Nowy Asgard
-
Vergis:
Niestety… Wszystko wskazuje na to, że gdziekolwiek by nie uciekł, został by zlapany. Nie wspominając już tego, co się stało, kiedy próbował uciec dosłownie chwilę temu.
-Cokolwiek. Rób z nią co chcesz, ale jeśli powiesz o mojej obecności komukolwiek, osobiście wrócę, żeby się pozbyć źródła problemów, jakim teoretycznie możesz być. - odpowiedział mu zniecierpliwionym tonem, po czym szybkim krokiem ruszył w kierunku pałacu, przenikając przez wszystkie przeszkody jak jakiś upiór.
Czarna:
Przez większość czasu był to dosyć wyrównany pojedynek. Głównie ze względu na element zaskoczenia jednej ze stron. Cios szedł za ciosem, a jeśli przez chwilę była przewaga to tylko po to, żeby po chwili znowu doszło do równowagi. Trudno powiedzieć, ile ta walka trwałaby, gdyby nie fakt, że po chwili obie strony poczuły przeszywający ból w lewej nodze i chociaż przez chwilę miały coś innego do skupienia się niż to, żeby pozabijać się nawzajem.
-Szybko poszło. - usłyszały… Z lewej… Z prawej… Po prostu usłyszały jakby lekko mechaniczny głos, a następnie powolne, dostojne kroki, po których nastąpił dźwięk ładowania broni plazmowej. -
Czarne
Nawet nie musiały zgadywać.
-Kaang Zdobywca… Dyktator z XXV stulecia, podróżujący w czasie… Myślałyśmy, że Rada uzgodniła, że nie będziesz podróżował bez rozpadu czasoprzestrzeni. - odpowiedziały unisono. Wiedziały, że to ostatnie chwile.
-A nawet jeśli… Twoja ingerencja mogła spowodować to zaburzenie. A nawet jeśli… Co się wydarzyło?
Vergis
Niemale natychmiast podbiegł do cioci i ustawił ją tak, by teaciła jak najmniej krwii.
-Ciociu, ciociu, nie umieraj, błagam Cię, nie umieraj!!! Słyszysz mnie, nie umieraj!!! - krzyczał w przerażeniu, płacząc niemalże, łzy zaszkliły mu oczy. Nie chce jej stracić… Nie chce. To nie jej przeznaczenie umrzeć ponownie. Usta złożyły się w modlitwie:
-Wszechmatki, Wszechojcowie… Dajcie mi siłę, by Mroczna Magia skierowana przeze mnie uzdrowiła ją… Błagam was… -
Czarna:
-Proszę, zamknijcie się chociaż i zaakceptujcie swoją śmierć z honorem godnym twojej osoby sprzed 150 milionów lat. Nie masz prawa wygłaszać mi wykładów o prawie i czasoprzestrzeni, podczas, gdy sama jesteś chodzącym zniszczeniem. Gdziekolwiek się pojawiasz, pogarszasz sytuację. Mówię o wszystkich “Ty”, każdej jednej Czarnej Diament, jaka w tobie rezyduje. Właśnie dlatego przybyłem, aby pozbyć się pionka, który może zarówno zapewnić zwycięstwo, jak i zbić obie strony razem z planszą przez swoją lekkomyślność i nieprzewidywalność. - odpowiedział jej wzburzony Kang, trzymając palec wskazujący w kierunku Czarnej Diament.
Vergis:
Nic szczególnego się nie stało… Trudno powiedzieć, czy to przez to, o kogo uzdrowienie prosi, o to kim jest, czy po prostu Wszechrodzice nie uważają tej sprawy za tak śmiertelnie ważną, by komuś użyczać swojej mocy.
Ciocia leży jak leżała, z tą różnicą, że w pozycji ustawionej przez Vergisa i tracąc mniej krwi. Po chwili jednakże, usłyszał dość specyficzny dźwięk, jakby ktoś wziął kawałek surowego mięsa i zaczął je wałkować. Do tego, dźwięk ten dochodzi z miejsca, w którym Ciocia została zraniona. Co się dzieje… -
Czarna
Przez sekundę nic nie mówiły, ale potem zaśmiały się.
-Jesteśmy chaosem, tą jedną, nieprzewidywalną zmienną, która potrafi wywrócić cały plan do góry nogami. I może przed śmiercią chciały się dowiedzieć, dlaczego uderzasz wtedy, kiedy nie mamy mocy, uderzasz znienacka i chcesz rozstrzaskać nas, mimo iż wiesz, że każdy Diament odpowiada za jakiś element rzeczywistości i trzyma ją w kupie. Bez jednego kryształu wszystko inne idzie o, jak to się mówi… Kant dupy obić?
Vergis
Spojrzał się po prostu przerażony na ciocię.
