Wielkie Równiny
-
- Gdybym chciał Cię zabić to leżałbyś tu razem z nimi. - powiedział tamten zaskakująco spokojnym głosem, podchodząc od trupa do trupa, z których wyciągał rzucone wcześniej noże, wycierając je o ich ubrania. - Więc odwdzięcz mi się tym samym i nie celuj do mnie… I nie gniewaj się o ramię, szybko się zagoi, a dzięki temu mogłem uratować Ci życie.
-
-CO?! Czy ty siebie słyszysz?! W życiu nie widziałem cie na oczy, a ty przychodzisz i ot tak zabijasz ludzi z którymi podróżuje! Niby dlaczego mam cie nie zabić świrze? - Nie czuł się na tyle pewnie by pociągnąć za spust, ale dalej w niego celował
-
- Bo jesteśmy tacy sami. - odparł, jakby to było oczywiste. - Jesteśmy Wizjonerami. Jeden z nich też był, ale zdradził nasze ideały. Nie dotarłbyś do Czat żywy, zabiliby Cię po drodze lub oddali najbliższemu stróżowi prawa, co też by się pewnie równało śmierci lub więzieniu. Gdy to odkryto, wysłano mnie.
-
Ta odpowiedź zbiła go z tropu. Tak zauważył tatuaż u tego człowieka, więc to co mówił brzmiało przekonująco, zwłaszcza że w tym czasie gdy rozmawiali zdążyłby go zabić kilkukrotnie. Opuścił rewolwer. - N-naprawdę? Ale…po co mieliby to robi? Co im takiego zrobiłem? I jak się o tym dowiedziałeś?
-
- Są ludzie, którzy wiedzą o wiele więcej, niż my wszyscy razem wzięci. - wyjaśnił, zataczając szerokie koło ramionami, jakby mając też na myśli zabitych wcześniej ludzi. - I to oni się o tym dowiedzieli. Przysłali mnie, abym Cię uratował, zabił zdrajcę i wszystkich, którzy staną mi na drodze. I tak się też stało… Ich motywy nie są mi znane, ale spróbuję się czegoś dowiedzieć, gdy wrócę z Czat… Wrócimy. Nie uratowałem Cię tylko po to, żeby zabił Cię jakiś dzikus, prawda?
-
Podniósł się wreszcie z ziemi i stanął przed wybawcą nieco speszony.
- Cóż, dziękuję ci za ratunek. Naprawdę. Przebyłeś sam Wielkie Równiny by uratować moje marne życie… Nie zapomnę ci tego - Wyciągnął do niego dłoń. Tak naprawde podejrzewał, że głownym powodem było uciszenie zdrajcy, a nie jego ratunek. - Powiedziałeś, że wybieramy się do Czatów? Wiesz myślę, że kontynowanie podróży nie jest dobrym pomysłem. Tak wiem, potrzebujemy kolejnych Mivotów ale we dwóch nie damy rady ze sobą zabrać całej grupy. Wracajmy po prostu do domu co o tym myślisz? -
Uścisnął wyciągniętą do niego dłoń i lekko nią potrząsnął.
- Możesz wrócić i tak to skończyć, ale odradzam. Nawet nie zdążysz odpocząć po podróży, a do Twoich drzwi zapuka ktoś taki, jak ja… Nie dokładnie ja, bo pewnie obawialiby się, że miałbym jakieś sentymenty, ale ktoś podobny, inny zabójca. I skończyłbyś tak, jak ci tutaj. Może i nie byłbyś zdrajcą takiego kalibru jak Bernard, ale wciąż zrobiłbyś coś, czemu Wizjonerzy byliby przeciwni. Ich wola jest taka, aby kontynuować podróż, to więc zrobimy. A jeśli tak bardzo obawiasz się, że nie damy rady, to śmiało, możesz ograbić zwłoki z pieniędzy i innych cennych przedmiotów, aby dzięki nim wynająć w drodze powrotnej innych rewolwerowców, co do których nie będziemy mieli już żadnych wątpliwości. -
Otworzył usta by zaprotestować. To była paranoja, zostać ocalonym by zaraz potem zginać jako “zdrajca”. Owszem od początku wiedział, że dołączenie do tej organizacji to nie zabawa i trzeba ściśle przestrzegać poleceń, czego dowody leżały przed nim. Ale hej, nie nazwałby sabotażem tego, że po prostu by wrócił. Był Wizjonerem całym sercem i zrobiłby wszystko byle pomóc w progresie badań, ale cóż zrobić, gdy nie ma się możliwości wykonania obowiązku. Może tak naprawdę wcale nic mu nie groziło, a ten nieznajomy zwodził go, w jedynie sobie znanym celu? Może gdyby wszystko wyjaśnił ci anonimowi zwierzchnicy, o których wiedział że są ale nigdy nie widział, zrozumieliby to? Z drugiej strony zbyt bardzo cenił sobie życie by pozostawić je losowi. Z uwagi na umiejętności poznanego Wizjonera, jakich był świadkiem, był niemal pewny, że dotrą do Czatów, a pomysł z wynajęciem nowych ochroniarzy był logiczny. Więc na dobrą sprawę jedynie co go powstrzymywało to chyba własny upór. I może jeszcze nikła niejasna myśl, która teraz wykiełkowała mu głowię, mówiąca, że w postaci nowego znajomego jest coś niebezpiecznie podejrzanego? Cóż postanowił ostatecznie, że będzie kontynuował podróż. - W porządku więc. Jestem pewny, że dzięki tobie bez trudu dotrzemy na miejsce w jednym kawałku. Ale nie będę zdzierał pieniędzy z trupów. Nie jestem w końcu hieną cmentarną. Noo… może jednak zrobię wyjątek. To Bernard trzymał pieniądze na zakup Mivotów. Nie należały do niego, tylko do naszej organizacji, więc chyba weźmiemy je. - Podszedł do trupa Bernarda i zaczął przeszukiwać jego ubranie. Lekko się wzdrygnął, nie z powodu widoku śmierci (widział już wiele trupów człekokształtnych istot) , ale dlatego, że był to człowiek w dodatku ktoś kogo znał. Po zebraniu pieniędzy, podszedł do nieznajomego i powiedział - Możemy ruszać. I jeśli mamy od teraz razem podróżować, dobrze by było gdybyśmy się w końcu poznali, nie sądzisz? He he. Jestem Kyle Riptear.
