Ci, że było ich tyle samo, co wcześniej, ale dwie sprytne bestie zwyczajnie zaczaiły się i zaszły Cię od tyłu.
-
“Czyli nie tylko ciałem urosły, włochate gówna.”
W tym momencie zrozumiał, że zapuszczając się po raz drugi do piwnicy popełnił duży błąd. Będzie mógł uważać się za szczęśliwego, jeżeli wyjdzie z tego cało.
Szybkim ruchem ciała obrócił się i wykorzystując siłę zamachu ciął kijem w miejsce, z którego dochodziło warczenie, mając nadzieję, że okażę się szybszy od szczurów i zdoła zdzielić je, tak by zginęły, a w konsekwencji nie żyły. -
Jeden odskoczył, drugiego trafiłeś, a impet ciosu posłał go na pobliską szafkę, z której spadły puszki, konserwy, a co najgorsze także jakieś butelki, które barman prawdopodobnie cenił bardziej niż Ciebie. Jednakże manewr na chwilę zdezorientował gryzonie, masz więc czas, aby się im wymknąć lub atakować dalej.
-
Wątpił, że ucieczka jakkolwiek zawyży jego szanse na przeżycie, w końcu wciąż był otoczony z dwóch stron. Jednak prędzej czy później będzie musiał się stad zabierać, dlatego czas przesunąć się w stronę schodów.
Uniósł kij nad siebie, po czym z całą swoją siłą spuścił go na gryzonia, który uciekł przed wcześniejszym ciosem, jednocześnie skacząc w przód. -
Znów udało mu się odskoczyć, ale teraz kompletnie stracił ducha walki i z piskiem uciekł gdzieś w mrok piwnicy, nie będąc już dla Ciebie problemem.
-
Ucieczka szczura dodała Dice’owi animuszu. W końcu ej, on jest człowiekiem, pieprzonym homo sapiens, gatunkiem dominującym. Jeżeli poradził sobie z dwoma, to da radę także reszcie.
Wiedząc, że pozostali wrogowie są za jego plecami, podskoczył i w pół-obrocie spuścił na nich swojego Excalibura, czyli kijek.
— Haia! — Wrzasnął, wymierzając uderzenie. -
Trafiłeś kolejnego szczura, który już raczej z podłogi nie wstanie, a reszta natychmiast rozpierzchła się po ciemnych zakamarkach pomieszczenia.
-
Uznał pierwszą część swojego zadania za wykonaną. Wobec tego rozłożył pozostałe trutki oraz pułapki oraz dobił szczury, by mieć pewność, że już nie będą stanowić zagrożenia. Po tym zaciągnął truchła na górę, by je wyrzucić.
-
- Ej, ej, ej, nie tak prędko! - odparł barman, widząc co robisz. - Cieszy mnie, że przeżyłeś i dałeś radę, szczere to się nawet tego nie spodziewałem. No, a te truchła rzuć na zaplecze, mamy tutaj zwierzęta, które nimi nakarmimy… A, i jak walczyłeś dzielnie z gryzoniami, burza wreszcie przeszła.
//Zohan, możesz już powoli wracać do gry.// -
//Czyli drzemka wykonana.//
Drzemka, drzemka i po drzemce. Ubrał się i upewnił się czy nic mu podczas tej drzemki nie zginęło. Jeszcze by tego brakowało, by mu ktoś podpierdolił żarcie albo siekierę. A! No i glocka wyjął spod poduszki i wcisnął go z przodu za pasek. -
— To świetnie… — Mruknął pod nosem Dice po bardzo pokrzepiających słowach swojego przełożonego, po czym poszedł na rzeczone zaplecze z naręczem szczurzych ciałek. Włochate cholerstwo…
-
Zohan:
Gniazdo Tułacza miało dość dobrą reputację, co zawdzięczało nie tylko temu, że pozwalało odpocząć w miarę komfortowych warunkach, uzupełnić zapasy, znaleźć sobie jakąś rozrywkę czy kupić coś od obwoźnych handlarzy, ale też temu, że kto wszedł do środka, ten był bezpieczny, a przynajmniej za to ręczył właściciel i szef tego miejsca, więc nie, nic nie zginęło.
Radio:
Pozbyłeś się wszystkiego całkiem sprawnie.
- Masz wolne do wieczora. - poinformował Cię łaskawie Hugh, przymierzając się do zejścia do piwnicy. Dobrze byłoby teraz się dyskretnie ulotnić, nim zobaczy, jakie szkody poczyniłeś podczas walki ze szczurami, zwłaszcza jeśli chodzi o trunki, i znaleźć sobie zajęcie na zewnątrz, dopóki gniew sędziwego barmana nie złagodnieje. -
To… bardzo dobry pomysł. W te pędy wylazł z baru, by rozejrzeć się po samym Gnieździe Tułacza.
-
To dobrze, że nic mu nie zginęło. Opuścił swój pokój i poszedł do baru. Może sobie coś kupi albo chociaż pogada.
-
Radio:
Burza przeszła, a choć nikt jeszcze dobrze nie uprzątnął nawianego przez nią piachu i pyłu, to strażnicy wrócili na swoje miejsca, a kupcy rozstawili swoje pojazdy lub stoiska, oferując sobie wzajemnie, innym gościom tego miejsca i jego obsłudze rozmaite towary, rzecz jasna w najniższej cenie.
Zohan:
Srogo się zawiodłeś, bo bar świecił pustkami, jedynie barman był gdzieś w pobliżu, chyba w piwnicy, bo drzwi do niej były otwarte, a Ty po chwili usłyszałeś nawet stąd jego krzyk:
- Kurwa mać, jebany czarnuch! Zastrzelę jak psa, niech tylko przylezie tu jeszcze raz! Kurwaaa, dlaczego akurat szkocka?! -
Już myślał, że to na niego się wkurwił z jakiegoś powodu, ale przypomniał sobie, że nie było go w piwnicy i nie jest tutaj jedynym czarnuchem. Zszedł do piwnicy, aby sprawdzić, co tamten drugi murzyn nabroił i dlaczego barman tak się wścieka.