-Ciociu, co się dzieje, odpowiedz. -
Czarna:
-Nie pouczaj mnie w sprawach, które badałem zdecydowanie za długo. Choć… Widzę, że to nie będzie trudne zadanie. Jedyne w czym jesteś teraz mocna to w gębie. Próbujesz mnie czymś zająć, podczas gdy sama opracowujesz plan ucieczki, bądź też zastanawiasz się jak mnie zaatakować, żebym się tego nie spodziewał. - odrzekł jej natychmiast gdy skończyła mówić, po czym podszedł do niej pewnym rokiem i chwycił ją za welon, by następnie zacząć gdzieś ciągnąć.
Vergis:
Syn Lokiego poczuł nagle na swoim nadgarstku mocny i lodowato chłodny uścisk dłoni swojej ciotki. Chwilę usłyszał ciche charczenie. Zanim się obejrzał, leżał już kilka metrów dalej. Już po chwili zobaczył, jak Hela, już najwidoczniej z wyleczonym ramieniem, hojnie wymiotuje na ziemię krwią, próbując wstać, ale mogąc jedynie położyć na boku, lekko podeprzeć ramieniem i robić to co widać, że robi. -
Czarna
Zaczęłą się histerycznie śmiać. Smiech mógł być slyszany chyba w całym Asgardzie.
-Z chwilą, gdy się tu pojawiłeś z jasną misją dla siebie, podpisałeś na siebie wyrok śmierci. Poza tym skąd wiesz, czy bez nas nie będzie jeszcze gorzej? Wasza technologia z XXXI wieku, podróże w czasie… Żadnych przeszkód, niczego, co mogłoby spowodować zmiany w twoich planach. Poza tym eliminując nas stworzysz tylko kolejną odnogę chaosu, inny kurs historii Wszechświata. Może gdybyś nam do cholery ciężkiej powiedział, co się stało, byłybyśmy w stanie tobie pomóc w rozwiązaniu tego problemu?- powiedziała, a sama w międzyczasie delikatnie pruła sobie welon. Bez magii i broni średnio może coś zrobić. Zaraz, to jest przeciwteleportacyjne… Czyli był w najbliższym, możliwym miejscu… Ogrody… Trochę mu pewnie tam zajęło… Czyli coś musiało go zająć… Pewnie ktoś… Możliwe, że wypuścili Hel… Tia, podpisał na siebie bardzo bolesny wyrok śmierci.
Vergis
-… Ał… - powiedział, rozmasowując sobie… Nie za bardzo wie co. Spojrzał się tylko na ciocię, ale natychmiast obudziło się w nim coś, co można nazwać… Instynktem stadnym, opieki. Wręcz natychmiast do niej podbiegł, musi jej jakoś pomóc, uzupełnić krew czy coś… -
Czarna:
Kang przez chwilę się zatelepał, po czym mocniej ją złapał za welon, podciągnął bliżej i podniósł pionowo na wysokość swojej twarzy, przytrzymując ją za oba policzki z użyciem jednej ręki.
-Przestań pruć ten welon, nie uda Ci się ode mnie oderwać i spróbować wyskoczyć przez okno w formie klejnotu, żeby zostać poniesioną przez prąd asgardzkich rzek do Bifrostu. Pogódź się z każdą wersją swojego przeznaczenia. Mała porada życiowa. I przestań się do mnie odzywać dopóki nie zabiorę Cię tam gdzie trzeba. - powiedział do niej tak spokojnie jak tylko mógł, choć jego głos wyraźnie wskazuje, że ledwo się powstrzymuje przed nakrzyczeniem na nią jak na małe dziecko, które zbiło wartościowy wazon w salonie.
Vergis:
Jak widać, duma, odruchy… i mięśnie Heli są zdecydowanie silniejsze od odruchów Vergisa. Kiedy tylko do niej podbiegł, ta go złapała mocno za rękę i zaczęła trzymać na odległość, nawet będąc na leżąco. Jednakże, z tej perspektywy potomek Lokiego może zauważyć, że rana jej ciotki jest już praktycznie znikoma, pozostawiając po sobie głównie krwawe ślady na ziemi i jej ubraniu oraz brzegu włosów. -
Czarna
Tak, wyprowadzenie go z równowagi może być pożyteczne, ale również dowiedzenie się, o co chodzi…
-Nawet najwyższa inteligacja jest bardziej od ciebie przyjemna w odbiorze. Poza tym… Oj uwierz, może i z Białą mamy ostatnio nie po drodze, ale jedna drugiej nie da skrzywdzić, więc powiedz po prostu, o co Ci kurwa biega?