-
- Dopóki nie upewnię się, że jesteś godny zaufania, nie zdradzę Ci swojego imienia. Mów do mnie Nożowniku, Wizjonerze czy jak Ci się podoba, ale niech nie będzie zbyt głupie ani nie zwraca zbyt dużo uwagi postronnych osób. A teraz ruszajmy, Kyle. Mamy długą drogę do pokonania, a niedługo zlecą się tu padlinożercy, tubylcy albo bandyci.
-
Coraz bardziej denerwował go ten osobnik. Czyli co? Otwrcie powiedział, że widzi mnie jako kolejnego podejrzanego. Niestety na razie nie może mu się przeciwstawić ani powiedzieć co myśli. Ma tylko nadzieję, że szybko wykonają to zadanie i wreszcie się od niego uwolni. - No dobra, w takim razie będę ci mówił Nathaniel. W skrócie Nathan. - Wsiadł z powrotem na swego konia.
//Jeśli nie masz nic do dodania, to możemy przewinąć akcje do przyjazdu do Czatów// -
Pokiwał głową, nie mając najwidoczniej nic przeciwko takiemu pseudonimowi.
//Jak najbardziej, zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.// -
Bulwa:
Dotarłeś do swojej kryjówki jeszcze rankiem, na pewno niezauważony przez nikogo, było to w końcu kompletne odludzie. Sama jama, bo jaskinią tego nazwać się nie da, może spokojnie pomieścić ciebie i cały ekwipunek, da się tam też swobodnie rozpalić ognisko, aby się ogrzać i przygotować posiłek. Niestety, koń już do środka nie wejdzie, ale patrząc na swojego rumaka, o którym z każdą chwilą myślałeś coraz bardziej jak o jakimś nadnaturalnym stworzeniu niż zwykłym koniu, poradzi sobie bardzo dobrze sam. Teraz zostaje tylko upewnić się, czy żadne dzikie zwierzę nie zamieszkało tu pod twoją nieobecność, a później udać się wreszcie na zasłużony odpoczynek. -
Podjechał koniem z wyciągniętym karabinem wycelowanym w grotę. Coś tam było czy czysto? Z tego co typ mówił, z tym będę znacznie wytrzymalszy… Może nawet uda mi się zapolować na tych całych Strażników i zajebać coś z ruin?
-
Gdyby było, to pewnie byś to zobaczył. Albo i było i skryło się głęboko, w mroku, gdzie światło nie sięgało.
-
Zszedł z konia, przewieszając sobie karabin przez plecy, zamiast niego chwycił strzelbę, lepiej nadaje się do walki na średni i krótki dystans. Cały czas uważny, wszedł do środka.
-
Nic nie widziałeś, przydałaby się pochodnia, którą w końcu dysponowałeś. Więc gdyby coś było w środku, mogłoby zaatakować znienacka i zadać ci bolesne lub nawet śmiertelne rany nim zdążyłbyś jakoś na to zareagować. Na szczęście w środku było jedynie kilka węży, które na twój widok zasyczały ostrzegawczo, ale później same opuściły kryjówkę.
-
- Kurwa, liczyłem na piękną niewiastę, nie na jadowite żmije. - Jebnął się w kryjówce i poszukał zakopanej tu butelki brandy. Odnalazł swój skarb?
-
Butelka była brudna, ale tylko z zewnątrz, poznałeś, że wciąż była solidnie zakorkowana, więc zawartość nie ucierpiała.
-
Posypał koniowi jakiejś paszy i nalał wody do miski, sam wziął coś do jedzenia i oparł się na workach z paszą dla tej bestii, odkręcając butelkę i biorąc łyka. Ciekawe jak za trupa smakuje alkohol.
-
Co ciekawe, wciąż czułeś smak. Nie tak dobrze jak kiedyś, ale i tak było to lepsze, niż jeść z jednakową przyjemnością jakieś pustynne chwasty i pieczeń w sosie własnym. Koń zabrał się za posiłek, choć niechętnie. Przelotnie zastanowiłeś się czy ta bestia nie je aby mięsa, ale z drugiej strony nie ma zbytnio sensu tego sprawdzać, zwłaszcza, że po kilku pierwszych łykach trunku i zjedzeniu nieco prowiantu poczułeś ogarniającą cię coraz bardziej senność.