Warszawa
- 
- No chyba Cię pojebało. - odparł zdenerwowany, choć też szeptem. - Nie uchylę tych drzwi tylko po to, żeby coś mnie złapało i zeżarło, jasne? Siedźmy cicho, może polezie. 
- 
Wskazał palcem na okienko. Może będzie jakaś szparka, przez którą idzie radę coś zobaczyć? Jeżeli nie ma, to nie pozostaje mu nic innego jak czekanie. 
- 
Ano była, Robert jednak wciąż uparcie odmawiał wyjrzenia choćby i przez to. 
- 
Czyli on musi wyjrzeć… Zanim wyjrzał, skupił się na tym łomotaniu. Jakie ono jest? Silne, słabe? 
- 
Coś lub ktoś, kto uderza, wali dość niemrawo, choć nieco mocniej, niż Zombie, to jednak nie tak szybko, jak człowiek. 
- 
Nie wie, co to może być. Musi wyjrzeć i wtedy dopiero się dowie. Zbliżył się do szpary, ale najpierw bez latarki, i spróbował dojrzeć to, co się dobija. Jeżeli nie zobaczył, bo jest na tyle ciemno, to sobie na kilka chwil odpuścił. Nie chce rozzłościć tego czegoś, co się dobija do środka. 
- 
Zobaczyłeś, a był to mężczyzna, co ciekawe w mundurze, nawet miał hełm na głowie. Żołnierz? Prawdopodobne, wielu wciąż się tu kręciło. Ale nie odzywał się, jedynie tępo walił rękoma w kiosk. Dopiero gdy chmury odsłoniły jasny tej nocy Księżyc zobaczyłeś, że nie jest to człowiek, ale odmiana Zombie, Wampir, ponieważ zauważyłeś, że ma zniekształcony nos, długie pazury na dłoniach i nienaturalnie bladą skórę. A także czerwone oczy, które na chwilę wbił prosto w Ciebie, a później zaczął jeszcze energiczniej dobijać się do środka. 
- 
Schował się szybko i położył palec wskazujący na ustach, aby Robert zachował się jak najciszej. Jeszcze bardziej ścisnął klucz w dłoniach i… czekał. W tej sytuacji nie ma nic innego do wyboru jak tylko czekanie. 
- 
Stukanie nasiliło się, a po chwili wzmogło na tyle, że zrozumiałeś, że teraz co najmniej kilka takich kreatur okupuje kiosk, próbując dostać się do środka. 
- 
Santa Madonna, wstał i oparł się na drzwi, aby miał chociaż o kilka chwil więcej za nim pożegna się z życiem. Nie widzi żadnej drogi ucieczki, nie widzi żadnej pomocy w pobliżu, nie widzi nic… 
 — Robert! Jak któryś tu wjedzie, to strzelaj z kuszy! W głowę chyba najlepiej!
- 
- A kto ma niby wejść? - zapytał równie zdziwiony, co przerażony. - Co ma tu kurwa wejść?! - dodał podniesionym tonem, teraz już nie zdziwiony, ale wyłącznie spanikowany. 
- 
— Nie drzyj się, bo jeszcze więcej ich przyjdzie, do kurwy… 
- 
Twój argument do niego trafił, bo się zamknął, ale i tak wpatrywał się z Ciebie, oczekując na odpowiedź. 
- 
— Nie wiem, czy są to zombie, wampiry czy jakieś inne gówno, choć wiele wskazuje na to drugie. — wyszeptał jak najciszej, licząc na to, że dadzą one sobie w końcu spokój i pójdą komu innemu zawracać dupę w noc, kurde. 
- 
Chyba tylko strach sprawił, że nie wydarł się ze strachu na cały regulator. Chociaż to trochę szkoda, miałeś wrażenie, że z tego kompana więcej będzie problemów niż pożytku i zwyczajnie możesz przypadkiem przez niego zginąć. 
- 
//Te całe Wampiry są wrażliwe tylko na światło słoneczne czy na każde światło?// Teraz pewnie nie zginie przez niego… no chyba, że narobił jakiegoś hałasu albo zwrócił uwagę na kiosk, gdy on spał w najlepsze. 
- 
//Te całe Wampiry są wrażliwe tylko na światło słoneczne czy na każde światło?// Teraz pewnie nie zginie przez niego… no chyba, że narobił jakiegoś hałasu albo zwrócił uwagę na kiosk, gdy on spał w najlepsze. 
- 
//Światłowstręt, czyli każde światło, ale jedna mała latarka to za mało, żeby je odstraszyć. 
 Były teraz właściwie dwie opcje: Albo się znudzą i pójdą polować gdzieś indziej albo stracą cierpliwość i spróbują dostać się do środka siłą. No i zawsze mogą odejść, aby zaczaić się gdzieś w pobliżu, ale to żaden problem, jeśli nic nie zmusi Was do wyjścia przed świtem. No i sam mogłeś spróbować jakoś je przepłoszyć lub zabić, a nie czekać na uśmiech losu.
- 
Jak się dostaną, to szansę na przeżycie będą równe zeru. Ale można spróbować ich zabić za pomocą kuszy i latarki lub też po prostu spróbować rozjebać któremuś łeb. 
 — Masz tylko jeden bełt do tej kuszy? — zapytał Roberta i ściągnął z jego głowy latarkę.
- 
- Jeden załadowany i pięć w plecaku. - odparł. - Po co Ci moja latarka? 
 

