Miasto Hammer
-
Chyba możemy się zgodzić że to ta chwila w której należy odłożyć urażoną dumę na drugi plan i spróbować przeżyć.
Porzucając bez słowa konającego i ignorując przeciwnika, który dobijał rannych ruszył czym prędzej do Eerciego i Magnusa.
Lepiej żeby jego zaklęcie zadziłało…
W przypadku ataku na swoją wielmożną osobę kontrował magią,… i kurczowo trzymaną laską. -
Zewsząd otaczali Was tajemniczy wojownicy, wszyscy odziani w te same stroje, uzbrojeni w te same miecze, z identycznymi maskami na twarzach, co do których nie miałeś wątpliwości, że będą Ci się teraz śnić po nocach.
- Kufer. - powiedział krótko jeden z nich, wskazując mieczem na wóz, przy którym stałeś Ty i pozostali najemnicy.
- Za dobrze mi za niego płacą. - odparł zdecydowanie Magnus i dokończył inkantację, stukając kosturem w ziemię. Początkowo nic się nie działo, co zdziwiło tak Ciebie, jak i Waszych wrogów, którzy nawet ośmieleni tym ruszyli naprzód o kilka kroków, ale zdążyli zrobić tylko tak małe postępy, gdy nagle Was i wóz z cenną zawartością otoczył ognisty okrąg, a po nim kolejny, jeszcze jeden… Łącznie było ich sześć, aż Magnus nagle rozsunął szeroko ramiona, przechodząc płynnie z obrony w atak, gdy ściany ognia poleciały w kierunku zdziwionych wrogów. Niektórzy odbiegli, inni uskoczyli, ale większość została zapalona. Gdy Magnus wypuścił ostatni ognisty krąg, żaden z wrogów nie pozostał żywy na polu bitwy, a ledwie kilku uciekło. -
- WOW! - jednak członkowie Rady to zupełnie inny poziom.
A może skorzystać z okazji i nauczyć się magii ognia?
- Ktoś ranny? - zapytał spoglądając po pozostającej przy życiu dwójce towarzyszy. Jeśli nie wymagali pomocy medycznej, a w zasięgu wzroku nie było przeciwników do ścigania, pochwycenia i torturowania z okrucieństwem do którego zdolni są tylko wysoko urodzeni ruszył do wozu po swoją torbę (i owsiankę uwu). -
Wszyscy trzymali się dobrze, a żaden przeciwnik nie ostał się w zasięgu wzroku żywy. Eerci i Magnus nie mieli żadnego zbędnego balastu, więc ten pierwszy zabrał kufer i zaczął pełznąć w gościńcem w kierunku miasta.
- Konie uciekły lub je zabili. - wyjaśnił Magnus i również ruszył w drogę, nie było najwidoczniej sensu czekać tu na kolejnych wrogów. -
- Tak bez śniadania?! - podążył za nimi jedząc swoją owsiankę… miał jeszcze trochę suchego prowiantu jeśli im nic nie zostało…
Szczerze mówiąc, nie chciał się z nimi rozstawać po ukończeniu misji. Razem było o wiele milej… i bezpieczniej
-
//Nic już po drodze nie planuję, także zmiana tematu. Zacznę Ci w Kasuss, gdy będziesz na miejscu.//
-
Ten post został usunięty!
-
Jonathan Waasi
Pokazał dodatkowe kilka złotych monet.
- Pieniądze mam - odpowiedział. - Umiejętności w walce też są, tatuś chciał zrobić ze mnie kiedyś rycerza.
Była to pozornie bezużyteczna informacja, ale zaznaczył tym samym, że nie da się tak łatwo, jeżeli ktoś spróbuje go zabić i okraść. Niech dwa razy pomyślą, zanim zadziałają, szumowiny uliczne. -
- Więc dlaczego skończyłeś rozmawiając z żebrakiem w jakiejś uliczce w Hammer?
-
Jonathan Waasi
- NIe konkuruje się z Paladynami, o czym wówczas jeszcze nie wiedziałem, przyjacielu.
Powoli denerwował go ten bezdomny, lecz informacje informacjami, potrzebował ich. -
- To wie każdy. - odparł, wzruszając ramionami. - To mnie przekonuje. Mów, co chcesz wiedzieć.
-
Jonathan Waasi
- Głównie informacje na temat ich siedziby w Hammer. -
- Pamiętasz tych Paladynów przed bramą? Tamci jeszcze uprzedzają, że będą badać cię Magią Światła. Wartownicy pod siedzibą robią to na każdym przechodniu w zasięgu wzroku i to tak, że nikt z nich nic nawet nie czuje. Wiem, że jest na pewno główne wejście, silnie strzeżone, nie do prześlizgnięcia się, ale pewnie są też jakieś inne, dla giermków, służby i innych takich. Radzę zacząć od tego. Ale nieważne jak wejdziesz, ważny jest powód. To musi być coś dobrego, żeby wpuścili cię do środka, bo chyba na tym ci zależy, nie? W większości przypadków wartownicy odprawiają z kwitkiem, jeśli to pierdoła, w innych ktoś od nich przychodzi do ciebie przed bramę, nie wiem co musiałbyś im wcisnąć, żeby zaprosili cię do środka.
-
Jonathan Waasi
- Łapię. - Rzucił mu monetę. - A powiedz, chciałbyś zarobić? -
- A wyglądam jakbym nie chciał? Uprzedzam tylko, że cenię swoje życie, nieważne jakby marne było, bardziej niż kilka monet.
-
Jonathan Waasi
-- A kilkadziesiąt monet? -
- Zależy jakich. Srebrnych i miedzianych? Tak. Złotych? Tu już bym się zawahał.
-
Jonathan Waasi
-- Wiesz, że płacę w złocie. -
- Powiedzmy, że wezmę pięćdziesiąt złotników. Jeśli robota będzie trudniejsza, niż mówisz, zapłacisz mi więcej. Zgoda?
-
Jonathan Waasi
-- Zgoda – odparł, po czym rzucił mu sakiewkę po odliczeniu złotych monet.