Vergis
-Ciociu, daj sobie pomóc, proszę Cię. Nie chcę Cię skrzywdzić. -
Czarna:
Kang jedynie pochwycił ją za kark niczym szczeniaka, którego trzeba gdzieś zanieść bez krzywdzenia. Po chwili wyciągnął drugi nadgarstek do przodu, przyłożył do swoich ust za hełmem i zaczął coś szeptać.
Vergis:
Na jej twarzy pojawił się wyraz wielkiego skupienia i siłowania, po czym powiedziała z trudem:
-A…A idź… W cholerę… Znaczy… Zostań, ale… Stój! - po czym położyła rękę na do niedawna zranionym ramieniu i zaczęła je rozmasowywać. -
Czarna
“Ta, zaklęcia, bo jeszcze mu się udadzą. Jasne, ehe…”
Vergis
Stanął przez chwilę jak wryty, ale zaraz odzyskał rezon.
-Ciociu, daj sobie pomóc. -
Czarna:
Po chwili, Kang wystawił rękę do której szeptał, do przodu, w kierunku podłogi. Z wewnętrznej strony jego dłoni wyskoczyło coś mniej więcej wielkości guzika, ze świecącym, niebieskim środkiem. Kiedy upadło na podłogę, zaczęło się rozkładać, aż osiągnęło rozmiar małego basenu w czasie około 3 sekund, Kiedy to się stało, Kang, wciąż trzymając Czarną, stanął na środku tego czegoś. Obojętnym tonem powiedział:
-Tak bardzo, jak chciałbym, żebyś tego nie zrobiła i poczuła konsekwencję, to jesteś mi potrzebna żywa i jestem jednak zmuszony powiedzieć, żebyś się mocno trzymała i starała mnie nie puścić, jeśli nie chcesz zostać rozdarta na atomy i umieszczona w Eterze międzywymiarowym.
Vergis:
Hela w odpowiedzi zaczęła powoli wstawać, coraz szerzej otwierając oczy. Przez chwilę się zachwiała i prawie upadła, ale ostatecznie udało jej się stanąć o własnych siłach, jedynie lekko uginając kolana oraz jedną rękę wciąż trzymając na zaleczonym ramieniu.
-Grr… Kazałam Ci biec przed siebie, nawet tego nie umiesz zrobić? - warknęła do niego, tym razem mrużąc oczy nie z powodu kondycji, ale przez intensywne zirytowanie na przyrodniego bratanka. -
Czarna
Jej nie trzeba niczego dwa razy niczego powtarzać.
-Wiesz, mogłeś powiedzieć, o co chodzi, to oszczędzilibyśmy znacznej porcji wkurzenia.
Vergis
O nie, co to to nie. To, że jest młody nie znaczy, że można na niego zwalać wszystko i obwiniać. Zwrócił Hel to samo spojrzenie i odpowiedział:
-Na początku biegłem, ale co bym nie dobił wracałem do punktu wyjścia, widziałem każdy swój ruch w przeszłości, jakby ktoś wyświetlał hologram z każdej chwili. Poza tym nie wiem, czy gdyby nie ja, to nie wykończyłby Cię. -
Czarna:
Po chwili milczenia oboje zostali przeniesieni. https://wieloswiat.pl/topic/2243/mobilna-baza-damocles
Vergis:
Przez dłuższą chwilę zapadło niezręczne milczenie wywołane brakiem odpowiedzi Hel. Ta jedynie najpierw zacisnęła, a następnie spuściła spojrzenie do dołu, mocno wzmacniając uchwyt na ramieniu. Po tym zdecydowała się zostawić to wszystko bez komentarza i odejść w głąb ogrodu, gdzie Kang zasiał martwicę podczas swojego pojawienia się. -
Poszedł za nią. To, że jest zły, nie znaczy, że ją zostawi.
-
Hela szybko się odwróciła na pięcie, po czym słabo tupnęła. Przed Vergisem wyrosła seria małych, czarno-zielonych kolców, które i tak po chwili się pokruszyły. Widocznie to sfrustrowało Helę jeszcze bardziej, bo znowu zaczęła iść przed siebie, teraz kulejąc coraz bardziej z każdą chwilę.
-
Nachylił się, po czym wziął fragment jednego kolca, a potem już w dalszej odległości za ciocią tupta.
-
Hela zatrzymała się na chwilę, a następnie zacisnęła mocno pięści, by następnie puścić dłonie luźno.
-Zostaw mnie. Potrzebuję spokoju. - powiedziała tak spokojnie jak potrafiła, zerkając przez ramię surowym wzrokiem na swojego przybranego bratanka. -
-Będę w pobliżu, jeżeli coś będzie się działo, albo ktoś przyjdzie ze straży.
-
Hela bez ani jednego słowa więcej poszła swoją drogą, wyczerpując swój limit słów.
-
Skinął tylko głową i szedł za nią w bezpiecznej odległości, jednoczesnie obserwując to, co się stało. Kto to był?